Zagubiona piłka

Grali w piłkę już od kilku godzin. Mimo zmęczenia, zabawa nadal sprawiała im mnóstwo frajdy. Podzielili się na dwie drużyny i strzelali gole do bramek, zaimprowizowanych z połamanych gałęzi. Łąka z udeptaną trawą służyła im jako boisk. Znali się od małego i znakomicie rozumieli. Wakacje spędzali od lat tak samo. Grając w piłkę, kąpiąc się w starym stawie i chodząc po lesie, szukając wojennych pamiątek zakopanych w lesie.

A więc dziś grali. Biegali za piłką śmiejąc się, popychając i szturchając. Jednak mimo wszystko byli ostrożni. Musieli tacy być. Kilkanaście metrów dalej stał stary płot. Betonowa podmurówka i kute pręty chroniły teren. Teren, na który pod żadnym pozorem nie mogli się dostać. Ani oni, ani ich piłka. Właśnie dlatego grali ostrożnie, kopiąc nie za mocno. Gdyby piłka przeleciała przez ogrodzenie, mieliby wówczas tylko dwa wyjścia. Pierwsze – pożegnać się z nią na zawsze. Drugie – iść po nią, ryzykując życie.

Cóż takiego było za ogrodzeniem, że powodowało tak paraliżujący lęk wśród chłopców? Stał tam stary, drewniany dom. Dom liczył sobie dobrze ponad 100 lat. Od kilkudziesięciu lat nikt w nim nie mieszkał. Mimo to, przypadkowe osoby donosiły, że od czasu do czasu w oknach paliło się światło. Ale to nie wszystko. Równie podejrzane były ścieżki, wydeptane w gęstej trawie i prowadzące wokół wszystkich ścian. Co ciekawe, ścieżki nie miały początku ani końca. Nie prowadziła do niej żadna dróżka. Wśród mieszkańców krążyła legenda, że w domu ktoś mieszka. Wychodzi z niego tylko przez okno, skacząc z wysokości idealnie na środek ścieżki i nie pozostawiając żadnego śladu

Miejscowy szeryf kilka razy był proszony o sprawdzenie domu, ale odmawiał, wskazując brak podstaw prawnych. Z domu nikt nie wzywał pomocy, nie zakłócał spokoju. Jednym słowem nie działo się nic, co mogłoby wzbudzać podejrzenie. Przynajmniej teoretycznie. Bo w praktyce wszyscy się domu bali i uznawali go za przeklęty.

– No kop Mirek! – zawołała rudy chłopiec w okularach, zdenerwowany przerwą w grę

Wybity z myśli Mirek, nie zastanawiając się podbiegł do piłki, kopiąc ją zamaszyście. Zbyt zamaszyście. Piłka pofrunęła wysoko w górę, aby za chwilę spaść po drugiej stronie ogrodzenia. Ogrodzenia, które było granicą pomiędzy dobrem a złem. Światem rzeczywistym, a światem sił nieczystych. Gdy tylko piłka dotknęła trawy po drugiej stronie, oczy wszystkich chłopców skierowały się na Mirka. Pomimo że nikt nic nie mówił, wszyscy myśleli o tym samym.

– Co zrobiłeś… – cicho powiedział niewysoki, gruby chłopiec, ubrany w koszulkę z napisem coca-cola.

– No pięknie. To była nasza ostatnia piłka. A dopiero połowa wakacji – zawtórował mu kolega z blond włosami.

Zasmucony Mirek stał nieruchomo, wypełniony poczuciem winy. Miał do siebie żal, że w tak głupi sposób pozbył się piłki. Mimo że była w zasięgu wzroku, to jednak wydawała się niedostępna. Nie mógł się z tym pogodzić. Było to tak absurdalne, że aż trudne do uwierzenia.

– Chłopcy, idę po nią! Zawołał pewnym głosem Miro

Pozostali spojrzeli na niego, nie wierząc w te słowa. Wejście za płot wydawało się być najgłupszą rzeczą, jaką ktokolwiek mógł zrobić.

– Mirek, daj spokój. To tylko piłka. Skołujemy jakąś inną. Wiesz że nie wchodzi się za ogrodzenie.

