Uważaj na psychopatę! Jest bliżej niż myślisz.
Z przerażeniem ale i pewnego rodzaju niezdrową fascynacją śledzimy przygody filmowego, psychopatycznego mordercy Hannibala Lectera. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że Lecter to ktoś więcej, niż tylko fikcyjna postać. W rzeczywistości jest znacznie bliżej, niż sądzimy. Niewykluczone, że codziennie spotykamy się z nim w pracy, mijamy go na ulicy, a nawet… dzielimy z nim własne mieszkanie. A jeśli spojrzymy w lustro – kto wie, czy właśnie jego tam nie zobaczymy? To nie literacka fikcja, ani scenariusz najnowszego filmu grozy lecz potwierdzone eksperymentalnie fakty, które warto poznać.
Zbrodniczy geniusz
Lecter to bardzo ciekawa z psychologicznego punktu widzenia osobowość. Bezwzględny, nie znający litości zabójca i jednocześnie inteligentny, wykształcony, słuchający klasycznej muzyki oraz czytający Marka Aureliusza erudyta. To również przedstawiciel pewnego rodzaju szczególnego spojrzenia na moralność. W pewnym sensie „wybitna jednostka” będąca „ponad moralnością ogółu”. Hannibal Lecter ma w sobie coś z „nadczłowieka”, którym zachwycał się niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche. Jest okrutny jak sama natura, lecz bardziej świadomie niż większość ludzi wybiera swój własny los. Nie słucha nikogo, za wyjątkiem samego siebie. Żyje i postępuje według własnych reguł. Postrzega dobro oraz zło w zupełnie innych kategoriach niż większość ludzi. Dla niego złem jest przegrać intelektualną potyczkę z przeciwnikiem, dobrem – dokonać zbrodni doskonałej. Jest wilkiem w stadzie owiec.
Hannibal Lecter. Źródło: filmweb.pl
Postać Lectera niepokoi chyba dlatego, że w pewnym momencie zaczyna nas fascynować. Porusza jakieś głębokie tęsknoty ludzkiej natury, których istnienia nawet u siebie nie podejrzewaliśmy. Nikt z nas nie zna siebie do końca, chociaż nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Przywykliśmy do pewnego wyobrażenia na temat własnej osoby oraz innych ludzi żyjących tuż obok. Wydaje nam się, że nic nie może nas już zaskoczyć. Do czasu.
Ponura historia wojen domowych świadczy dobitnie o tym, że ludzie właściwie z dnia na dzień potrafią stać się bestiami. Sąsiedzi potrafią mordować się nawzajem, wycinając całe rodziny w pień.
Walka o przetrwanie lub zwykła nienawiść popycha człowieka do popełniania najbardziej krwawych czynów. W odpowiednich okolicznościach, gdy jesteśmy zmuszeni walczyć o przetrwanie – krwiożercza bestia wyskakuje z nas bez ostrzeżenia. Mimo tysięcy lat ewolucji znów jesteśmy gotowi złapać za maczugę by roztrzaskać przeciwnikowi głowę. To prawdziwa ludzka natura – wstydliwie ukrywana pod kruchą warstewką wychowania i strachu przed karą.
Wierzymy w Dekalog dopóki jest to dla nas wygodne. Jakaś część naszej natury wciąż jednak przeczuwa, że najgłębsze prawa natury są inne. Liczy się siła, spryt i wola walki. Ten kto nie zdobędzie sobie prawa do życia – nie zasługuje na przetrwanie.
Wygrywając cieszymy się z klęski przeciwnika. Przegrywając dusimy swoją nienawiść w sercu, oszukując się, że z własnej woli i dla wyższych celów ustąpiliśmy w jakiejś sprawie pola. Nasz instynkt mówi nam jednak co innego: „powinieneś walczyć, rozdeptać swojego przeciwnika na miazgę i wydrzeć mu serce”.
Tym bardziej imponują nam rozmaici zbrodniczy geniusze, tacy jak Lecter. W pewnym sensie są połączeniem idealnym dwóch sił – cywilizacji i natury. Lecter jest do bólu logiczny, elegancki, kulturalny. Jednocześnie dokonuje prymitywnych zbrodni pozostając nieuchwytnym. Czy to właśnie jest wasze najgłębsze pragnienie, ucywilizowani pracownicy biur i korporacji, którzy drżycie codziennie ze strachu przez waszymi szefami i wyżywacie się na każdym, kto znajduje się choć trochę niżej w firmowej hierarchii?
Przyznajcie się. Chcielibyście w głębi duszy być tacy jak on. Ale wiecie, że nigdy nie będziecie. Brakuje wam odwagi. Chyba że… no właśnie. Ktoś wam na to pozwoli.
