Idą Święta…. Czas kiedy wspaniale otwierają się serduszka wielu Polaków by wesprzeć wszelkiego rodzaju instytucje charytatywne które z wielką przyjemnością rozdają paczki, paczuszki i inne dobra wielu biednym ludziom. I o ile nie mam nic przeciwko pomaganiu starszym, schorowanym, ubogim ludziom którzy często krępują się poprosić o pomoc a jeśli już to nie chcą przy tym rozgłosu, to z bardzo dużą ostrożnością podchodzę to robienia szumnych akcji charytatywnych polegających na rozdawaniu słodyczy i prezentów osobom, które na swoim utrzymaniu mają po kilkoro dzieci i nazywane są przez tzw. organa państwowe „osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym”.
No właśnie. Osoby zagrożone wykluczeniem społecznym. Czyż nie popularne jest robienie szlachetnej paczuszki rodzinie gdzie są dzieci, by potem udokumentować i pochwalić się ile to maluszków zostało obdarowane słodyczami i innymi ciekawymi upominkami? Czy nie popularne jest, szczególnie w telewizji, zrobić program jak pewnym dzieciom z bidula zawozi się prezenty, które tak naprawdę zostaną potem przez te dzieciaki sprzedane by zakupić doładowania do telefonów lub dragi albo szlugi. Czyż nie brzmi dumnie że zrobiło się kilka tysięcy paczuszek i rozdało najuboższym w okresie świątecznym?
Rodziny z dziećmi otrzymujące świadczenia rodzinne co miesiąc mają budżet reperowany nawet kilkoma tysiącami złotych i nie jest dla nich problemem zakup czekolady czy cukierków dla dzieci. Podobnie jak nie jest dla nich problemem zakup ubranek czy doposażenia w przybory szkolne. Problemem dla nich jest to, że te rodziny nauczyły się wykorzystywać pomoc społeczną i różnego rodzaju instytucje pomocowe (w tym organizacje charytatywne) i oczekują świąt by ponownie dostać to, co od wielu lat im się przecież należy. Zamiast uczyć się gospodarności i planowania wydatków w tym oszczędności by na święta przygotować dzieciom niespodzianki – wiele z tych rodzin jest przyzwyczajone że przecież „ciągle cos dostają” więc dlaczego tym razem ma być inaczej? Bo o ile osoba starsza, schorowana, nawet bezdomna bez pracy i często chora na uzależnienie od alkoholu nie jest w stanie sama sobie pomóc, o tyle my poprzez bezsensowne rozdawnictwo „w odruchu serca” przyczyniamy się do pogłębiania uzależnienia tych osób od pomocy zamiast pracować czy przyczyniać się do jak największej ich samodzielności.
W swojej pracy wielokrotnie bywam w różnej maści instytucjach pomocowych i ileż to razy byłem świadkiem, jak głównie mamusie z małymi dzieciakami u pracowników socjalnych wypełniają wnioski o różnej maści zapomogi i dofinansowania, by potem usłyszeć że to już drugie czy nawet trzecie pokolenie przychodzi systematycznie po pomoc społeczną, traktując wszelkiego rodzaju dodatki i zasiłki jak stałe źródło dochodu. Zdrowemu, pracującemu człowiekowi który jest nauczony pracy i żadnej się nie boi nie do pomyślenia jest, że można być bezrobotnym lub nie zarobić chociażby na swoje utrzymanie. Wynika to z tego że jego rodzice, jego najbliższe otoczenie od samego początku pracowało a nie wyciągało łapę po drapane, bo przecież należy mi się skoro rozdają. A to że przy okazji nakłamię na temat swojego statusu materialnego i nie powiem że dorabiam na czarno tyle ile uczciwi dwie wypłaty, to w sumie nieistotne, bo kto z Was nie słyszał wymówek typu „inni kradną więcej”, „Ci na górze to tak się nachapali że powinni odpierdolić się od tych na dole”, albo „moje oszustwo i kłamstwo jest niczym w stosunku do tych na górze”. A jeden czy drugi darczyńca, jak ten jeleń, daje się naciągnąć na te kłamstwa i leci z podarunkiem do „biednej rodziny”, która otoczona wianuszkiem dzieciaków bezzębnym uśmiechem chwyta wszelkie podarki, prezenty i przegląda czy w środku jest cos wartościowego czy tylko chłam który się wyrzuci lub rozda, bo niepotrzebny.
