Część 3 : Wielki dzień coraz bliżej

Tego dnia, jak zwykle szykowałem się do pracy. Moja żona, która była już w siódmym miesiącu ciąży, nie poddawała się i nadal robiła mi pyszne kanapki. Prosiłem ją już wiele razy, żeby korzystała z wolnego i wypoczywała ile się da. Ale z drugiej strony uwielbiałem wspólne poranki. W pracy czas mi się dłużył, dlatego zawsze wracałem do naszego domu mocno stęskniony za swoją żoną i naszą małą kruszynką. Już wiedzieliśmy, że urodzi nam się córeczka. Kolejne badania USG pokazywały, że będzie naprawdę śliczną damą. Nie było innej opcji, w końcu miało to być nasze ukochane dziecko, na które tak długo czekaliśmy.

Przeglądając kolejne papiery w firmie, spojrzałem na wyświetlacz telefonu.

– Halo, Kochanie pewnie przypomniało Ci się, że skończyły się lody kokosowe? Nie martw się, po pracy przywiozę ich przynajmniej kilkanaście – chciałem zgadnąć kolejną zachciankę mojej żony.

– Sławek… Za chwilę przyjedzie do mnie pogotowie. Zaczęłam mieć skurcze, pojawiła się krew. Boję się Sławek – moja żona próbowała przez łzy poinformować o tym, co się stało.

– Już jadę – moje myśli skupiły się tylko na tym, by jak najszybciej dotrzeć do mieszkania.

– Moja żona jedzie do szpitala, muszę wyjść z pracy – rzuciłem do ogółu współpracowników i wybiegłem z biura.

Nie pamiętam o czym wtedy myślałem. Łamałem wszystkie przepisy drogowe, które obowiązywały mnie na trasie – firma-dom. Myślałem, że już nie zdążę.

Gdy podjeżdżałem pod blok widziałem już jak do karetki zanoszą moją żonę. Zdążyłem się tylko dowiedzieć, że jadą na Sienkiewicza. Pognałem zaraz za nimi.

Sekundy, minuty, nie wiem ile to wszystko trwało. Miałem wrażenie, że całą wieczność. Nie wiem skąd się dowiedziałem, że moja żona ma być wypisana ze szpitala. Byłem rozgoryczony, wściekły, a przy tym wszystkim bezradny. Dali mojej żonie kroplówkę, lek na uspokojenie i miała jak gdyby nigdy nic opuścić szpital. Jedynie dostała wskazanie, że jutro ma się zgłosić do swojego ginekologa.

Na moje pretensje, na moje skargi i zarzuty, że mają mieć ją pod opieką, powiedzieli tylko, że takie rzeczy się zdarzają. Że żona ma tylko leżeć, mieć ciszę i spokój, a szpital nie jest jej do tego potrzebny. Od tej awantury, pół godziny później byliśmy już w domu. Pomogłem mojej żonie się wykąpać i położyć spać. Była jakaś taka otumaniona, bez kontaktu. Powiedziała, że jutro pójdzie do lekarza, że teraz czuje się już dobrze.

Gdy Joanna zasnęła, poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. Nigdy nie płakałem przy żonie, chyba że z radości. Poczułem się taki mały i bezradny. Dlaczego nie byłem bardziej stanowczy. Dlaczego nie powołałem się na jakieś paragrafy i przepisy. Dlaczego pozwoliłem nam stamtąd wyjść?

Zajrzałem jeszcze raz do naszej sypialni, w której żona już smacznie sobie spała. Próbowałem się pocieszać w myślach, że mam ją przynajmniej na oku. Jak tylko będzie się coś działo, od razu dzwonimy po karetkę i wieziemy ją, ale tym razem do innego szpitala.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.