Stała w oknie. Zimny wiatr dotykał jej włosów, skroni, piersi, ramion…
– A gdyby tak? – Zawahała się, spojrzała w dół. Lekko zakręciło się jej w głowie. Widok z 11 piętra był imponujący. Miała przed sobą całe miasto, które zaczęło żyć nocnym rytmem. Zemdliło ją. Na czole pojawiły się kropelki potu. Pobiegła do łazienki, żeby wyrzucić z siebie wszystko, co w niej zalegało. Z twarzą w muszli, myślała, że pozbędzie się swoich wnętrzności. Przymknęła klapę, spuściła wodę. Oparła czoło o deskę klozetową. Cała drżała.
W mieszkaniu był przeciąg. Marzyła o cieple, o wtuleniu się w ciepłą kołdrę, o tym by poczuć się dobrze i zapomnieć o wszystkim. Sama się jednak katowała.
– Aśka, otwieraj! – usłyszała głośny krzyk i łomotanie pięścią w drzwi.
– Aśka! Wiem, że tam jesteś! – Jej chłopak, a właściwie już były chłopak, nie rezygnował.
Miała go głęboko w poważaniu. Na wieść o ciąży, zamilkł. A po kilku dniach wręczył białą kopertę z pieniędzmi. – Zrób to, i zapomnijmy o sprawie – powiedział to tak oschłym i obcym głosem, że nie zapomni tego do końca życia.
Teraz siedziała sama jak palec w pustym mieszkaniu, w którym hulał świszczący, zimny wiatr. Była rozdarta i bardzo nieszczęśliwa. Nie widziała swojej przyszłości. Sama z dzieckiem? Jak?
– Wynoś się stąd! – Zerwała się z ubikacji i podbiegła w kierunku drzwi. Zaczęła głośno szlochać i krzyczeć przez drzwi do obcego już do niej człowieka – Wynocha! Nie chcę Cię więcej widzieć! Byłam potrzebna Ci tylko do jednego! – szlochała, wyrzucając z siebie całą złość.
– Chcesz, żeby mój ojciec się dowiedział? Wiesz, że nie da mi żyć! Otwórz, pogadamy jak ludzie! – chłopak wcale nie miał zamiaru się poddawać.
– Interesuje Ciebie tylko co tatuś powie? Jesteś żałosnym i skończonym dupkiem! Znikaj z mojego życia. I tak urodzę to dziecko, czy tego chcesz czy nie! – chciała zostać sama. Chciała mieć święty spokój. A jednocześnie, tak bardzo się na nim zawiodła. Myślała, że ją kocha. Tyle pięknych rzeczy jej mówił, obiecywał.
– Jesteś głupia! Jeszcze tego pożałujesz! Zobaczysz!!! – usłyszała mocne kopnięcie w drzwi, a następnie kroki oddalające się w kierunku windy. Rozpłakała się. Marzyła o tym, żeby to był tylko zły sen.
Wstała na chwiejnych nogach. Ponownie podeszła do okna. Chłodne powietrze spoliczkowało ją po twarzy.
Wychyliła się nienaturalnie daleko. Właśnie znajdowała się na krawędzi życia i śmierci. Wystarczyło, że przechyli się jeszcze bardziej. Zacisnęła powieki. Bała się. Bała się jak nigdy wcześniej. Wszystko zależało od niej. Od chwili impulsu, od ostatecznej decyzji.
– Hej! Co Ty robisz! – usłyszała krzyk młodego chłopaka.
– Wejdź do domu, bo się przeziębisz! – młodzieniec ponownie zareagował. Roześmiała się. Pierwszy raz od dawna, po prostu się roześmiała. Rozbawiła go ta troska i naiwność jednocześnie. Zamierzała się zabić, a ten, że się przeziębi.
– Zaraz do Ciebie przyjdę, mam sok malinowy – oznajmił jak gdyby nigdy nic – rozgrzejesz się trochę.
Cofnęła się instynktownie. Poczuła się jak małe dziecko, które właśnie posłuchało swojego rodzica. Nie rozumiała tego, ale chciała się z nim spotkać.
Zapukał cicho do drzwi. Otworzyła mu. Oprócz soku malinowego, miał w ręku paczkę chusteczek higienicznych. Czyli nie był głupi. Doskonale wiedział, co zamierzała zrobić.
– Zaczniemy od zamknięcia okna, straszny tu ziąb. A potem wszystko na spokojnie mi opowiesz. – Sąsiad uśmiechnął się ciepło.
Nieważne dla niej było już to, że jest w trzecim miesiącu ciąży z chłopakiem, który okazał się skończonym draniem. Nieważne było to, że nie miała przy sobie najbliższej rodziny. Ważne było to, że w ostatniej chwili, jej anioł stróż zainterweniował. Nie czuła się już sama. Nie znała swojego obrońcę przed nią samą. Wystarczyło, że był obok niej. To jej w zupełności wystarczyło.
/foto: www.freeimages.com/
Dodaj komentarz