Myślisz, że wyjście na rower po ciężkim dniu pracy, to jest szczyt możliwości człowieka? To jesteś w ogromnym błędzie! Mark Beaumont udowadnia, że na tym jednośladzie napędzanym siłą własnym mięśni, można objechać cały świat dookoła! Chcesz się dowiedzieć jak tego dokonał, a także z jakimi przygodami się spotykał każdego dnia – wszystko znajdziesz w jego książce pod tytułem: „Człowiek, który objechał świat na rowerze”.
Wyprawa trwająca 194 dni i 17 godzin nie bez powodu musiała się zmieścić w takich ramach czasowych. Okrążenie ziemskiego globu na rowerze nie było zwykłym wymysłem bohatera. Chciał on swoją podróż połączyć pobicie rekordu Guinnessa z akcjami charytatywnymi. Jeden i drugi cel został osiągnięty!
Trzymając w rękach dość pokaźny tom, w którym znajdują się drobne literki, możemy się nieco przestraszyć ogromu treści. Przerażenie mija, gdy wczytamy się w pierwsze strony opowieści. Zrozumiemy, że tak wielką dawkę emocji, wrażeń i wspomnień, nie da się zapisać w cieniutkiej książce.
Autor na samym początku opisuje przygotowania do rozpoczęcia wyścigu. O jego zmartwieniach, ale również próbach dokonania tego, co wydaje się niemożliwe. Porzucenie pracy zarobkowej, codzienne treningi, szukanie sponsorów. Tego wszystkiego dokonuje 25 letni Szkot. Jego poczynania dzielnie wspierają bliscy i znajomi, a w szczególności ukochana Mama, która specjalnie dla niego nauczyła się obsługi komputera, surfowania po Internecie, a nawet negocjacji z partnerami przedsięwzięcia.
Aż 160 kilometrów dziennie. Tak ambitny plan założył sobie Mark Beaumont, który na samym początku idealizował swoją wyprawę. Ale też na samym początku zetknął się z technicznymi przeszkodami, chociażby takimi jak przebijanie dętki, czy pękanie szprych. Ktoś, kto nie jest obeznany w profesjonalnej jeździe na rowerze, może być na początku nieco przytłoczony ilością informacji, czysto technicznych. Po pewnym czasie można oswoić się z nazewnictwem, a nawet poczuć się jak kompan tej ekstremalnej podróży.
Wcześniejsze założenia o pokonywaniu codziennego dystansu oczywiście wielokrotnie się rozbiegają. Jesteśmy świadkami każdego kryzysu rowerzysty. Wielomiesięczna jazda na rowerze to nie tylko zmęczenie fizyczne, ale także kontuzje, niedogodności podczas noclegów pod chmurką, zatrucia pokarmowe i osłabienie psychiczne. Autor uświadamia jak bardzo zróżnicowane są drogi w każdym zakamarku świata. Gdy wyjeżdża poza granice cywilizowanej Europy, we wschodnim kierunki, zaczyna się walka nie tylko o dogodną nawierzchnię, ale również o wystarczające zapasy wody, oraz własne bezpieczeństwo. Dlatego przejeżdżając przez Iran zadbał o to, by towarzyszyła mu eskorta, z którą zresztą również miał kilka różnych spięć. Nie wszystko w końcu idzie zgodnie z planem. Tym bardziej, jeśli jest się setki kilometrów od własnego domu.
Książka jest godna polecenia, nie tylko dla zapalnych cyklistów. Choć na pewno pasjonaci jednośladów sięgną po nią z największą przyjemnością. Na pewno wyróżnia się ona spośród tradycyjnych książek podróżniczych. Mało jest tutaj o walorach podróżowania w pojedynkę, o innych kulturach, a już prawie wcale o krajobrazach. Głównym wątkiem jest droga, kondycja, walka z samym sobą i wyścig z czasem! A może ta książka zainspiruje Cię do postawienia sobie jakiegoś wyzwania? Samotnej podróży w odległe miejsce lub sprawdzenia swoich sił w innym sposobie podróżowania? Po przeczytaniu tej niesamowitej opowieści, na pewno przejdzie Ci choć raz przez myśl, jakby to było, gdyby…. Może warto spróbować?
Dodaj komentarz