W pośpiechu wsiadłam do pociągu. Rozejrzałam się po wagonie. Jak to dobrze, że jest pusty! Rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu, spojrzałam przez okno, po czym zamknęłam oczy i skupiłam się na wyrównaniu oddechu.
Moją chwilę ciszy przerwało szarpnięcie drzwiami. Z bardzo dużym impetem wkroczyła Pani, w wieku około 35 lat. Szła pewnie, na wysokich obcasach. Ze wszystkich wolnych miejsc wybrała kanapę, po drugiej stronie przejścia.
Poczułam lekką konsternację. Ale znowu się wyciszyłam.
Pani jednak nie za bardzo przejmowała się moją obecnością. Pierwsze co zrobiła po ułożeniu bagaży, wyciągnęła drogie perfumy i obficie się nimi spryskała. Przy tym majestatycznie zaciągnęła się nozdrzami.
Rozejrzałam się dookoła. Pociąg powoli zaczął się zapełniać. Ewakuować się, czy zostać? Mój wewnętrzny głos zaczął ze sobą dyskutować.
Nie było sensu się przesiadać. Do domu dzieliło mnie zaledwie 40 minut jazdy. Uchyliłam jedynie okienko, bo stężenie perfum było dla mnie za silne.
Pani dawała znać o sobie coraz głośniej. Usłyszałam pisk rozrywanej folii.
Chcąc nie chcąc zerknęłam kątem oka. Pani walczyła z opakowaniem od czekoladek. Położyła je na rozkładanym stoliku. I pojedynczo z dużym zapałem, ale jednocześnie próbą pohamowania się, zaczęła ich degustację. Przyszła kolej na kolejną walkę. Z torebki wyciągała kolorową gazetkę. Wszystko byłoby dla mnie idealne, gdyby nie odgłosy plucia na palec i przerzucanie w zastraszającym tempie kartki za kartką.
Pociąg w końcu ruszył. Uwielbiam patrzeć na przesuwające się krajobrazy. Oddałam się błogiemu spoglądaniu na przyrodę. Z lekkiej już medytacji wyrwało mnie:
– Cholera jasna! – Pani zaklęła na dźwięk telefonu, który usilnie wskazywał, że chce się ktoś z nią połączyć.
– Tak? Oczywiście, nie ma problemu, niedługo będę – towarzyszka po odebraniu połączenia zmieniła ton o 180 stopni. Gdy tylko się rozłączyła mruknęła pod nosem – „nie mają kiedy dzwonić”.
Ponownie oddała się swojej przyjemności. Kolejna czekoladka, 10 stron gazetki przejrzanych w pośpiechu. Dzwonek telefonu zadzwonił ponownie.
– Nie mogę, no nie mogę – Pani wykrzyknęła na cały wagon.
Aż usłyszałam głos pasażera siedzącego za mną
– Boże, co tam się dzieje?
– Tak? Nie ma problemu, Pani Jadziu, Przecież już dawno wszystko jest ustalone. Tak, tak. Miłego dnia! – Nieznajoma zdawała się znowu przybrać maskę życzliwości.
Po krótkiej rozmowie westchnęła ciężko i sięgnęła po kolejną czekoladkę. Chyba nawet zaczęła czytać w przyspieszonym tempie. Ponieważ jechaliśmy dopiero 10 minut, a Pani miała za sobą pół gazety. Czyżby skończyła kurs szybkiego czytania?
Ponownie oddałam się wpatrywaniu w piękne, zielone krajobrazy.
– No nie wierzę! – jej krzyk dosłownie wyrwał mnie z „letargu”. Podskoczyłam.
– Halo? Włóż makaron do lodówki. Tak, Pa! – właściwie ta rozmowa nie powinna mnie szokować.
Również odbyła się przemiłym, słodkim głosem. Nie bardzo rozumiałam o co chodzi. Zerknęłam na okładkę kolorowej gazety. Na niej widniał tytuł wielkimi literami „10 sposobów na bycie szczęśliwą”.
Wszystko stało się jasne! Aż mi się zrobiło szkoda tej Pani. Pomyliła szczęście z przyjemnościami. Naprawdę myślała, że jak zrobi tą całą zewnętrzną otoczkę wokół siebie, pozornego szczęścia, to zazna wewnętrzny spokój. Nic z tego. Każda rzecz odrywająca ją od tych „znieczulaczy”, denerwowała jeszcze bardziej.
Wysiadając na swoje stacji, w pobliżu siedzenia upuściłam niby przypadkiem wizytówkę z bardzo prostym cytatem:
„Pokochaj siebie, to jest recepta na szczęście”.
Nie wiem, czy nieznajoma ją znalazła, podniosła i przeczytała. Może trafiła na kogoś innego.
Ja swoją rolę w czasie podróży spełniłam.
Dodaj komentarz