Rozdział 8
Dobiegała godzina 19:00. Siedziałyśmy na tarasie. Jadłyśmy kremówki i piłyśmy wino. Wieczór zapowiadał się inaczej niż zwykle. I nie chodzi tylko o to, że komary gryzły bardziej niż zwykle. Coś wisiało w powietrzu. Czułyśmy to każdym skrawkiem swego ciała. Świat wariował. Uważny obserwator zwróciłby uwagę na trzeci kieliszek wina, ale nie byłyśmy pijane. Zgadywałam, że może to kwestia odreagowania od tego wszystkie co działo się w leśniczówce w przeciągu kilku ostatnich dni. Ale nikt nie poprał mojej tezy. Siedziałyśmy bez celu, tak jak się siedzi i ogląda na Polsacie pasmo reklamowe.
Z letargu w jaki popadłyśmy wyrwała nas Eliza. Zaczęła krzyczeć wskazując ręką bramę wjazdową. Na początku nie mogłyśmy nic dostrzec, ale z każdą chwilą stawało się jasne, że ktoś tam jest. Wbiegłyśmy do domu i zamknęłyśmy drzwi. Ulokowałyśmy się na poddaszu i wypatrywałyśmy intruza.
Nic nie widziałyśmy. Takiej ciszy nie pamiętam jak żyję. Słyszałam bicie swego serca. Jakaś dziwna atmosfera udzielała się nam wszystkim. Byłyśmy drażliwe i podenerwowane. Być może w normalnych okolicznościach, nieznajomy który mógł być równie dobrze wymyślony co autentyczny nie sprawiałby takiej reakcji z pogranicza strachu i paniki. Dostawałyśmy spazmów.
Ściemniało się. Postanowiłyśmy wrócić do normalności. I gdy tylko zeszłyśmy do kuchni, ktoś zastukał do drzwi. Nie zadzwonił, a zastukał. Tak jakby nie chciał wzbudzać niepotrzebnego zamieszania. Kaśka zaczęła krzyczeć, darła się że zaraz zwariuje. Eliza ją zrugała, i kazała wziąć się w garść. Mi przypadł zaszczyt pójścia do drzwi.
– Kto tam ? – zapytałam siląc się na uprzejmość.
– Przyjaciel ! – odezwał się męski ciepły głos. No tak, w ten sposób mówią tylko bandyci, zboczeńcy i złodzieje. Nie wiem dlaczego, ale dokładnie w tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy każdy bandyta jest złodziejem a złodziej bandytą? To było zbyt trudne by jednoznacznie się odnieść do tych refleksji. Nasłuchiwałam … – Powiem tak – kontynuował nieznajomy – wiem co widziałyście w piwnicy, to znaczy się domyślam i nie chodzi o skarb. [ Zapanowała cisza ] – Musimy o tym porozmawiać ! – dodał wyraźnie oczekując na odpowiedź.
Odwróciłam się do dziewczyn. Stały blade jak ściana i patrzyły na mnie równie zdziwione co przerażone. Otworzyłam drzwi.
Przed nami stał facet z brodą w skórzanych spodniach, dżinsowej kamizelce stylizowanej na lata 80-te …. i czarnym płaszczu. Na szyi obczepiony był najróżniejszymi łańcuchami z białego metalu, może ze srebra lub platyny. Jego dłonie pokrywały tatuaże o bliżej niesprecyzowanej tematyce. Zdawał się być kosmitą zupełnie z innej bajki. Mógł być ekscentrykiem albo …
– Macie problem panienki ! – i nie chodzi o tych sześciu zboczeńców – spojrzał wymownie na Katarzynę. Dziewczyna skryła twarz w dłoniach. To co naiwnie nazwała snem było rzeczywistością. Dopiero teraz to do niej dotarło. Nogi się jej ugięły a w oczach miała już nie tylko przerażenie … a jedną wielką pustkę.
– O czym mówisz wędrowcze? – przełamała się Eliza.
– Zły czas. To bardzo zły czas ! Gdy dzisiaj noc zapadnie, usłyszycie wycie wilków, ale nie będą to wilki. Nie będą to też psy – dodał spokojnie jakby nie było w tym nic dziwnego.
– A co to będzie ? – spytałam.
– Do zmroku mamy dwie godziny, musimy się przygotować –odpowiedział wymijająco przybysz.
– Kim jesteś i o czym mówisz ? – dociekała Eliza, próbując przejąć kontrolę nad rozmową. Niestety nie wyszło to jej zbyt przekonująco.
– Jestem księdzem, zakonnikiem, wędrowcem … – mówcie mi Antoni – uśmiechnął się i podał rękę najpierw Elizie, potem dla mnie i na koniec zwrócił się do Katarzyny, ta jednak wzgardziła jego uprzejmością, stała nieobecna jak duch z uciekającym wzrokiem i poczuciem winy.
– No dobrze, skoro wstęp mamy za sobą, czas się skupić na robocie – oznajmił ks. Antoni i od razu bez zaproszenia wszedł do domu omijając dziewczyny. Poszedł do salonu. Z torby, którą skrywał pod płaszczem wyjął jakąś zieloną torebkę z frędzlami. Nakreślił jej zawartością okrąg na podłodze, obsypał drzwi wejściowe i okiennice. Następnie energicznie ustawił 3 krzesła w kręgu, czwarte przed nimi. Wyjął z torby srebrny krzyż i ustawił go na nim. Trzy pierwsze posłużyły jako klęczniki. Gdy klęczniki i prowizoryczny ołtarz był gotowy sięgnął kolejny raz do torby i wyjął z niej trzy różańce. Były również ze srebra, ciężkie i błyszczące. Wręczył po jednym dla każdej z dziewczyn. – Mam nadzieję, że umiecie się modlić – spojrzał na dziewczyny pytająco … – głośno i wyraźnie, cokolwiek by się nie działo, tylko to was może obronić.