Proponuje prosty test wszelkiej maści dostarczycielom szlachetnych paczek i ich fundatorom by zamiast prezentów zawieźli rodzinie farbę do ścian, cement, panele i po miesiącu sprawdzili czy rodzina własnymi siłami poprawiła swoje warunki mieszkaniowe. Daję sobie rękę uciąć że 99% tych ludzi (zdolnych do prac w domu) nawet palcem nie kiwnie albo sprzeda materiały budowlane. Tyle warta jest dla nich pomoc. Oczywiście, za chwilę ktoś się wypowie że dzieci nie będą przecież cierpieć przez rodziców którzy by nie kupili im słodyczy, że to nie dzieci wina że rodzice przewalają na fajki i kawę 500 plus. No oczywiście że to nie ich wina! Lepiej żeby dzieci od małego były przyzwyczajane że na święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc, przyjdzie uśmiechnięta pani i da. Da paczkę z prezentami. I tak już od połowy grudnia dzieciaczki wraz z rodzicami czekają na paczuszke przyniesioną przez panią z OPS-u, z Caritasu, z Fundacji, a także na paczuszki w szkołach i przedszkolach dla biednych dzieci bo przecież należy im się. A za kilka lub kilkanaście lat te same dzieci będą czekały znów na paczuszkę aż im dzieciom ktoś przyniesie. Bo to przecież takie normalne…
Każdy normalny, zdrowy i myślący człowiek stara się zapewnić byt swojej rodzinie. Pracuje, odkłada pieniądze, płaci składki i podatki a mimo to do lekarza specjalisty czeka tygodniami i miesiącami (ba, latami). Pamiętam jak rozmawiam z pracownikiem socjalnym i do jego pokoju wchodzi 30-letni facet z ręką w gipsie i rzuca jej na biurko rachunek za leczenie szpitalne w wysokości chyba 2000 zł. Okazało się że „pomagał znajomemu” i się przewrócił, a jako że bez ubezpieczenia, to szpital nakazał zapłacić za usługę medyczną. I wiecie co pracownik socjalny zrobił? Wydał WSTECZNĄ decyzję o dostępie do świadczeń zdrowotnych, by nie było potrzeby płacenia!!!Bo przecież łapę połamał w piątek po południu, a do pracownika socjalnego przyszedł we wtorek!!! I tak o to 2 tysięcy płacić nie trzeba.
Ileż to ludzi twierdzi że żebraków powinno pousuwać się z ulic, jednocześnie wrzuca do puszek datki na „biedne dzieci”. Chcesz pomóc – wesprzyj schorowanych staruszków datkiem na leki czy sprzęt rehabilitacyjny, bezdomne psy i koty, wesprzyj leczenie dziecka za granicą, ale zastanów się, czy rodzina biorąca kilka tysięcy złotych świadczenia co miesiąc zasłużyła na obdarowanie. A jak już pomagasz, to upewnij się że pieniądze czy prezenty trafią do samotnej matki i rzeczywiście są jej potrzebne, a nie kolejna pralka czy lodówka lub laptop. A jeszcze lepiej, zaproponuj że rodzina może zarobić u Ciebie np. sprzątając podwórko czy pomagając w jakichkolwiek inny sposób, a wtedy tak naprawdę zweryfikujesz czy tej pomocy rzeczywiście oczekują, czy tylko liczą na wyżebrane prezenty.
„Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady.” – Stanisław Grzesiuk
Piotr Matysiak – Kurator Sądowy
Dlatego pytam: za co i dla kogo dyma pracownik socjalny? Dla kogo i za co dyma o 8, bo spóźnić się nie można do OPS. By obsługiwać klientów – tych potrzebujących ze złotymi pierścieniami na palcach niestrudzonych pracą dłoni zakończonych świeżutkimi hybrydowymi paznokciami, dla tych których SUV-Y parkują pod oknami ośrodka, a także dla tych którzy śmierdzą fajami tak, że po 3 minutach rozmowy głowa boli mnie cały dzień – a ja wyliczam ceny paczki fajek na pieniądze podarowane z 500 +. Za co i dla kogo dymam od 8 do 16. Poszukuje odpowiedzi….
