Zwierciadło Uczuć

– Niszczy mnie… Znowu to robi. Ostatnio z coraz większą premedytacją, zaciekłością. Mój ból sprawia mi przyjemność. Oswoiłam się już z faktem psychicznego nękania. Oswoiłam się, że jestem dla niego szmatą, idiotką, głupiutką istotką, która bez niego by sobie nie poradziła. Ale już kilka razy podniósł na mnie rękę. Przyduszał. Ciągnął za włosy. To tak jakby ktoś mnie uszczypnął i powiedział: „Hej, myślałaś, że te wyzwiska to tylko koszmar? Ja tu jestem! I zrobię Ci tu piekło. Zaprowadzę Cię żywcem pod ziemię. Sama będziesz wolała wybrać śmierć, niż chodzić po tym zasranym świecie”.

Spojrzała w okno przysłonięte szarą roletą. Do gabinetu wpadało bardzo mało światła. To jeszcze bardziej eskalowało jej przygnębiające przeżycia. Próbowała się otworzyć na różnych grupach, na sesjach z psychologami. Wszędzie jednak przeszkadzał jej wszędobylski optymizm. A raczej próba jego zarażenia. Będzie dobrze, wszystko się ułoży, nie martw się, złość piękności szkodzi – takie hasła działały na nią jak płachta na byka. Dopiero tutaj czuła, że może być sobą. Żadnych komentarzy, żadnej litości, żadnego współczucia. Mogła spokojnie uzewnętrzniać to wszystko, z czym zmierzała się na co dzień.

W domu nie czuła nic. Kompletna pustka. Czasami czuła się jakby poza progiem swojego mieszkania, za każdym razem kiedy go przekraczała, zostawiała własną duszę. Wchodziło samo ciało, opakowanie. Znosiło „obojętnie” wszystkie emocjonalne ciosy. Przygotowywała posiłki, sprzątała, robiła pranie, zmywała, szła spać. A jednocześnie najgorszą świnią na świecie, złośliwą babą, kretynką, najbrzydszą osobą, której nikt by nie zechciał. Nie jest nawet w stanie wymienić wszystkich epitetów, które słyszała pod swoim adresem.

– Myślę, że możemy spotkać się na kolejną sesję, dokładnie za tydzień. Czy pasuje Ci godzina 18:00? – to były jedyne słowa jej psychoterapeuty wypowiadane podczas każdego dotychczasowego spotkania.

– Jasne – odpowiedziała lekko zawiedziona, że jej czas już minął. Rzuciła mu na biurko stuzłotowy banknot i opuściła gabinet.

Ubierając ciemny płaszcz, pomyślała tylko o tym, że właściwie już od kilku miesięcy płaci mu jedynie za słuchanie. Ani razu nie usłyszała od niego żadnej rady, wyrazu współczucia. Zrobiło się jej nieco dziwnie, ponieważ płaciła na niego ponad 400 złotych miesięcznie, a nadal tkwiła w tym samym miejscu.

Stojąc przed ogromnymi drzwiami, wyciągnęła klucze do mieszkania. Wzięła głęboki oddech. Była przygotowana na całą serię zgryźliwych komentarzy, wścibskich pytań, rozkazów.

Weszła do przedpokoju, najciszej jak się dało. Chciała po raz pierwszy wymknąć się do swojej sypialni. Zamknąć na klucz i udawać, że jej nie ma. Wystraszyła się nawet swojej chwili słabości. Tego, że jednak okazuje w tym mieszkaniu strach. Wiedziała, że takie zachowanie zakłada z góry jej przegraną. Gdy w pośpiechu otwierała wejście do swojego malutkiego azylu, usłyszała za plecami skrzypiący wózek inwalidzki.

– Gdzie byłaś???!!! – wydarł się jakby, była naprawdę głucha.

Zignorowała go. Jednak nie wiedziała czemu, jednocześnie wkradło się w nią rosnące zdenerwowanie. Trzęsącymi dłońmi próbowała przekręcić kluczyki.

Podjechał jeszcze bliżej niej. Wziął swoją laskę i przeciągnął z całej siły po jej łydkach.

– Powtarzam jeszcze raz, gdzie byłaś suko???!!!

Nie poddawała się. Mimo tego, że klucze wyleciały jej z dłoni, a w łydkach poczuła kłujący ból.

