Na swoim brzuchu zauważyłam kilka kolejnych fałdek tłuszczu. To nie dobry objaw, który świadczy o tym że mój siedzący tryb życia mnie niszczy. Pora coś z tym zrobić, pomyślałam sobie. Jednak jak to u kobiety bywa, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Moja ręka mimowolnie wysunęła się po kolejną kostkę białej czekolady. Przepadałam za nią. Można powiedzieć że była to jedyna przyjemność w życiu, na którą czekałam z wytęsknieniem. Poza nią nie miałam niczego ciekawego.
Nudna praca, nudni znajomi, rodzina niezainteresowana moim losem. Moje życie czasami przypominało mi pustą butelkę po piwie. Nikomu do niczego nie przydatną. Jeszcze chwila i być się rozbeczała. Myślenie o swoim życiu w ten sposób zawsze mnie przygnębiało, ale zarazem motywowało. „Marta, kopnij ty się w tyłek. Masz 28 lat a zachowujesz się jak stara panna. Zrób coś wreszcie ze sobą” pomyślałam. Postanowiłam odmienić swój los, zaczynając od figury. Pora pozbyć się kilogramów, a podkreślić moim zdaniem całkiem niezłe cycki i tyłek. Uznałam, że najlepszym sposobem na to będzie zapisanie się na siłownię. Zaczęłam szperać w sieci w poszukiwaniu siłowni w moim małym miasteczku. Szybko się okazało, że są dwa takie miejsca, położone niedaleko centrum. Na stronie internetowej był cennik. Ceny ok – postanowiłam więc zakupić karnet na cały miesiąc.
Następnego dnia pojawiłam się na miejscu. Budynek siłowni przypominał opuszczony magazyn. Odrapane ściany, łuszcząca się farba i ciężkie, metalowe drzwi. Niezrażona ruszyłam przed siebie w stronę wejścia, nad którymi mrugała dogasająca żarówka. Weszłam do środka. Wtedy uderzył mnie ten ostry zapach męskiego potu, który rozchodził się po całym wnętrzu. Korytarz był ciemny, długi i nieco wilgotny. Oświetlony kilkoma słabymi jarzeniówkami nie sprawiał dobrego wrażenia. Kierowałam się cały czas naprzód, tam gdzie moim zdaniem powinna być recepcja.
W końcu doszłam do biurka. Było stare jak cała tu reszta. Siedział za nim ogolony na łyso facet. Przypakowany gość w ciemnej koszulce bokserce. Kreślił coś w brulionu poobgryzanym długopisem. Podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Jego twarz była interesująca. Można zaryzykować stwierdzenie, że na swój sposób inteligentna. Sprawiał wrażenie sympatycznego, co mnie zaskoczyło.
„Przyszłam na trening. Kupiłam przez Internet karnet na cały miesiąc”. On na to odpowiedział „Tutaj? Do tej siłowni pani przyszła? Jest pani pewna, że nie chodziło o Klub Equinox w centrum?” -zapytał mnie zaskoczony. Pokręciłam przecząco głową, pokazując wydruk karnetu.
Wziął go do ręki i zaczął czytać. Po chwili wstał, chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić innym, równie ciemnym i śmierdzącym korytarzem. Na końcu, przez lekko uchylone drzwi do jakiegoś pomieszczenia świeciło słabe światełko. „Tam jest damska szatnia. Nie można u nas liczyć na luksusy. Jesteśmy siłownią głównie odwiedzaną przez mężczyzn. Co prawda chodzi do nas kilka kobiet, ale aktualnie nie ma żadnej z nich. Musisz przywyknąć do tego zapachu. U nas stawia się na trening a nie na kolorowe materace i piłeczki. Jeśli szukasz siłowni ze zdjęć Ewy Chodakowskiej, to zdecydowanie pomyliłaś adresy”.
Po tym zadziwiająco długim przemówieniu odwrócił się na pięcie, pozostawiając mnie w małej szatni. Rzeczywiście, luksusów tu nie było. Kilka drewnianych ławek i stare, metalowe szafki zamykane na kluczyk. Szybko przebrałam się w strój fitness i weszłam na salę ćwiczeń.
Było na niej około 6 facetów. Wszyscy dobrze zbudowani. Krótko ostrzyżeni. Umięśnieni. Spoceni. Podobali mi się. Poczułam, że moje sutki twardnieją od nadmiaru testosteronu. Czułam go wszędzie. Oblepiał moje ciało. Nogi. Uda. Pośladki. Wdzierał się przez spodenki i majteczki do środka mnie. „Chyba zwariowałaś Marta. Jak ty się zachowujesz!” opieprzyłam się w myślach. Nie pomogło. Zaczęło mi się tak kręcić w głowie, że musiałam się oprzeć szybko o ścianę. Wydawało mi się, że upadnę i pozostanę na zawsze w tym kobiecym raju, w otoczeniu wspaniałych ciał odważnych facetów. Tak ich postrzegałam. Jak rycerzy XXI wieku. Tak bardzo wyróżniali się na tle wypacykowanych, metro seksualnych facetów chodzących po mieście w rurkach. Zamknęłam oczy, starając się nabrać powietrza.
Kiedy je otworzyłam, wokół mnie stali wszyscy ćwiczący faceci. Utworzyli wokół mnie wianuszek, patrząc zatroskanym wzrokiem w moje oczy. Na ich twarzach malowała się troska, wymieszana z ulgą, kiedy dostrzegli, że wracam do siebie. Kiedy już w pełni odzyskałam świadomość i zapytałam co mi się stało, zaczęli bić brawo. Jeden z nich odezwał się. „Kiedy tu weszłaś, musiało ci się zrobić słabo. Oparłaś się o ścianę i zaczęłaś mdleć. Wtedy kolega cię złapał i ułożył na podłodze. Wybudziłaś się dopiero teraz, po 5 minutach”.
Faceci wyglądali na rzeczywiście zmartwionych, co mnie trochę ucieszyło. Znaczyło to, że dla kogoś się liczę. Odetchnęłam głęboko i podziękowałam im szczerze. Po raz kolejny się do mnie uśmiechnęli, a chłopak który mnie złapał, zabrał głos. „Nie mamy tutaj wiele kobiet. Tym bardziej nam miło, że ktoś taki jak ty do nas będzie chodził. Pewnie nie byłaś nigdy na siłowni, zwłaszcza takiej, męskiej. Pomożemy ci się tu poczuć jak u siebie w domu. Z nami nie zginiesz. Będziesz miała 6 osobistych trenerów. Gdzie indziej za to płaci się grubą forsę”.
Pomogli mi wstać i zaprowadzili w stronę atlasu. To na nim miała się zacząć moja przygoda na siłowni. Nowy rozdział w życiu, w którym miało mi towarzyszyć sześciu nowo poznanych super bohaterów. Każdy nieziemsko przystojny, każdy z otwartym sercem i umysłem.
Dodaj komentarz