Spokojnym głosem powiedział najwyższy z chłopaków. Było już jednak za późno. Mirek stał przy ogrodzeniu, wspinając się na jego szczyt. Nie było to łatwe, ale wysportowany chłopiec szybko sobie poradził ze sforsowaniem ogrodzenia. Jednym susem przeskoczył szczyt i był już po drugiej stronie. Piłka leżała w odległości około 30 metrów od płotu. Była to jedna trzecia odległości pomiędzy budynkiem a ogrodzeniem.

Po drugiej stronie znaleźli się chłopcy. Trzymali się pół metra od płotu i żaden nie odważył się podejść bliżej. Podziwiali Mirka za odwagę, ale jednocześnie bali się, co może go spotkać.

Mirek zachowywał kamienną twarz, ale serce mu mocno kołatało. Czuł, jakby za chwilę miało wyskoczyć mu z piersi. Wziął głęboki oddech i ruszył w stronę piłki. Z każdym krokiem dystans się skracał, a piłka stawała się coraz większa. Modlił się w duchu o to, aby chwycić ją w ręce i pobiec czym prędzej do płotu, przedostając się na drugą stronę.

Dzieliło go jeszcze kilka metrów od piłki. Czuł euforię. Jeszcze pięć kroków. Cztery. Trzy. Dwa kroki i jest jego. Piłka lśniła w zielonej, wysokiej trawie, czekając na jego dłonie. Pozostał jeden krok. Wysunął ręce i już ją dotknął.

W tym samym czasie z konarów drzew wyleciało stado kruków, wzbijając się wysoko w powietrze. Wystraszony Mirek uniósł głowę do góry, po chwili oddychając z ulgą. „To tylko ptaki”.

Schylił się po piłkę.

Jego dłonie napotkały tylko powietrze.

Spojrzał w dół. Piłki nie było. Rozejrzał się wokół i dostrzegł ją kilka metrów przed sobą. Toczyła się powoli w stronę ścieżki.

Nie mógł tego zrozumieć. Jak zahipnotyzowany poszedł w jej ślad, pragnąc jak najszybciej ją odzyskać.

Piłka pchana tajemniczą mocą, sama turlała się do przodu. Im bardziej Mirek przyspieszał kroku, tym prędzej ona się toczyła. Było to jak gra w kotka i myszkę. Przy czym nie wiedział, kto tak naprawdę jest przynętą, a kto łowcą. Piłka dotarła do wydeptanej ścieżki i zatrzymała się. Czekała jakby na niego. Znalazł się tuż obok niej i ponownie spróbował ją złapać. Ona w tym samym czasie potoczyła się znowu do przodu, wyślizgując się z jego rąk. Przyspieszyła i zniknęła za zakrętem.

Mirek co sił w nogach pobiegł za nią. Jeszcze kilka metrów i zniknął z oczu kolegów, którzy przez cały czas stali za płotem i z otwartymi ustami obserwowali to zjawisko.

Piłka znowu na niego czekała. Tym razem nie na ścieżce, ale znowu na trawie. Ponownie gdy znalazł się blisko niej, zaczęła przed nim uciekać. Prowadziła go w stronę gęstego ogrodu, z dala od domu. Biegł za nią, bo nie wiedział co innego mógłby zrobić. Po kilkudziesięciu metrach, piłka zatrzymała się przed kamiennym murkiem studni. Nie wiedział o jej istnieniu. Podszedł bliżej.

Piłka odbiła się od ziemi i zawisła w powietrzu. Następnie delikatnym łukiem skierowała się w stronę studni, aby w końcu w niej zniknąć. Mirek podszedł do niej i zajrzał do środka. Wewnątrz było ciemno. Nie mógł ocenić głębokości.

– Ahoj!!!

Zawołał do środka studni. Dziwne, ale echo mu nie odpowiedziało. Zaskoczony, pochylił się mocno nad krawędzią, zaglądając od środka. To był błąd.

Niewidzialna siła wciągnęła go do środka. Nie mógł nic zrobić. Leciał w dół, obracając się wokół własne osi. Rękami i nogami uderzał o ściany. W myślach zmawiał modlitwę, żegnając się ze swoimi bliskimi. Lot zakończył się mocnym uderzeniem o taflę wody. Odruchowo zaczął odpychać się rękami, aby tylko utrzymać się na powierzchni. Dopiero po momencie zorientował się, że ręce młócą tylko powietrze, a woda sięga mu zaledwie kostek.

