Wywiad z pisarzem i filozofem Łukaszem Henelem

Łukasz Henel jest nauczycielem etyki i szkolnym wychowawcą, oprócz tego zajmuje się pisaniem powieści grozy. Na swoim koncie ma takie tytuły jak „On” i „Szkarłatny blask”, a na początku bieżącego roku ukazuje się jego najnowsza książka „Podziemne miasto”. Czy można uczyć jednocześnie strasząc? Postanowiłem zapytać o to pisarza w specjalnym wywiadzie dla My Dreams (mydrea.ms).

Marek Falkowski: Powiedz mi Łukasz, jak to jest, że łączysz jednocześnie tyle zdawałoby się odległych od siebie zainteresowań. Dowiedziałem się, że z jednej strony jesteś absolwentem filozofii, uczysz etyki, pracujesz w szkole. Masz na swoim koncie również publikacje będące pomocami naukowymi do nauczania etyki oraz filozofii. Co skłoniło się do pisania powieści grozy? Lubisz straszyć ludzi?

Łukasz Henel: Oczywiście rzecz nie w tym, że lubię straszyć ludzi! Sam po prostu uwielbiam czytać powieści i opowiadania „z dreszczykiem”. Moje zainteresowanie zaczęło się na dworcu w Katowicach. Miałem wówczas jakieś piętnaście lat. Dworzec wyglądał wówczas zupełnie inaczej niż teraz; sam w sobie miał coś z powieści grozy. W przejściach podziemnych i zaułkach można było natknąć się na sprzedawców staroci i książek. Jeden z nich polecił mi powieść Stephena Kinga „Cmentarz dla zwierzaków”. Przeczytałem ją kilkukrotnie i zrozumiałem bardzo ważną rzecz. Horror aby był straszny nie musi wcale ociekać hektolitrami krwi. Horror może być jednocześnie świetnie napisaną powieścią. Liczy się przede wszystkim atmosfera tajemniczości i grozy. I takie książki oraz filmy do tej pory preferuję.

M.F.: Rozumiem, że nie przepadasz więc za produkcjami typu – facet z piłą mechaniczną ściga grupkę rozwrzeszczanych nastolatek w bikini?

Ł.H: Szczerze mówiąc jeśli widzę coś takiego, natychmiast zmieniam program. Jeśli chodzi o grozę odpowiadają mi zupełnie inne klimaty. Nawiedzone domy, opuszczone pałace, zapomniane cmentarzyska, księżyc w pełni… to atmosfera, która najbardziej mi odpowiada. Makabra jakoś mnie odrzuca, lubię grozę w wydani „ghost story”, chociaż muszę przyznać, że i w moich książkach znajdziecie trochę bardziej drastycznych momentów. Niemniej pamiętam, że właśnie na horrorach klasy „D” wyrosło zainteresowanie grozą w naszym kraju. Musze więc oddać im trochę honoru. Ludzie zdali sobie sprawę, że czasem fajnie jest się bać, a dobra rozrywka to niekoniecznie ponure polskie kino moralnego niepokoju.

M.F.: Fajnie jest się bać? Trochę zdziwiłeś mnie tym stwierdzeniem. Uważasz, że część ludzi to sadomasochiści?

Ł.H.: Trudno mi się wypowiadać na temat ich preferencji. Natomiast jedno mogę stwierdzić z całą pewnością. Ludzie lubią się bać bezpiecznie. Większość z nas uwielbia tajemnicze historie z dreszczykiem, pod warunkiem, że czytamy je – lub słuchamy ich – siedząc bezpiecznie w fotelu, w ciepłym domu, gdy za oknem hula wiar. Groza spełnia też ważną funkcję terapeutyczną dla naszej psychiki. Zdajemy sobie nagle sprawę, że nie jest z nami wcale tak źle, skoro nie musimy tak jak bohater powieści „On” mieszkać w nawiedzonym pałacu na odludziu.

M.F.: No dobrze, powiedzmy, że przekonałeś mnie. A teraz z innej beczki. Wiem, że uczysz etyki w szkole. Czy łatwo jest być nauczycielem etyki? Czy wielu uczniów uczęszcza na ten przedmiot? Czego właściwie uczysz na tej etyce?