Dobra-prawie się zgadzam. Prawie. Jako były pracownik domu dziecka naoglądałam się tej „świątecznej pomocy”. Mieliśmy pouczepiane sztuczne uśmiechy, bo cały grudzień przewalały się całe klasy z czekoladami, bawiąc się z dziećmi i mamią „przejdziemy jeszcze”. Po czym kończył się grudzień i do czerwca NIC. Ani gościa ani cukiereczka. Dzieci patrzeć na milki waya nie mogły a marzyły im się OWOCE do szkoły albo drożdżówki bo inne dzieci miały…). I na prawdę-nie każde dziecko z domu dziecka wydało to na „szlugi i telefony”. Z racji wykonywanego przez Pana zawodu mam o to lekki żal do Pana- za dużo uogólnień. Poza tym się zgadzam- mnie też drażni ten brak zainteresowania biedą osób starszych.
Niestety czytam i jestem przerażona, co niektórzy SdsO puszczają :/
Czytam i ręce załamuję. Niestety nie wszyscy znają standardy paczki. Brak odpowiednich szkoleń :/
Pochodzę- tak uważam- z dobrej rodziny i również sama zarobiłam na prawo jazdy, ubrań też praktycznie nie mówiłam markowych, ubierałam się przeciętnie i jakoś nigdy się nie czułam pokrzywdzona z tego powodu. Wręcz przeciwnie, mój ojciec wychowywał mnie w podobnym stylu jak ci rodzice zastępczy swoje podopieczne, nauczyło mnie to szacunku do pracy i pieniądza.
Co to w ogóle znaczy roszczeniowy małolat? Że prawo jazdy chce zrobić i chce czasem jakiś porządny ciuch mieć, żeby wyglądać jak rówieśnicy z normalnych rodzin? Te z rodzin zastępczych to gorsze niż te z biologicznych? Większość rodzin nie ma nawet tych 1000pln na osobę i jakoś dzieci nie są wysyłane do pracy. Nie mówiąc o tym, że rodziny zawodowe też ostro z socjału ciągną i dostają przeróżne świadczenia w różnej postaci. Do tego jeszcze pensję mają. W tej sytuacji wysyłanie podopiecznych do pracy jest szczytem bezczelności i wyciągania ręki po cudze. Jak im nie potrzebne są pieniądze, bo dzieciaki same na siebie zarabiają, niech je zwrócą podatnikom. Inaczej to jaki przykład dzieciom dają? Po co uczciwie pracować, skoro można naciągać państwo na kasę, brać pieniądze na utrzymanie podopiecznych, podopiecznych pogonić do pracy a kasę wziąć dla siebie. Co z takich dzieci wyrośnie? Alimenciarze, którzy narobią sobie dzieci i nie będą na nie łożyć, bo przecież dziecko nic nie kosztuje, może sobie iść do pracy a na podstawowe rzeczy państwo da? Trudno, żeby kontrola się tego nie czepiła.
Bo za granicę wyjeżdżają ci, którzy chcą zarobić. Naszej lokalnej patologii nie opłaca się ruszać tyłka, skoro tu im tak dobrze…
To teraz proszę pójść i przeczytać opisy wolontariuszy 🙂
Rodzina zastępcza, to nie usługi względem dzieci. To również udział w ich wychowaniu. Wychowanie polega właśnie na przystosowaniu do życia – chcesz mieć coś ekstra – pracujesz. Zawodowa rodzina zastępcza otrzymuje ok 1000 PLN na utrzymanie podopiecznego na miesiąc. NA jedzenie, książki, dojazdy do szkoły, jakiś dodatkowe zajęcia. Na prawdę uważa Pan, że to kwota wystarczająca, aby małolacie kupować markowe ubrania? Gdzie tu element wychowania? Może sprzątać po sobie też nie musi, bo państwo opłaca rodziców zastępczych i ich psim obowiązkiem jest usługiwać dzieciom? Może drogi Anonimie jesteś właśnie takim roszczeniowym małolatem z rodziny zastępczej, co? Bo nie sądzę, aby dorosły, mający dzieci człowiek wymyślił podobne bzdety.
