Tragiczna śmierć Pani Izabeli w Pszczynie słusznie poruszyła opinię publiczną. Protestują zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy aborcji. W wielu miastach Polski ulicami przeszły marsze pod hasłem „ani jednej więcej”. Szukanie kompromisu nigdy nie było naszą narodową specjalnością, ale obecnie kwestia przerywania ciąży stała się orężem politycznym. Czy zyskują na tym sami zainteresowani, to znaczy pacjenci?
Problem ochrony życia jest stary jak sama służba zdrowia. Poruszanie się na wąskiej granicy życia i śmierci musi rodzić dylematy etyczne. Wraz z rozwojem nauki te problemy nasilają się. Już sama definicja śmierci, kiedyś uważana za względnie łatwą do określenia – teraz rodzi wątpliwości. Gdy nie było możliwości przedłużania życia za wszelką cenę, uporczywej reanimacji, przeszczepów narządów, obserwacji rozwoju dziecka w łonie matki – wszystko wydawało się niejako prostsze.
Niestety jednym z największych dylematów przed jakim w ogóle może stanąć człowiek jest decyzja, kto w krytycznej sytuacji ma przeżyć. Takie wybory zdarzają się nie tylko w medycynie, lecz wielu innych skrajnych przypadkach. Czasem strażak musi zdecydować, kogo w pierwszej kolejności ratować. Wołania o pomoc mogą dobiegać z różnych stron, a czasu jest niewiele. Rozpędzony kierowca ma ułamki sekund na decyzję czyje życie ratować – swoje i własnej rodziny, czy też może dzika, który właśnie wtargnął na jezdnię. Nie są to wybory łatwe, bo wystarczy za dzika podstawić pięciolatka na rowerku i już decyzja staje się znacznie trudniejsza. Można wreszcie wzbić się na wyżyny spekulacji i zadać sobie pytanie co jeśli ów pięciolatek w przyszłości zostanie seryjnym mordercą niczym Ted Bundy, a prowadzący auto kierowca jest lekarzem, który za rok wynajdzie lekarstwo na raka?
Otóż to. Jest zbyt mało danych, aby podjąć decyzję i w takich sytuacjach nasz wybór nigdy nie będzie idealny. Dlatego, że my sami nie jesteśmy idealni i nigdy nie będziemy. Po porostu los postawił nas w dramatycznej sytuacji i w pewnym stopniu musimy to zaakceptować. Największym problemem współczesnego człowieka jest przekonanie, że musimy mieć na wszystko wpływ. Niestety, już Marek Aureliusz prosił bogów, aby ci dali mu umiejętność rozróżnienia zdarzań, które zależą od jego postępowania i tych, które i tak muszą nastąpić.
A może ta potrzeba, którą odczuwa większość z nas, aby za pomocą przepisów prawa regulować nawet najbardziej skomplikowane przypadki wynika ze zwykłego lęku? Może obwarowani przepisami, paragrafami, podpunktami – czujemy się nieco pewniej na tym niepewnym gruncie jakim jest życie?
Pytanie jednak brzmi – czy to w ogóle da się zrobić? Oczywiście, że nie. Sytuacje, przed jakimi stawia nas los zawsze będą nieprzewidywalne, a poszczególne przypadki będą się od siebie różniły. Podobnie jest w medycynie. Zawsze musi być więc miejsce na indywidualną decyzję sumienia, jakaś przestrzeń na subiektywną ocenę sytuacji w oparciu o opinie specjalistów.
Opinią publiczną wstrząsnęła tragiczna śmierć Pani Izabeli. Zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego winą za tragedię obarczyli obowiązujące przepisy. Czy słusznie? Wiemy, że w tym konkretnym przypadku doszło do rażących błędów lekarzy. Czytając smsy, które przed śmiercią Pani Izabela wysyłała do swojej Mamy wyczuwa się rozpacz i strach człowieka pozostawionego samemu sobie. Lekarze nie interesowali się jej stanem, nie mierzyli nawet regularnie temperatury chorej. To bardzo ważne w ocenie tej sytuacji, gdyż wydaje się, że znieczulica i obojętność, cyniczna rutyna – stały się fundamentem mającej rozegrać się tragedii.
Pani Izabela wielokrotnie alarmowała otoczenie o swoich dolegliwościach. Nawet inne pacjentki wołały lekarzy, aby ci zainteresowali się chorą, której stan pogarszał się z minuty na minutę. Osobiście najbardziej przeraża mnie moment, w którym medycy i pielęgniarki zjawiają się w sali, lecz nie po to, by przynieść ratunek kobiecie, lecz aby przenieść Ją gdzieś, gdzie „nie będzie przeszkadzała innym”.
Widać tu ogromne uprzedmiotowienie człowieka. Jest traktowany praktycznie jak martwa rzecz. „Trzeba przenieść, aby nie przeszkadzał”. Jak mebel. Jak krzesło. Personel szpitala jakby zupełnie zapomniał, że ma do czynienia z żywym, czującym człowiekiem. Zapewne gdyby wówczas lekarze, zamiast siedzieć w dyżurce, zmobilizowali siły i rozpoczęli badania nie doszłoby do tragedii. Być może nawet nie trzeba było tak wiele. Wystarczyłoby ciągłe monitorowanie parametrów życiowych chorej, podłączenie Jej do specjalistycznej aparatury, szybkie wykonanie badań, aby sprawdzić, co się dzieje. Tymczasem „wyniesiono ją, aby nie przeszkadzała innym”. Trudno pisać o tym ze spokojem.
A zatem gdzie należy szukać przyczyny nieszczęścia? Czy rzeczywiście w zbyt restrykcyjnym prawie antyaborcyjnym? A może po prostu zabrakło tu zaangażowania i profesjonalizmu służb medycznych, a lekarze „wykazali się” zwykłą znieczulicą?
Osobiście stawiam na to drugie. Świadczą o tym okoliczności sprawy. Prawo antyaborcyjne nie miało tu nic do rzeczy. Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami ciąża nadal może być przerwana, jeśli zagraża życiu i zdrowiu pacjentki. Natomiast wykorzystywanie śmierci Pani Izabeli do rozgrywek politycznych jest po prostu niedopuszczalne. Znacznie lepiej byłoby pomóc Jej rodzinie.
Ochrona życia jest podstawą cywilizacji. Jest to najcenniejsza wartość, jaką posiadamy. Nie mamy moralnego prawa decydowania o tym, czyje życie jest cenniejsze. A jednak nadal obowiązuje zasada ochrony życia matki. Jeśli nie ma innego wyjścia – również trudne decyzje powinny być podejmowane i obecne prawo wiąż to umożliwia.
Dodaj komentarz