Ł.H.: Na pewno nie jest łatwo być nauczycielem etyki. Jest to przedmiot, który dla mnie w szkole jest namiastką filozofii. Etyka jest po prostu jej działem i zajmuje się – mówiąc najprościej – dobrem i złem. Stara się odpowiedzieć na pytanie, jak żyć w sposób dobry, jak dobrze postępować w różnych okolicznościach. Na zajęciach rozmawiamy o prawach zwierząt, ochronie środowiska naturalnego, prawach dziecka, prawach kobiet, tolerancji, przyjaźni, honorze…

Brakuje też bardzo podręczników do etyki i innych pomocy naukowych. Jest tylko program do zrealizowania, ale o resztę muszę martwić się sam. Praktycznie nie mogę powiedzieć do swoich uczniów: „a teraz otwórzcie podręcznik na stronie tej a tej i zróbcie zadanie”. W podstawówce jest tylko jeden podręcznik na wszystkie klasy, do gimnazjum nie ma, a do szkoły średniej znów jest tylko jeden… uczniowie, którzy chodzą na zajęcia drugi lub trzeci rok znają go już w całości. Wypełniam więc zajęcia pogadankami, czytaniem opowiadań, oglądaniem bajek i analizowaniem postępowania ich bohaterów. Wprowadzam też plastyczne środki wyrazu, uczniowie malują swoje myśli i emocje związane z danym problemem.

M.F.: A więc zapytam tak trochę przekornie – nie masz w klasie żadnego ołtarza ofiarnego z posągiem Baala i pentagramami?

Ł.H.: Oczywiście że nie! Wiem oczywiście „do czego pijesz”. Wiele osób uważa, że etyka w szkole to rodzaj antyreligii. Że ten przedmiot został wymyślony po to, by odciągać dzieci od wiary w Boga… to oczywiste brednie. Takie same, jak te z ofensywą Gender… sam pracuję w szkołach, mam znajomych, którzy w nich uczą. Informacje, jakoby dzieci stawały się obiektem jakiejś „europejskiej indoktrynacji” są absolutnie wyssane z palca. Szkoła nie działa tak, że każdy może do niej wejść i nauczać. Wszyscy nauczyciele muszą mieć wykształcenie i przygotowanie pedagogiczne. Każdy z nich musi realizować program i podlega ścisłej kontroli, zarówno dyrekcji jak i kuratorium. Nie ma nawet fizycznej możliwości, by rzekomi, tajemniczy „edukatorzy” wdzierali się do szkół. Ta historyjka ma w sobie tyle prawdy co opowieści o inwazji obcych z Marsa. Chodzi po prostu o wymyślenie jakiegoś kolejnego „wspólnego wroga”.

M.F.: No dobrze… ale jeśli uczeń chodzi na religię, to może też przyjść do ciebie na etykę?

Ł.H.: Jasne! I wielu uczniów właśnie tak robi. To zajęcia dodatkowe, każdy może się na nie zapisać. W tej chwili ponad połowa uczniów przychodzących do mnie na etykę to osoby uczęszczające jednocześnie na religię. Jedno drugiemu nie przeszkadza, a w programie z etyki nie ma niczego, co byłoby niezgodne z jakąkolwiek religią.

M.F.: No właśnie, powiedziałeś „z jakąkolwiek religią”. Czy to znaczy, że – znów zapytam nieco przewrotnie – nie wszyscy Polacy są katolikami?

Ł.H.: Wygląda na to, że jednak nie. Owszem, polska szkoła jest bardzo mocno przesycona tradycją chrześcijańską. Osobiście nie jestem temu przeciwny, bo przecież wielu uczniów to praktykujący katolicy. Każdy ma prawo wyznawać swoją wiarę. Ale na zajęciach z etyki okazuje się, że ludzie mają różne poglądy. Jedni to katolicy, inni Świadkowie Jehowy, jeszcze inni ateiści lub agnostycy. Nie zajmuję się tym jednak – dla mnie uczeń to uczeń, na etyce światopogląd nie może nikogo dyskryminować. Właśnie na tym polega jej uniwersalność – nie odwołuje się do konkretnego wyznania.

M.F.: Dobra, a co z tą filozofią? Powszechnie uważa się, że filozof to ktoś „z głową w chmurach”. Wiesz o czym mówię, patrzy w gwiazdy i nie widzi dziury w którą wpada…

Ł.H.: Mogę powiedzieć jak ja to widzę. W wielu krajach współcześnie naucza się filozofii. W Hiszpanii jest to normalny przedmiot w technikum. U nas niestety swego czasu zakazano filozofii. Wiesz – ludzie nie mogą za dużo się zastanawiać. Filozofia może i nie daje gotowych odpowiedzi na pytania typu – jak być szczęśliwym, czy istnieje Bóg, czym jest dusza, co jest dobre a co złe, ale pokazuje, że takie pytania można w ogóle zadawać. Że można się nad nimi zastanawiać, a nie przyjmować gotowe odpowiedzi od „autorytetów”. To samo w sobie jest już w pewien sposób „niebezpieczne”. Filozofia pokazuje, że można mieć własne przemyślenia, własne zdanie, własną drogę – i niekoniecznie trzeba podążać tą „jedynie słuszną” ścieżką. Rozumiesz, jeśli dowiesz się, że różni ludzie mieli odmienne zdania w kwestii szczęścia dowiesz się, że MOŻNA mieć różne zdania w tej sprawie. Że dla jednego szczęście to będzie kasa i awans w pracy, dla drugiego miłość, dla innego wolność, a dla kogoś innego wycieczka na rowerze do Afryki. To otwiera głowę. A nie wszyscy chcą, by ludzie mieli otwarte głowy. Dlatego w szkole nie ma miejsca na filozofię.