Fakt jest taki, że Ci najbiedniejsi, którym naprawdę potrzebna jest pomoc albo są zbyt honorowi aby o nią poprosić albo są spychani na margines bo są zbyt uczciwi. Artykuł ciekawy ale pomija fakt, iż nie wszyscy ludzie są tacy jak Pan ich opisuje. Tak się składa, że niestety miałam do czynienia z kuratorami akurat pech tak chciał, że lubili mijać się z prawdą szerokim łukiem i wmiatać wszystko pod dywan. Czyli według Pana toku rozumowania muszę uważać, że wszyscy kuratorzy mijają się z prawdą?
Na to rodzina zastępcza dostaje pieniądze na utrzymywanie podopiecznych, żeby podopieczni nie musieli pracować na swoje utrzymanie. Dzieci ze zwykłych rodzin też nie pracują. A to ile od rodziców dostaną, zależy od zamożności tych rodziców. Utrzymywanie dzieci na poziomie zgodnym z wysokością dochodów jest obowiązkiem rodziców i nawet prawo alimentacyjne to uwzględnia. Obowiązkiem nieletniego jest nauka, nie praca. Nie może tak być, że ktoś zostaje rodziną zastępczą, ciągnie na to kasę od państwa, potem nie wiadomo co się z tymi pieniędzmi dzieje a podopieczni są wysyłani do pracy. Dopiero zły przykład dla wychowanków. Podejrzewam, że jakby mieli udokumentowane wydatki, z których by wynikało, że pieniądze poszły na ważniejsze rzeczy i na markowe ciuchy nie wystarczyło, więc dziewczyna poszła sobie dorobić, to nikt by się nie czepiał. A tu jeszcze o kurs prawa jazdy chodziło, czyli o dodatkowe zajęcia edukacyjne, których opłacanie leży w obowiązku rodziny. To jest wydatek z gatunku priorytetowych, podobnie jak kurs angielskiego czy korepetycje. Takich rzeczy dzieci nie opłacają ani z kieszonkowego ani z własnej pracy. To jest obowiązek rodziców.
Przyjaźnię się z zawodową rodziną zastępczą, która wychowuje siostry, dwie nastolatki 16 i 17 lat. Starsza dziewczynka lubi markowe ubrania, buty za kilkaset złotych, jednak ciocia i wujek nie kupują jej takich drogich rzeczy, może wybrać sobie coś ze średniej półki cenowej, bez żadnych metek i znanego logo, normalne przeciętne ciuchy jakich wiele, ale jeśli ma ochotę, może uzbierać sobie z kieszonkowego i kupić sama rzeczy jakie chce. Małolata uzbierała przez dwa miesiące 350 zł i buty zakupiła(oczywiście, były po drodze prezenty, jakieś prace sprzątające u innej cioci i takie tam). Zamarzyło się jej mieć prawo jazdy i wujek jej poradził, żeby zaczęła kurs teraz, a jak będzie miała 18 lat, to akurat będzie zdawała. Ponieważ poszła do zawodówki, na prawko zarabia swoimi praktykami, płatność jest rozłożona na raty. Ma obiecaną pomoc od rodziców zastępczych przy zakupie pierwszego samochodu, jeśli już zda. Jak to bywa w przypadku takich dzieci, pojawiły się problemy wychowawcze z młodszą i całe towarzystwo miało rozmowy z pracownikami PCPR o co ciocia z wujek zabiegali. I teraz wisienka na torcie. Pracownicy PCPR w trakcie tych rozmów „odkryli”, że starsza dziewczynka sama sobie kupuje buty i opłaca prawo jazdy i byli tym faktem oburzeni. Stwierdzili, że opiekunowie powinni jej kupić te buty, takie jak ona chce i nie ma też mowy, aby płaciła za swoje prawko, mają jej zapewnić to opiekunowie. Ciocia ma tak wyprany mózg po tej wizycie, że starszej dziewczynce daje teraz nawet na tipsy z domowego budżetu, bo boi się, co powiedzą panie w PCPR, jeśli sama sobie za te tipsy zapłaci. Sami sobie wyciągnijcie wnioski, kto tutaj jest normalny, a kto dysfunkcyjny. Ośrodek leży na południu Polski, a historia jest na 100% prawdziwa. Kto jej nie usłyszy, reaguje oburzeniem i niedowierzaniem w bardziej lub mniej kulturalny sposób… Dziewczynki za dwa lata mają się usamodzielnić i czego ich uczy PCPR?
