Przyjechała do domu dziadków posprzątać w nim po ich śmierci. Nie była tu od kilkunastu lat. Mimo wszystko znakomicie pamiętała każdy zakamarek domu. Dawniej, każdego roku bawiła się tu przez wakacje. Lato na wsi u dziadków było czymś, czego się nie zapomina. Jednak kiedy jej rodzice się rozwiedli, straciła kontakt z babcią i dziadkiem. Rozmawiali ze sobą kilka razy do roku, ale nie odwiedzali się już tak często. 2 miesiące temu obaj zginęli wskutek zaczadzenia się. Przyczyna była prosta – piecyk gazowy i niesprawna wentylacja. Długo się w sobie zbierała, aby tu przyjechać. Wspomnienia nie dawały jej spokoju i wywoływały żal wobec rodziców, których winiła za śmierć dziadków. Nie zapewnili im odpowiedniej opieki. Miała też pretensje do samej siebie. Posprzątanie tego domu traktowała jako odkupienie swoich wcześniejszych win i zaniedbań.
Wewnątrz wszystko było takie samo jak dawniej. Stare łóżko przykryte czerwonym kocem, kuchnia kaflowa z emaliowanymi garnkami i stare robocze buty dziadka, ustawione tuż przy drzwiach. Czekało ją wiele godzin sprzątania. Postanowiła zacząć od strychu. To tam skrywało się najwięcej rupieci. Wśród nich nie brakowało jednak prawdziwych skarbów. Zdjęć, rodzinnych pamiątek i książek.
Wchodziła na górę po skrzypiących schodach. Strych rozciągał się na całej powierzchni domu. Gruba warstwa kurzu pokrywała deski, wzbijając się w powietrze z każdym jej krokiem. Kiedy znalazła się na górze, uderzył ją mocny zapach czosnku. Nie delikatny aromat, ale potężny odór, generowany przez kilkanaście czosnkowych warkoczy, rozwieszonych w różnych częściach strychu. Dziewczyna spojrzała na to zaskoczona, traktując to jako jedne z wielu dziwactw swojej babci.
Na środku strychu stała duża, drewniana skrzynia. Nie kojarzyła jej z wcześniejszych wizyt. Zaciekawiona, podeszła bliżej. Wieko skrzyni było zabite solidnymi gwoździami. Skrzynia, podobnie jak podłoga pokryta była taką samą warstwą kurzu. Był to znak, że nikt jej od dłuższego czasu nie otwierał.
Zaciekawiona dziewczyna, pochyliła się i zastukała w wieko. Tak jak się spodziewała, odpowiedziała jej tylko cisza. Spróbowała raz jeszcze. Efekt był taki sam.
Ale zaraz… wydało jej się że słyszy z wnętrza delikatne chrobotanie. Tak jakby wewnątrz chodziła mała myszka, szurając ogonem po deskach. Chrobotanie nie ustawało. Nie było też ani bardziej ani mniej donośne.
Pobiegła do kąta strychu, gdzie stał stary, zapomniany przez wszystkich łom. Idealnie nadawał się do podważenia wieka i sprawdzenia, cóż takiego kryje tajemnicza skrzynia. Brecha była ciężka, ale dziewczyna znakomicie dawała sobie radę z jej obsługą. Wsunęła jeden koniec w szczelinę i mocno się zaparła. Chrzęst wyrywanych gwoździ wskazywał na to, że technika jest dobra. Po kolei podważała każdy z boków, czując narastające podniecenie.
– A co, jeśli jest tam skarb? Albo klejnoty? – wymyślała coraz to nowe scenariusze
Kiedy wszystkie boki zostały poluzowane, pochyliła się nad wiekiem i mocno o nie zaparła. Resztą sił udało się jej go strącić na podłogę. To co zobaczyła w skrzyni, zatrzymało jej serce na kilka sekund.
Nie były to pieniądze. Ani klejnoty. Ani nic innego, co mogłoby przynieść szczęście. Zamiast tego w skrzyni leżały zwłoki starej kobiety. Mogła mieć z 90 lub więcej lat. Skóra była wysuszona, włosy siwe, a oczodoły zapadnięte, ziejące czarną pustką. Zwłoki były wysuszone i budziły grozę niczym na najlepszych horrorach.
Wystraszona dziewczyna odskoczyła w tył, wrzeszcząc co sił w płucach. Znalezisko nie tylko zmroziło jej krew w żyłach, ale i odebrało zdolność logicznego myślenia. Była tak przerażona, że nie zauważyła jak kościste palce staruszki chwyciły krawędź skrzyni. Ciało, a właściwie to co z niego pozostało przez te wszystkie lata, zaczęło się stopniowo unosić. Kiedy głowa wystawała już ponad ściankę pudła, dziewczyna zrozumiała że musi coś zrobić.
W jednej chwili wszystko zaczęło się jej układać w logiczną całość. Mnóstwo czosnku na strychu, skrzynia zabita gwoździami, nie otwierana od dziesiątek lat. Chrobotanie. Swoim stukaniem w pudło, nie tylko obudziła upiora, ale teraz go wypuściła!
Straszydło już niemal stało na nogach, ubrane w strzępy starej sukni. Nie wiedziała kim ta kobieta była i dlaczego dziadkowi trzymali ją na strychu, w zamkniętej skrzyni. Wiedziała natomiast jedno. Jeśli nie zacznie szybko działać, czeka ją przyszłość w ciemnych kolorach. Gorączkowo zaczęła przeczesywać strych wzrokiem, szukając młotka i czegoś, co mogłaby wbić w „serce” zombiaka. Najlepszy byłby osinowy kołek. Takiego jednak na próżno można było szukać. Jedyną rzeczą, która się nadawała do tego celu, był stary drewniany flet, na którym grała w dzieciństwie. Chwyciła go do jednej ręki, a do drugiej brechę. Stalowy łom musiał jej zastąpić młotek.
Żywy trup poruszał się powoli. Była to dla niej szansa, aby skutecznie go zabić. Zamachnęła się łomem i uderzyła nim w kościste szczudła kobiety, zwalając ją na ziemię. Nie zwlekając ani chwili, pochyliła się nad nią i zaczęła wbijać drewniany flet prosto w miejsce, w którym dawniej było serce.
Uderzenie za uderzeniem, odbierała resztki sił zmumifikowanym zwłokom, które nieświadomie uwolniła.
Dodaj komentarz