– Ja Cię zaraz załatwię szmato!!! Raz na zawsze! Będziesz chodziła jak w zegarku, będziesz słuchała swojego Pana!!! – obrzydliwy bas wyłaniał się z jego krtani.

Udało się. Wpadła do swojego pokoju i natychmiast zatrzasnęła za sobą drzwi, zaciągnęła metalową zasuwę. To było jak więzienie i azyl w jednym miejscu. Rzuciła się na swoją wąską kanapę. Zakryła poduszkami uszy, by nie słyszeć już więcej tych wszystkich wyzwisk. Mimochodem do jej uszu docierały uderzenia laską o drzwi. Płakała. Nie pamięta kiedy ostatni raz tak wyła. Przecież w ostatnim czasie funkcjonowała z dnia na dzień. Potrzebowała się tylko wygadać. A może ruszyła ją obojętność jej psychoterapeuty? Może on też już uznał ją za beznadziejny przypadek, skoro tylko kasował pieniądze za to, że opowiadała jak ją traktuje były mąż. Nawet nie jej własny, tylko były, który nie zamierzał wyprowadzić się z domu. Który po wypadku zmienił się w tyrana, w potwora, w jej największy koszmar. Nawet nie wie kiedy zasnęła.

Przebudziła się następnego dnia. Zapuchnięta od płaczu twarz, suchość w gardle i ścisk w żołądku przypomniały jej o wczorajszej sytuacji. Zakryła się kołdrą po sam czubek głowy i skuliła w pozycję embrionalną. Miała siłę jedynie wysłać SMS-a do pracy, by wziąć urlop na żądanie. Nie miała siły ruszyć najmniejszym palcem. Patrzyła tępo w ścianę, która wydawała się jej całkowicie zimna i obca.

Leżała tak kilka godzin. Co jakiś czas z oka spływała kolejna łza, zasychająca później na chropowatym policzku. Nie wiedziała kogo nienawidzi bardziej. Jego czy siebie. Nie wiedziała, kto ją bardziej więzi w tym życiu – on, czy ona sama. Nic już nie wiedziała. Jedyne na co miała ochotę, to zniknąć. Obrócić się w nicość. Jej były mąż miał rację. Doprowadził ją do takiego stanu, że chciałaby się obrócić w większą nicość, niż tą, którą zastaje tutaj każdego dnia. Nie wiedziała sensu w swoim każdym kolejnym oddechu.

Rozpłakała się jeszcze bardziej. Użalała się nad sobą. Po raz pierwszy od tak bardzo dawna, płakała jak dziecko i użalała się nad swoim losem. W życiu nie przyszło jej do głowy, że przyjdzie jej tak marnie skończyć. Bez nikogo, bez sensu życia.

Wzięła ponownie do ręki telefon. Wykręciła numer telefonu do swojego psychoterapeuty. Była to jedyna osoba, którą miała, na którą mogła liczyć.

– Czy możemy spotkać się jeszcze dzisiaj? – wychrypiała przez zasuszoną krtań

– Hmmm, noo nie bardzo. Mam dziś całą masę spotkań. A coś się stało? – obojętny, a właściwie bardzo oficjalny głos jej specjalisty wywołał w niej jeszcze większe uczucie jeszcze większej beznadziejności. Czuła się oszukana, wyssana z pieniędzy, energii życiowej..

– Chcę się zabić.. – odpowiedziała płaczliwym głosem.

W słuchawce zapadła niezręczna cisza.

– Dobrze, w takim razie proszę przyjechać o 22:00 do mojego gabinetu. Niestety nie mogę żadnego pacjenta przepisać na inną godzinę – brzmiał, jakby zapisywała się na wymianę plomby u stomatologa.

Rozłączyła się.

Nie spodziewała się takiej reakcji. Oczekiwała chociaż cienia empatii. Poczucia bezpieczeństwa, że on jej nie pozwoli na odejście z tego świata. A on brzmiał, jakby mu było wszystko jedno.

Nie było na tym świecie żadnej osoby, której by na niej zależało.

Zacisnęła powieki. Czuła się najbardziej samotna ze wszystkich ludzi na całym świecie. Nie miała nikogo, nie miała gdzie pójść, nie miała komu wykrzyczeć całego swojego smutku. Nie miała dla siebie żadnej nadziei

Zakryła się kołdrą, z mocnym postanowieniem, że będzie tutaj leżała, dopóki nie umrze z głodu, dopóki się nie odwodni, lub dopóki jej były mąż nie wtargnie i po prostu jej nie zabije. Ale gdzieś mimochodem zerkała na zegarek. Widziała przesuwające się wskazówki, nieubłagalnie zbliżające się do godziny spotkania.