Nie wiedział jak mógł przeżyć taki upadek, ale miał większe zmartwienie. Musiał się stąd wydostać. Z szybu studni prowadził jeden korytarz. Tak niski, że Mirek mógł się w nim zmieścić tylko na czworakach. Zaczął nim podążać, po kilku metrach natrafiając na swoją piłkę. Przeraził się jej widokiem nie na żarty. Ponownie zaczęła przed nim uciekać, wyznaczając mu drogę niczym pies przewodnik.

Szedł za nią kilka minut. Tunele łączyły się ze sobą, krzyżowały i rozwidlały. Mimo wszystko piłka ani razu się nie zatrzymała. Prowadziła prosto do celu, który był już blisko. Doszedł do wyjścia z tunelu. Znajdowało się ono w dużym pomieszczeniu. Na jego środku stał stary, żeliwny piec. Kocioł miał otwarte dolne drzwiczki, przez które było widać płonący ogień w środku. Palenisko było dobrze rozpalone, bo huk uciekającego do komina dymu, zagłuszał wszystkie jego myśli. Podszedł bliżej niego, chcąc się nieco ogrzać. Po długim marszu w wodzie, czuł się zziębnięty i potrzebował czegoś ciepłego. Piec z jednej strony go przerażał, z drugiej kusił. Biło od niego miłe ciepło. Trzymał się 1,5 metra od kotła, a żar rozgrzewał zziębniętą skórę. Piłka również stała obok. Od czasu aż wpadła do kotłowni, nie poruszyła się ani o centymetr.

Chłopak zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając drogi ucieczki. Były tylko jedne drzwi. Nie miały klamki, tylko zamek z otworem na klucz. Coś w nich się poruszyły.

– Ktoś tu chce wejść! Pomyślał chłopak. Był przerażony.

W panice z powrotem rzucił się w stronę tunelu. Zanim jednak do niego dotarł, piłka mocno uderzyła go w głowę, powalając na ziemię. Leżał na niej, nie mogąc się ruszać. Patrzył na drzwi, spodziewając się najgorszego.

Otworzyły się.

Do środka weszła pochylona staruszka. Niska, z wielkim garbem, wlokła za sobą wiklinowy kosz, wypełniony czymś białym. Mogła mieć ponad 100 lat. Trudno było to oszacować dokładnie, bo skórę na twarzy miała pomarszczoną, niczym rodzynka. Spojrzała na niego, wcale nie zaskoczona jego obecnością. Uśmiechnęła się, prezentując jednego żółtego zęba. Nie był to uśmiech przyjacielski.

– Znowu rzucili piłkę? Długo był spokój, ale w końcu się doczekałeś.

Zwróciła się tymi słowami do piłki. Zaskoczony Mirek tylko patrzył, nie wiedząc co to wszystko oznacza.

– Dziś się pobawisz ze swoim nowym kolegą

Ponownie staruszka odezwała się do piłki.

Odpowiedział jej histeryczny śmiech.

Powietrze zawirowało i obok piłki zmaterializowało się ciało około 10 letniego chłopca. W jednej ręce trzymał maskotkę, w drugiej kij baseballowy. Mirek wtedy zrozumiał, że to nie piłka uciekała, ale kopał ją niewidzialny chłopiec prowadząc go prosto do pułapki. Kotłowni tej starej wiedźmy.

– Pobaw się ze swoim przyjacielem, póki ma jeszcze siły. Ja w tym czasie napalę mocniej na kąpiel. – odezwała się staruszka.

Po tych słowach pochyliła się nad koszem i zaczęła z niej wyjmować białe przedmioty, wrzucając je do pieca. Mirek z przerażeniem dostrzegł, że były to ludzkie kości. Czaszki, kości rąk, nóg i żebra. Wiedźma nic sobie z tego nie robiła, tylko sprawnie ładowała je do pieca. Zapatrzony w nią Mirek, zbyt późno zauważył, jak chłopak zbliżył się do niego z kijem uniesionym do góry.

Na reakcję było już jednak za późno. Kij z potężną mocą opadł w dół, prosto na jego kolana. Zmiażdżył je jednym uderzeniem. Głośny krzyk Mirka roztargał powietrze, wzbudzając w chłopcu i wiedźmie salwę donośnego śmiechu.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.