Psychopata tkwi w każdym z nas
Zasadnicze pytanie dla psychologa społecznego po zakończeniu II wojny światowej brzmiało: jak, do cholery, to możliwe, że miliony Niemców wybrały na swojego przywódcę Adolfa Hitlera. Przecież nie byli kretynami. W każdym razie z pewnością nie wszyscy. Wśród nich musieli znajdować się prawnicy, lekarze, nauczyciele, artyści, księgowi. Ludzie cieszący się poważaniem sąsiadów i sprawujący rozmaite społecznie użyteczne funkcje. Ci wszyscy ludzie bardzo szybko dali wiarę obietnicom Wodza, jakoby niebawem nastać miały czasy Tysiącletniej Rzeszy, podczas których mieszkańcy Europy, a może nawet i całego Świata staną się niewolnikami nowej rasy panów, czyli właśnie ich samych.
Wszystko wskazuje na to, że ci zwykli, niepokojąco podobni do nas ludzie zakochali się w tej opowieści. Każdy z nich zapragnął nagle być kimś więcej, niż przeciętnym człowiekiem. Każdy z nich chciał stać się władcą świata. Nagle cena jaką trzeba będzie zapłacić przestała być istotna. Wygląda na to, że po prostu tak mamy.
W 1962 roku amerykański psycholog Stanley Milgram, głęboko zaniepokojony powodzeniem socjologicznych manipulacji nazistów postanowił tę sprawę dogłębnie zbadać. Z początku założył, że w Niemcach musi być coś takiego, co sprawia, że są oni szczególnie podatni na manipulację. Uważał, że z jakiegoś powodu właśnie oni wyjątkowo łatwo przemienili się z przykładnych obywateli w rozjuszone bestie.
Jednak zanim przystąpił do swoich doświadczeń w Niemczech, postanowił spróbować przeprowadzić je w Stanach Zjednoczonych. Jak zaplanował tak też zrobił i… uznał że nie ma potrzeby jechać do Niemiec. Amerykańskie społeczeństwo również okazało się zbieraniną psychopatów.
Eksperyment Milgrama
Wbrew pozorom użycie określenia „psychopata” nie jest w tym przypadku nadużyciem. Określenia tego użyło stu amerykańskich wybitnych psychiatrów, do których Milgram zwrócił się o opinię streszczając im przebieg eksperymentu, który zamierzał przeprowadzić.
Doświadczenie miało dotyczyć porażania ludzi prądem elektrycznym. Obiektami doświadczalnymi stali się ludzie z ulicy. Milgramowi zależało, by były to osoby możliwie przypadkowo dobrane, aby nikt nie mógł zarzucić mu, że wybrał ochotników według jakiegoś znanego sobie klucza.
Eksperyment rozpoczynał się losowaniem. Jednej z osób przypadała rola „nauczyciela” a drugiej „ucznia”. Nad przebiegiem całości czuwał „kierownik projektu”. Oficjalnie celem badań było określenie wpływu jaki wywiera kara (porażenie prądem) na szybkość uczenia się. Uczeń który popełnił błąd miał być „karany” przez „nauczyciela” poprzez impuls elektryczny.
W miarę jak uczeń okazywał się niezbyt pojętny, impulsy elektryczne stawały się coraz silniejsze. „Kierownik projektu” nakazywał „nauczycielowi” wciskanie przycisków oznaczonych „słabe porażenie”, „silne porażenie”, „bardzo silne porażenie” itd.
Źródło:en.wikipedia.org
Grafika ilustrująca przebieg eksperymentu.
E– „kierownik projektu”
T– „nauczyciel”
L– „uczeń”
Ostatni, najwyższy stopień oznaczony był napięciem 440 V, czyli takim, które mogło pozbawić „ucznia” życia. Przed rozpoczęciem doświadczenia stu psychiatrów orzekło, że jedynie „skrajni psychopaci” zdecydują się na uruchomienie najwyższego napięcia 440 V.
Wyniki eksperymentu Milgrama okazały się zatrważające. Aż 93 % badanych zdecydowało się „ukarać” nieuka przy pomocy napięcia 440 V, a zatem okazało się „skrajnymi psychopatami”. Całe szczęście, że w przewodach nie było prądu elektrycznego, a rolę „ucznia” odgrywał wynajęty aktor. W przeciwnym razie eksperyment mógłby naprawdę zakończyć się tragicznie!
Później eksperyment Milgrama był wielokrotnie powtarzany, między innymi we Francji, z podobnym wynikiem. Wydaje się on dowodzić niezbicie, że nie zawsze potrafimy kierować się własnym rozumiem. A także – że chętnie stajemy się „psychopatami”, jeśli tylko ktoś (w tym przypadku kierownik eksperymentu) – „przyjmuje” na siebie całą odpowiedzialność.
Badania naukowe dowodzą więc, że w każdym z nas drzemie „bestia”. Jesteśmy w stanie dopuszczać się najgorszego zła, jeśli tylko ktoś powie nam… że jest ono dobre, potrzebne i że nie ma innego wyjścia. Psychopatyczny Hannibal Lecter tkwi w nas pozostając w uśpieniu. Nie trzeba jednak wiele, aby się obudził.
Dodaj komentarz