W głowie zaczęły pojawiać się różne myśli. Nie widziała najmniejszego sensu wybierania się do beznadziejnego psychoterapeuty, który znowu skasuje ją kolejną stówę. Nienawidziła go za to, że nie chciał jej pomóc. Postanowiła, że zrobi mu na złość i nie pójdzie na spotkanie. Tak! W ogóle przestanie chodzić na terapię. Niech się wypcha i szuka innej naiwniaczki. Oblała ją fala złości. Miała żal do całego świata, że jest tak jak jest. Nagle przypomniała sobie o wrednej sędzinie, która wydała taki wyrok, że nie mogła eksmitować swojego byłego męża. Bo taki nieporadny, bo nie potrafi funkcjonować samodzielnie i zarabiać pieniędzy na swoje utrzymanie. Ale mimo swojego kalectwa, tyle razy wyrządzał jej krzywdę.

Gdy coraz bardziej nakręcała się w swoich destrukcyjnych emocjach, usłyszała wibrujący sygnał telefonu. Poczuła się, jakby ją przyłapana na najgorszej zbrodni na świecie. Z mocno bijącym sercem, sięgnęła telefon i odczytała wiadomość:

„Proszę szybko się spakować i po cichu wyjść na parking, koło delikatesów na dole”.

Patrzyła jeszcze przez chwilę z niedowierzaniem na SMS-a. Nadawcą był jej psychoterapeuta. Spojrzała na zegarek – 21:45.

Rzuciła się do szafki z ubraniami. Chwyciła najpotrzebniejsze rzeczy. Z doniczki ze sztuczną paprotką wygrzebała słoik ze wszystkimi oszczędnościami jakie miała. Narzuciła na siebie wczorajsze ciuchy, związała włosy w kucyk i miała już szarpnąć za klamkę.

Przeczytała wiadomość jeszcze raz. Ma wyjść po cichu z mieszkania. Zamarła. Przecież to może się w ogóle nie udać. A jeśli on nie stoi na tym parkingu, tylko sobie żartuje? Przecież jak ją eks zobaczy z walizką, to ją ukatrupi. Ogarnęły ją wątpliwości. Przed chwilą miała zamiar umrzeć, teraz czuła się jakby walczyła o życie. Podjęła ryzyko. Delikatnie nacisnęła na klamkę. Usłyszała w drugim pomieszczeniu dźwięk włączonego telewizora.

Odetchnęła z ulgą. Wyskoczyła na palcach na korytarz. Buty! Czemu nie założyła butów?! Czemu ich nie brała do swojego pokoju, tylko zawsze zostawiała w korytarzu. Nachyliła się, by je wziąć.

Miała wrażenie, że zamiast ze swojego mieszkania, ucieka z jaskini lwa.

Wybiegła na klatkę schodową na bosaka. Na ramieniu miała strasznie ciężką torbę, a w lewej dłoni trzymała swoje buty. Pędziła w kierunku auta swojego psychoterapeuty, który siedział spokojnie za kierownicą.

Wpadła na tylne siedzenie i rozpłakała się. Wyła. Mężczyzna nie pytając o nic, ruszył spokojnie na wylotową drogę. Jechali w kierunku morza.

– Dojechaliśmy – psychoterapeuta z pokerową miną oznajmił swojej pasażerce, że osiągnęli cel podróży. Podniosła się z siedzenia, na którym skulona przespała całą drogę. Rozejrzała się dookoła. Zaparkowali na skraju sosnowego lasu, wprost z widokiem na wzburzony Bałtyk.

– Dlaczego przyjechał Pan po mnie? – kobieta nie kryła zdziwienia. Miała wrażenie, że wydarzenia z minionego dnia i nocy, były tylko snem.

– Uznałem, że w końcu jesteś gotowa na zmiany w swoim życiu – nadal jego ton brzmiał, jakby miał tysiące takich przypadków

– Jak to? Przecież wczoraj chciałam się zabić! – obruszyła się.