Skupienie jakie wywołał w dziewczynach zburzył nieoczekiwany głos kogoś kto był w domu, kogoś kto wszedł do leśniczówki mimo zamkniętych drzwi. Spojrzeliśmy po sobie.
– To te zboki, znają tajne przejścia tunele i wejścia, jest tego tu pełno– wyjaśnił ksiądz. – Nie musimy się ich bać, to nie oni są niebezpieczni ….
– A kto ? – zripostowała Eliza.
– Byłyście na dole ? Co widziałyście ? – spytał retorycznie wielebny brodacz.
Nikt mu nie odpowiedział, ale wszyscy wiedzieli, że ktoś lub coś tam było. Dziewczyny uklękły, za nimi ksiądz. Zaczęli się modlić, głośno i wyraźnie zagłuszając swe myśli i hałasy pogardzonych budowlańców, którzy szli po złoto.
EPILOG
Grubas ze szramą na lewym ręku wyciągnął skoble po rozbitych kłódkach i podniósł klapę. Miał w ręku potężną lampę. Grubas szedł pierwszy, za nim podążało pięciu pozostałych, popchnął metalowe ciężkie drzwi i znalazł się w sali.
Złodziejaszków przeszył chłód jaki panował w tajemniczej komnacie. Nie zwracali na to jednak uwagi. Zależało im tylko na złocie. W piwnicach zawsze jest zimno. To dla nich nie pierwsza piwnica, nie pierwsza też kradzież. Nie należeli do takich co się przestraszą malowideł, czy okultystycznych symboli. Sześciu twardzieli rozświetliło pomieszczenie światłem swych lamp i latarek.
– To tam … – krzyknął Grubas biegnąc w kierunku kilku leżących obok siebie skrzyń.
Skrzynie były zamknięte, ale byli na to przygotowani. Wieka zdjęto i położono obok. Znaleźli złoto. Nie były to jednak złote monety jak przypuszczali. W każdej ze skrzyń znaleźli złote sztylety, misy, kielichy, amulety. Skarb nie wyglądał na z okresu napoleońskiego, jak głosiły legendy – był starszy. Na początku zapanowała konsternacja, która jednak nie trwała zbyt długo. Mężczyźni zaczęli śmiać się i krzyczeć z radości.
ø ø ø ø ø ø ø ø ø ø ø ø
Słońce zaszło za horyzont. Zapanowała ciemność. Ksiądz Antoni przerwał modlitwę różańcową. Wyjął z torby jakąś książkę. Zaczął czytać łacińskie sentencje. Gdy skończył rozległo się wycie wilków… wrócił do różańca a dziewczyny szybko włączyły się do modlitwy. Wilki wyły z tryumfem, ich barwa i natężenie przyprawiała o dreszcze. Katarzyna zaczęła ryczeć. Gdy Eliza próbowała ją pocieszyć, spotkała się ze srogim spojrzeniem księdza. Wilkom zaczęły towarzyszyć krzyki złodziei. Sfora osaczyła ich. Ogary przez tysiące lat spały by teraz się obudzić i nasycić energią życia, by posiąść ludzkie dusze.
Zgiełk, szamotanie, krzyki. Nie było słychać już ludzkich głosów, ponownie zaczęło się wycie wilków. Nasyciwszy się zwycięstwem rozpoczęły rozszarpywać ludzkie zwłoki. Nie robiły tego by pożywić się ludzkim mięsem, robiły to z pogardy.
Nagle ksiądz wstał z kolan. – Módlcie się dalej – rozkazał głosem nie znoszącym sprzeciwu – ja mam coś do zrobienia – wyjaśnił i zniknął za drzwiami.
Warczenie zdawało się przybliżać, stawało się głośniejsze. Z każdą chwilą przenikało ściany coraz bardziej wyraźnie. Spojrzałam na Kaśkę zemdlała oparta o krzesło. Gdyby nie opanowanie jakie udzieliło się dzięki księdzu pewnie bym podzieliła jej los.
Usłyszałyśmy strzały. Zaczęło świtać. Znowu zapanowała cisza. Otworzyły się drzwi a w nich stanął ks. Antoni. – Możecie już wyjść z salonu ! – poinformował spokojnie, jakby znał się na rzeczy i całkowicie opanował sytuację.
Wyszłyśmy. Na dziedzińcu paliło się ogromne ognisko. Ksiądz zużył połowę starego drewnianego ogrodzenia by je przygotować. – Ogary muszą wrócić tam skąd przyszły – wyjaśnił.
– To znaczy skąd ? – wyrwało mi się mimowolnie.
– Do piekła ! – roześmiał się wielebny. – Jutro zasypią wejście do piwnicy i naprawią podłogę. Odprawiłem tam egzorcyzmy. Oby nikt więcej nie odkrył tego miejsca. Nigdy. Moja rola skończona. Odwrócił się poszedł …
I więcej go nie widziałyśmy. Jeszcze tego samego dnia opuściłyśmy leśniczówkę. Eliza z Katarzyną wróciły do ich rodzinnego Wrocławia, ja pojechałam do swego pustego domu w Warszawie. Na studiach wielokrotnie rozmawiałam z Elizą, nigdy jednak nie nawiązywaliśmy do tego co się wydarzyło w starej leśniczówce pod Suwałkami. Na Internecie czytałam, że dziadkowie Elizy sprzedali leśniczówkę Niemieckiemu Holdingowi Turystycznemu, sami kupili jacht i popłynęli w podróż dookoła świata …
Dodaj komentarz