Popieram !!! Mądre słowa !!!!
Dlatego ja daję kasę na bezdomne zwierzęta, a nie na ludzi (wyjątek – WOŚP). W tym roku stwierdziłam, że jeśli znów będziemy robić paczkę dla rodziny z dzieciakami, to grosza nie wrzucę. Ja nie trzaskam bachorów co roku, a jak potrzebowałam pieniędzy, to szłam do pracy. Pora, by oni też zaczęli tak robić.
Tekst jest tendencyjny.
Jakieś 10 lat temu byłam w ciąży i przyszłam pomóc mamie w sprzątaniu przed świętami, niestety nie bardzo mogłam myć okna bo wymagało to skakania po stołeczkach drabinach itp. Na dzwonek do drzwi pierwsza zareagowała mama. Otwiera a tam słyszę kobiecy drżący głos błagający o wsparcie dla jej biednych dziatek, które bez mamusinego datku spędzą święta o suchym chlebie i nawet bez wody i prądu. Mama mówi, że ok da 50 zł za umycie 2 okien. A kobieta jej na to już bez łzawego akcentu.. „Pani zgłupiała? Ja tu do roboty nie przyszła.” Odwróciła się na pięcie i zniknęła. To tak w kontekście paczuszek wszelkiej maści.
Brednie
Bo za granicę w poszukiwaniu pracy pojechali ci, których brzydzi żebractwo.
To chyba Polacy tworzą takie opinie. Legendy o polskich specjalistach można pomiędzy bajki włożyć. Kultura osobista\n, styl pracy, nieefektywność jej wykonywania. To piętno dorastania w polskich realiach. Roszczeniowość przebija się przez wszystkie warstwy społeczne natomiast „spryt” czy duma z niby zaradności czyli kombinowania to domena patologii.
Hmmm, sama działam w Szlachetnej Paczce i proszę mi uwierzyć, że gdzie jak gdzie, ale tam kładziemy nacisk na „nieroszczeniowość”. 500+ wlicza się do dochodu i hurraaa, bo wiele właśnie takich „czekających” rodzin przez to odpada. Rodziny nie mogą brać udziału więcej niż 3 razy w akcji i muszą spełnić określone kryteria.
Kuratorem dla nieletnich a po reformie Sądów – kuratorem rodzinnym byłam ponad 33 lata. Treści artykułu pokrywają się z moimi spostrzeżeniami z tego okresu. Mało tego – wcześniej moi podopieczni mieli więcej dumy,obecni są głównie roszczeniowi. Szacunek dla autora za podjęcie tematu.
No właśnie – za granicą. Tam nawet tygrys szosy staje się grzecznym kotkiem.
chciałabym żeby to wszystko nie było prawdą, ale niestety tak jest, sama prawda… pora otworzyć oczy niektórym 😉
Powaga? W Niemczech mieszkałam 22 lata. Wiesz jaka naprawdę mają opinię tam Polacy? Dokładnie taka jak autor artykułu napisał. A dobrzy fachowcy postrzegani są jako wyjątki. Już Bismarck używał „polnische Wirtschaft” żeby takie zjawiska opisywać. I po tylu latach nadal aktualne.
Pracuje w zawodzie kilka lat…uważam ,ze szlachetna paczka i wszystkie pieniądze od Państwa się marnitrawia i budują ubóstwo w naszym kraju.
Jeśli chodzi o pewne grupy, o których pisze autor artykułu to niestety tak jest 🙁 Autor nie pisze o całym społeczeństwie – pisze o konkretnej grupie! I nie ma co zaklinać rzeczywistości. Tak niestety jest. Przykład. Odkąd jest 500 plus – 4 dzieci – tatuś przestał pracować bo mu wystarcza, a prezenty na gwiazdkę i tak dzieci dostaną z parafii :(. Mieszkanie gmina dała itd.
Jestem wkurwiona przez takie opinie… bo niby polak nic nie robi tylko cwaniakuje. Tyle że za granicą uchodzimy za najlepszych specjalistów i nikt nam nie zarzuca, że próbujemy wydoić socjal anglików, Niemców czy belgów …