Przestańcie wreszcie czytać książki!

Dzisiaj Światowy Dzień Książki. W całej Polsce z tej okazji odbywają się rozmaite imprezy z udziałem sławnych osób, a wszystko po to, by promować książki. A może by promować te osoby? Popularyzacja czytelnictwa przypomina intensywną reanimację konającego starca. Sprawy mają się jednak coraz lepiej. Przeszło sześćdziesiąt procent Polaków nie przeczytało w tym roku żadnej książki. Nadszedł wreszcie czas, by zlikwidować wydawnictwa, zamknąć biblioteki i księgarnie. Po co komu to czytanie? Osobiście uważam, że należałoby tego zakazać.

Kto z pewnością nie powinien czytać książek…

To, że książki szkodzą, wiadomo nie od dzisiaj. Nie bez przyczyny na wielu zakrętach historii książki były palone, jako siedlisko wszelkiego zła i zarzewie rozmaitych społecznych niepokojów. Wiadomo bowiem, że książki uczą niebezpiecznego relatywizmu w postrzeganiu jedynej i słusznej Prawdy. Nic więc dziwnego, że na książki patrzyło się niechętnie na przykład w państwach totalitarnych, czyli dążących do całkowitej kontroli sposobu myślenia jednostki. Książki nieodpowiednie, które akurat nie zgadzały się z ogólnie obowiązującym myślowym nurtem niszczono, a pisarzy zamykano do więzienia. Dobrze im tak, mąciwodom! Mamy więc oto pierwszy rodzaj ludzi, którzy absolutnie po książki nie powinni sięgać – są to ci, którym zależy na ekstatycznym stopieniu się z bezmyślną masą. Dzięki wytrwałemu unikaniu czytania można w stanie nienaruszonej głupoty przetrwać całe życie, nie narażając się na trujący jad samodzielnej refleksji, który jak wiadomo może tylko ściągnąć na człowieka kłopoty.

A czy człowiek głupi jest pożyteczny? Z całą pewnością tak, szczególnie dobrze będzie sprawdzał się w kraju kolonialnym, zapleczu i montowni Europy, a przecież tym właśnie jest Polska, nieprawdaż? Czy lektura powieści jest potrzebna pracownikowi zajmującemu się skręcaniem pralek w fabryce należącej do zagranicznego koncernu? Oczywiście, że nie, bo do czego? Czy od przeczytania „Pana Tadeusza” będzie skręcał je szybciej? Wolne żarty!

Apeluję więc z tego miejsca, by rodzice z całą surowością zakazywali dzieciom czytania jakichkolwiek książek, jeśli mają w przyszłości wyrosnąć na pożytecznych ludzi. Nawet niewielka, przemycona do naszego domu ilość literatury może wzbudzić w latoroślach niebezpieczne ciągotki do czytania. Należałoby nawet zorganizować specjalne kursy dla rad pedagogicznych w szkołach, na wzór tych poświeconych profilaktyce antynarkotykowej, aby nauczyciel potrafił skutecznie zniechęcić ucznia do czytania, co z resztą – na całe szczęście – już wielu bardzo skutecznie robi i to bez żadnych kursów.

Dobrze byłoby więc, aby w szkołach zamiast promować czytelnictwo, zakazano w ogóle lektury czegokolwiek, no może – za wyjątkiem podręczników do przedmiotów ścisłych, które są mentalnie mało groźne, bowiem działania matematycznie nie przenoszą ze sobą żadnych niebezpiecznych idei czy światopoglądów.

Książek nie powinny również czytać osoby praktyczne. Czas stracony na lekturę można spożytkować w znacznie bardziej pożyteczny sposób, na przykład jadąc na zakupy, oglądając telewizję czy też pijąc piwo. Są to zajęcia z pewnością zasługujące na znacznie większe poważanie. Książki – jeśli takowe gdzieś jeszcze zalegają – najlepiej wyrzucić jak najszybciej na śmietnik ponieważ gromadzą wilgoć i kurz.

Co zrobić aby nikt nie chciał już czytać książek?

Czas na praktyczne porady, co takiego można by zrobić, aby wreszcie zakończyć ten niebezpieczny proceder czytania książek, który niestety trwa jeszcze tu i ówdzie. Muszę na wstępie zaznaczyć, że wszystko jest już na dobrej drodze! Przede wszystkim należy z radością stwierdzić, że polskich książek już w zasadzie nie ma.

Rynek polskiej książki został kompletnie zniszczony na początku lat dziewięćdziesiątych, podobnie z resztą jak gospodarka. Wydawnictwa zostały wykupione przez ogromne sieci zagraniczne, i to za bezcen. Koncerny medialne stworzyły wielko-powierzchniowe księgarnie i narzuciły tym niewielu niezależnym wydawnictwom które jeszcze się ostały – swoje reguły gry. Mordercze opłaty za promocję i ekspozycję nie-swoich tytułów oraz rozliczenia, w których opóźnienia sięgają wielu miesięcy.