M.F.: Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz. Czy twoi uczniowie wiedzą, że piszesz książki? A co na to inni nauczyciele? Czy nie obawiają się, że pisarz horrorów będzie straszył uczniów jakimiś opowieściami z dreszczykiem?

Ł.H.: Skądże. Owszem, wielu uczniów wie o moim pisarskim hobby. Zawsze jednak podkreślam, że powieści grozy są przeznaczone dla dorosłego czytelnika. Nauczyciele znów raczej nie mają czasu, by sięgać po moje książki. Wiesz… oni muszą czytać klasyków. Mickiewicz, Słowacki, Norwid… większość nie znalazłaby czasu na Henela. Oczywiście teraz trochę żartuję. Niemniej mówiąc już całkiem poważnie – pisanie w żaden sposób nie wpływa na moją pracę zawodową.

M.F.: No dobrze. A skąd bierze się pomysły do powieści grozy?

Ł.H.: Dobre pytanie. Można czerpać z wielu źródeł. Poczynając od lokalnych legend a kończąc na autentycznych historiach, jakie można wyczytać nieraz w prasie. Oczywiście, całość nieraz trzeba „okrasić” solidną porcją wyobraźni. Niemniej pomysł może wpaść do głowy w najróżniejszych okolicznościach. Podczas samotnego, wieczornego spaceru. Pod wpływem atmosfery jakiegoś niezwykłego miejsca, jak na przykład opuszczony szpital lub szkoła. Wtedy ważne jest by ten pomysł szybko zapisać, a potem rozbudowywać.

M.F.: Powiedz mi jeszcze, czy Polacy potrafią w ogóle pisać horrory?

Ł.H.: Horror nie jest tak mocno zakorzeniony w naszej kulturze, jak chociażby w krajach anglosaskich. U nas zazwyczaj królowała literatura historyczna i patriotyczna. Wynikało to z naszej narodowej „kondycji”. Polska przez długi czas znajdowała się w niewoli. Literaci pokroju Grabińskiego byli szybko wykluczani z „głównego nurtu”. Wielkość pisarza najczęściej była oceniana właśnie w takich kategoriach. Im bardziej pisał „ku pokrzepieniu serc”, tym bardziej poważnym artystą się wydawał. Kryminały, horrory – uważano zazwyczaj za literaturę „drugiej kategorii”, typowo rozrywkową, przeznaczoną dla „mniej ambitnego” odbiorcy. Obecnie bardzo się to zmienia. Literatura grozy dotarła do nas za pośrednictwem takich nazwisk jak King, Koontz i Masterton. Zrozumieliśmy, że groza nie oznacza wcale książek „drugiej kategorii”. Polak wziął do ręki książkę Kinga i zobaczył… że facet operuje słowem lepiej niż Sienkiewicz (bez urazy). Nastąpiło lekkie zdziwienie. Obecnie polska groza zaczyna zyskiwać na popularności. Coraz więcej pisarzy tworzy w tym nurcie i wielu z nich nie ustępuje zagranicznym twórcom.

M.F.: Co powiedziałbyś naszym czytelnikom aby zachęcić ich do lektury swoich książek?

Ł.H. Powiedziałbym – dajcie mi szansę. Nie stawiajcie zawsze na bardzo znane, zagraniczne nazwiska. Wiem, że części z Was moje książki mogą się nie spodobać. Macie oczywiście do tego pełne prawo. Ale spróbujcie przeczytać choć jedną. Zapewne znajdą się i tacy, którym przypadnie ona do gustu i sięgną po kolejną. To właśnie dla nich będę pisał następne powieści.

Z Łukaszem Henelem rozmawiał Marek Falkowski

Strona autorska Łukasza Henela:

www.lukasz-henel.pl

Oficjalny profil autora w serwisie Lubimy Czytać:

http://lubimyczytac.pl/autor/54261/lukasz-henel

Blog Łukasza Henela

http://lekcje-etyki.blogspot.com/

 

 

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.