Jest spokojny wieczór 13 listopada 2015 roku – piątek. Paryskie ulice tętnią życiem. Ludzie udają się z przyjaciółmi do klubów, restauracji i dyskotek. Na stadionie rozpoczyna się mecz towarzyski Francja-Niemcy. Być może wśród tego roześmianego tłumu niektórzy żartują z „pechowej” daty. Jednak najbliższe minuty pokażą, że dzień rzeczywiście skończy się tragicznie. Nagle słychać strzały i odgłosy eksplozji. Terroryści atakują w kilku miejscach jednocześnie. W mieście wolności, miłości i swobód europejskich wybucha panika. Nie słychać już strzelających korków od szampana. Słychać wybuchy granatów.
Możemy mówić o otwartej wojnie
Prezydent Francji w słowach skierowanych do narodu oznajmia, że można mówić o otwartej wojnie między Francją a islamskimi terrorystami. Zapowiada zamknięcie granic i zaciętą walkę z terroryzmem. W wyrażaniu opinii ulica jest jednak znacznie bardziej radykalna od prezydenta. Przechodnie mówią wręcz o wojnie między Europą a Państwem Islamskim.
W dniach obecnych Francja zaczyna coraz bardziej przypominać państwo policyjne lub oblężoną twierdzę. Do Paryża ściągnięto siły policyjne z całej Francji. W każdej chwili można spodziewać się kolejnych ataków terrorystycznych. Ludzie boją się wychodzić na ulice. Nie jest wykluczone, że część szkół nie rozpocznie normalnie zajęć. Na wiele godzin wyłączono z użytku metro, przerwano obsługę podróżnych na lotnisku. Miasto uważane za serce Europy pogrąża się w strachu i chaosie.
Nie ma możliwości, by te wydarzenia nie zaowocowały wzrostem nastrojów radykalnych i ksenofobicznych. Zamachy terrorystyczne odbijają się głośnym echem nie tylko we Francji, ale również w innych krajach Europy. Widać to również w Polsce. Scena polityczna przeżywa silny zwrot na prawo, a partie lewicowe nie weszły nawet do Sejmu. Bardzo prawdopodobne, że za tą sytuacją kryje się lęk przed uchodźcami i imigrantami. Część polityków zdobywa swój kapitał polityczny na strachu przed falą islamistów.
Wielu komentatorów podkreśla, że zamachy w Paryżu były możliwe do przeprowadzenia właśnie ze względu na obecność dużej liczby muzułmanów. Sami zamachowcy prawdopodobnie posiadali obywatelstwo francuskie. Przeprowadzenie takiej samej akcji np. w Warszawie byłoby znacznie trudniejsze dla terrorystów ze względu na brak zaplecza logistycznego, kontaktów, kryjówek, itp.
Część francuskiej opinii publicznej pragnie jednak zachować przyjazny, liberalny i tolerancyjny charakter własnego państwa. Uważają oni, że wrogość wobec muzułmanów, których we Francji jest kilka milionów – nie doprowadzi do niczego dobrego. Trzeba pamiętać, że duża część francuskich muzułmanów przyszła na świat we Francji, i uważa się za Francuzów. Ewentualna ich dyskryminacja czy stygmatyzowanie może nasilić jeszcze bardziej wzajemną wrogość i paradoksalnie – być na rękę Państwu Islamskiemu. Sfrustrowana i pogardzana społeczność stanie się wylęgarnią przyszłych terrorystów.
Dzisiaj Paryż, a jutro Warszawa?
To pytanie zadaje sobie chyba każdy z nas. Specjaliści uspokajają, zapewniając, że jesteśmy na razie bezpieczni. No właśnie – na razie. Pytanie, jak długo? Polska na chwilę obecną jest krajem bardzo jednolitym kulturowo. W porównaniu z Francją czy Niemcami muzułmanów jest u nas niewielu. Z tej przyczyny ich środowisko może być dokładnie „infiltrowane” i obserwowane przez polskie służby specjalne. I tak rzeczywiście się dzieje. Polacy w dodatku są dość odporni na potencjalną indoktrynację i werbowanie przez agentów Państwa Islamskiego. Islam jest u nas wciąż religią mało znaną i egzotyczną.
Z drugiej jednak strony – paradoksalnie ten właśnie spokój może sprawiać, że jesteśmy jeszcze bardziej narażeni na zagrożenie. Niedawno w mediach pojawiła się informacja, że służby specjalne udaremniły zamach planowany podczas pasterki w Świątyni Opatrzności Bożej. Informacja ta ukazała się w mediach, i szybko została „zdjęta z anteny”, zapewne po to, by nie budzić paniki.
Dzisiaj, na potrzeby tego artykułu, udałem się na dworzec centralny w Poznaniu. Zadałem sobie pytanie, czy tego typu miejsca są dobrze zabezpieczone przed atakami terrorystycznymi. W Poznaniu i w wielu większych miastach jak Katowice czy Wrocław dworzec jest miejscem gdzie przewija się bardzo wielu ludzi ze względu na połączoną z nim galerię handlową.