Zadajmy sobie proste pytanie – kogo czyta się dzisiaj w Polsce? Dominują zagraniczni autorzy. Czy dlatego, że są lepsi? Niekoniecznie. Po prostu dzisiaj koncern decyduje, kto stanie się „poczytnym pisarzem” i która powieść „zostanie uznana za bestseller”. Firmy wydawnicze zza granicy mają swoich krytyków na skinienie ręki, którzy za odpowiednim wynagrodzeniem pozytywnie zaopiniują daną książkę.

Dodatkowo właściciel wydawnictwa jest jednocześnie posiadaczem poczytnych tytułów prasowych. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, by temu a nie innemu pisarzowi przyznać tytuł jakiejś tam „przepustki miesiąca” czy też innej „statuetki roku”. Lansuje się swoich ludzi, aby potem czerpać z tego zyski. A czy pozycje, które takie wyróżnienia uzyskują rzeczywiście czyta się z przyjemnością? Sprawdźcie sami. Nie! Zapomniałem się! Miałem przecież namawiać Was do nieczytania.

Proponuję stworzyć jeszcze więcej tego typu nagród, przyznawanych znajomym i lansowanym przez znane tytuły prasowe. Zdezorientowany czytelnik z pewnością skutecznie zniechęci się do czytania czegokolwiek, gdy sięgnie po powieść oznaczoną tytułem znanej nagrody literackiej, która okaże się po prostu zupełnym gniotem…

Kolejnym skutecznym sposobem szybkiego doprowadzenia do zaniku czytelnictwa będzie również archaiczna lista lektur w szkole. Proponuję zmuszać uczniów do czytania dzieł sprzed stu lat, najlepiej pisanych zawiłym i archaicznym językiem. Bohaterowie owych powieści nie powinni mieć absolutnie niczego wspólnego z dzisiejszym uczniem lub nastolatkiem, aby młody czytelnik nie mógł przypadkiem się z nimi utożsamiać.

Proponuję również zlikwidować szkolne biblioteki. W dzisiejszych czasach nie są one już nikomu potrzebne, a dzieci nabywają tam niezdrowego zainteresowania archaiczną książką papierową.

No i na koniec rzecz najważniejsza. Dawajcie dobry przykład dzieciom i nie czytajcie! Jeżeli dziecko zobaczy Was czytających to istnieje zagrożenie, iż w przyszłości samo sięgnie po książkę. Przecież nie od dzisiaj wiadomo, że dzieci naśladują rodziców. Warto więc na każdym kroku manifestować swoją niechęć do książek. Tylko jak tu manifestować niechęć do czegoś, czego się nie ma w domu? Bądźcie dobrej myśli. Zawsze można głośno i dobitnie mówić coś w tym stylu: „a te wszystkie książki to nie wiem na co to komu?”.

Zniszcz ten tekst! Wydrukuj go i zjedz!

Tak, słyszę już Wasz rechot. Przynajmniej w wykonaniu tych, którzy dobrnęli aż do tego akapitu. Swoją drogą – mam Was! Skoro przeczytaliście już tyle, to musicie mieć coś na sumieniu. Cechuje was jakaś podejrzana wprawa w łączeniu literek w słowa a potem zdania. Czyżbyście jednak czytywali coś po kryjomu? Nieładnie…

Wiem jednak czemu rechoczecie. Bo przecież pisząc tekst zachęcający do nieczytania jednocześnie tworzę coś do przeczytania. Taki mały paradoks. Wiecie, był taki filozof, nazywał się Wittgenstein. Facet generalnie twierdził, że cała filozofia to zwykłe gry słowne. Wszystkie problemy filozoficzne wynikają z nieścisłości naszego języka. Tylko że pisząc te swoje rozważania, sam używał języka i w ten sposób wpadł we własną pułapkę. Stwierdził w końcu, że to co napisał powinno się odrzucić jako niedorzeczność, tak samo jak człowiek odrzuca drabinę, gdy po niej wejdzie. Tak to jakoś brzmiało.

Muszę z tej sytuacji wybrnąć. Rozwiązanie podsuwa mi sam rynek książki. Już od dłuższego czasu bestsellerami stają się książki które nie są książkami. Na okładce czytamy na przykład „To nie jest książka!” lub „Zniszcz tę książkę”. W środku rzeczywiście nie ma treści. Sprawy doszły jakby do muru. Bestsellerem jest książka bez treści, zawierające jedynie proste polecenia jak na przykład: wyrwij kartkę i stań na niej. Genialne, prawda? Z mojego punktu widzenia trudno o coś lepiej zniechęcającego do czytania niż podobny książko-podobny twór. Brawo! Tylko tak dalej! Dla książek bez treści świetlaną przyszłość widzę.

Proponuję zrobić jeszcze książkę, która nie jest książką, lecz na przykład podkładką pod laptopa, półką, pudełkiem na czekoladki i tym podobne. Takie rzeczy oczywiście są już do kupienia w sklepach z zabawnymi upominkami, lecz ja z tego miejsca proponuję pójść jeszcze dalej i właśnie takie książki nagrodzić rozmaitymi tytułami „przepustki roku” czy jakiejś innej „powieści dekady”. Niech czytelnik poczuje się tak bardzo zidiociały, aby więcej nie przyszło mu do głowy sięgać po żadną książkę.

Łukasz Henel

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.