– Samobójcy nie szukają pomocy. Oni po umierają po cichu – nie potrafiła mu nie przyznać racji. Rzeczywiście uznała go za swoją ostatnia deskę ratunku.

– Co dalej? – oblała ją fala niepewności.

– Na razie zamieszkasz w ośrodku, w którym postawią Cię na nogi. Pierwszy krok już zrobiłaś. Chcesz w ogóle coś zmienić. Pamiętaj, że nadal wszystko będzie zależeć tylko od Ciebie. Albo zaczniesz wszystko od nowa, albo wrócisz do swojego byłego męża i punktu wyjścia – wypowiadał się, jakby tłumaczył instrukcję obsługi komputera. Albo go uruchomię i nauczy się nim obsługiwać, albo w ogóle nie podłączy go nawet do prądu.

– Możesz się jeszcze wycofać, jak chcesz. Rozumiem, że nie masz niczego, ale właśnie wczoraj pokazałaś, że w jednej torbie zmieścisz wszystko, czego potrzebujesz najbardziej – psychoterapeuta po raz pierwszy wysłał słaby uśmiech w jej kierunku.

– Nie rozumiem, dlaczego dopiero teraz Pan… Dlaczego dopiero teraz mi pomagasz? – Kobieta nie rozumiała, że przez te wszystkie miesiące nie zrobiła tak wiele, jak przez ostatnią dobę.

– Bo chciałaś tkwić w tym gównie – stwierdził dobitnie – mogłabyś godzinami opowiadać o Twoim tłamszeniu. Szukałaś tak długo osoby, która pozwoliłaby Ci się babrać w tym dalej i jednocześnie w razie co obarczyć ją odpowiedzialnością za to. Czy właśnie tak nie było? Skakałaś od grupy, do grupy, od psychologa do psychologa. W każdym z tych miejsc, od razu chcieli Cię podnosić do góry, ale Ty tego nie chciałaś. Wyczułem to na naszym pierwszym spotkaniu. Opowiadałaś o tym w taki sposób, jakbyś przez to poniewieranie miałabyś się czuć wyjątkowa.

– Wyjątkowa? – kobieta spojrzała z niedowierzaniem.

– Dokładnie, wyjątkowa. Miałaś swoją historię. Historię ofiary, bitej, nękanej, sponiewieranej przez byłego męża. Kim byłabyś, gdyby mąż się wyprowadził i dał Ci spokój?

– Nie wiem.. – odpowiedziała po chwili zastanawiania się nad zadanym pytaniem.

– No właśnie. A tak byłaś kimś. Kobietą, która musi cierpieć, musi być nieszczęśliwa. Bo co to znaczy być szczęśliwą? To znaczy mieć zupełnie zwyczajne życie. Idę do sklepu po bułki, potem do pracy. Po pracy spokojnie zasiadam przed TV, by obejrzeć ulubiony serial. To byłoby dla Ciebie zbyt nudne.

– Czyli to wszystko moja wina? – kobieta patrzyła pusto w dal i dopiero zaczynały do niej docierać słowa, które już kiedyś słyszała, ale nie dopuszczała ich do siebie.

– Nie – mężczyzna odpowiedział bardzo spokojnym tonem – W swojej podróży, potrzebowałaś akurat tyle czasu, by dotrzeć do tego miejsca, w którym jesteś teraz. Nikt za Ciebie nie mógł tego zrobić. Sama zdecydowałaś o tym, że chcesz podjąć próbę zmiany. Mogłaś do mnie nie dzwonić. Mogłaś zignorować mojego SMS-a. Czy teraz widzisz różnicę? Jak tylko Cię tutaj przywiozłem. Ale co Ty z tym dalej zrobisz, również zależy tylko od Ciebie. Jak będziesz chciała stąd uciec, to uciekniesz.

Patrzyła na niego ze zdumieniem. Jeszcze wczoraj określała go jako oszusta, rzeczywiście obarczała go odpowiedzialnością za swoje życie. Nie chciała się przyznać do tego, że sama je ponosi.

– Gotowa? – psychoterapeuta objął ją życzliwym spojrzeniem.

– Tak – wydusiła z siebie trudem, jakby co najmniej przeciskała tonę węgla przez swoje gardło.

Mężczyzna odpalił silnik i wykręcił w kierunku drewnianego, dużego domu, w którym miała się tworzyć zupełnie nowa historia, kolejnej uwolnionej od swoich koszmarów kobiety.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.