Na pierwszy rzut oka poziom bezpieczeństwa wydaje się dość wysoki. W wielu miejscach zamontowano kamery, teren dworca jest patrolowany przez Służbę Ochrony Kolei oraz ochronę. W pewnym momencie jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że ocena poziomu zabezpieczeń wypada negatywnie. Młody człowiek o ciemnej karnacji pozostawił duża walizkę przed postojem taksówek.
Zdumiony jego niefrasobliwością obserwowałem całą sytuację z rosnącym niepokojem. Najdziwniejsze było jednak to, że na pozostawioną walizkę nikt nie zwracał uwagi. Nie budziła ona niczyjego niepokoju. Nie zainteresował się nią nawet pogrążony w rozmowie patrol Służby Ochrony Kolei. Po kilku minutach, kiedy miałem już dzwonić pod numer alarmowy, lekkomyślny zagraniczny turysta pojawił się z powrotem i zabrał walizkę. Aż strach pomyśleć co by było gdyby…
Poziom naszego bezpieczeństwa zależy więc w dużej mierze od nas samych. Mimo zapewnień naszych władz Polska nie jest zupełnie bezpieczna, a my powinniśmy zacząć mieć oczy szeroko otwarte. Jak mówi stare przysłowie – miej nadzieję na najlepsze, lecz szykuj się na najgorsze.
Czy grozi nam otwarta konfrontacja?
Z całą pewnością jest ona możliwa. Można powiedzieć, że wojna już trwa. Nie zauważamy jej, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innego typu zmagań wojennych. Wydaje nam się, że wojna to nacierające z pogwałceniem granic kolumny wojsk pancernych. Jesteśmy nadal przyzwyczajeni do wojen starego typu, takich jakie toczono w XX wieku. Przykład wojny na Ukrainie pokazuje jednak, że zmienił się sposób prowadzenia wojny. Często są to działania zakamuflowane, dywersyjne, odbywające się głęboko na terytorium wrogiego państwa. Są często prowadzone z zaskoczenia i w sposób zupełnie nieoficjalny. Na podobnej zasadzie trwa wojna pomiędzy krajami Zachodu a Państwem Islamskim, które ma swoich ludzi nie na granicach, lecz w centrach Paryża, Berlina czy Nowego Jorku, a może nawet już Warszawy. Są oni gotowi zaatakować na rozkaz. Jest to niezwykle groźny sposób prowadzenia wojny, który w dzisiejszych czasach potrafi spowodować większe skutki, niż przekroczenie granicy przed kolumnę wrogich wojsk. Efekt psychologiczny terroryzmu jest potężny.
Pytając o otwartą konfrontację mamy jednak na myśli coś jeszcze innego. Czy możliwy jest scenariusz, w którym bojownicy Państwa Islamskiego podbijają Europę, a nad więżą Eiffla w Paryżu łopocze sztandar Proroka? Czy jest możliwa sytuacja, w której Watykan, jak w słynnej przepowiedni Nostradamusa: „zmienia się w kupę gruzów, po których ucieka papież depcząc po trupach swoich kardynałów”?
Tak, taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy. Istnieje bowiem całkiem realna możliwość, że Państwo Islamskie mogłoby wejść w posiadanie broni masowego rażenia. Jej potencjalnym dostawcą może być na przykład Korea Północna. Musimy również mieć świadomość, że Państwo Islamskie to nie tylko opętana zbrodniczą rządzą mordu garstka religijnych fanatyków. Wylicza się, że dochód Państwa Islamskiego to około milion dolarów dziennie. Są to pieniądze zarówno z legalnych źródeł, takich hak handel ropą naftową, jak i nielegalnych – okupów czy sprzedaży narkotyków. Jest to kwota wystarczająca do stworzenia dobrze wyposażonej i potężnej konwencjonalnej armii.
Z całą pewnością można stwierdzić, że zamachy się nie skończą, a fala terroru będzie przybierała na sile. Uchodźcy nie zostaną zatrzymani na granicach, ponieważ Unia Europejska ma swój interes w tym, aby jak najwięcej uchodźców napływało do nas z zagranicy. Jest to interes banków i wielkich, światowych korporacji, które potrzebują napływu „świeżej” fali tanich pracowników i kredytobiorców. Dlatego przyjmowanie uchodźców to warunek otrzymania pieniędzy z Unii Europejskiej.
Można już w tej chwili prognozować, że do Polski oraz krajów ościennych napłynie wielka fala emigrantów, a nastroje radykalnie prawicowe gwałtownie przybiorą na sile. Będzie to sytuacja właściwie analogiczna do tej, jaka miała miejsce przed wybuchem II Wojny Światowej. Możliwe, że ktoś ze „światowych graczy” celowo dąży do wywołania nowej globalnejwojny licząc na redukcję ludzkiej populacji oraz zwiększenie zysków – najpierw ze sprzedaży broni, a potem z odbudowy zrujnowanych wojną państw.
Ta mroczna wizja spełniła się już dwukrotnie w historii naszego kontynentu. Jest bardzo prawdopodobne, że konflikt z Państwem Islamskim to jedynie wstęp do katastrofy, którą porównać można z upadkiem rzymskiego imperium. Historia dzieje się na naszych oczach. Miejmy nadzieję na lepsze, lecz przygotowujmy się na najgorsze.
Dodaj komentarz