Drogi czytelniku tego jakże natchnionego tekstu, pełnego wdzięku i prawdy o ludzkiej stronie urzędniczego życia na stanowisku kurator sądowy. Jeżeli masz wykształcenie średnie, nieważne że ledwo zdałeś maturę, nie znasz praktycznie żadnego języka, ale masz ten magiczny papierek związany z wykształceniem – masz praktycznie zagwarantowaną pracę w każdym sądzie rejonowym. Możesz nie mieć żadnego pojęcia o wymiarze sprawiedliwości, salę sądową znać z telewizji oglądając „Annę Marię Wesołowską” lub inne „trudne sprawy”, pisać po nocach na ścianach bloków „HWDP” ignorując błąd w pisowni, możesz jarać marihuanę, palić szlugi na klatce i rzucać kurwami na lewo i prawo nie martwiąc się o swoją opinię – pracę w sądzie masz zagwarantowaną.
Możesz na twarzy wydziarać sobie „ JP 100% czyli Jan Paweł 100%”, twoja stara może siedzieć w więzieniu za handel narkotykami a ojciec działać w zorganizowanej grupie przestępczej. Robotę w sądzie rejonowym i tak dostaniesz. Co prawda zaproponują Ci typową „śmieciówę” za 1500 złotych netto, bez urlopów i zwolnień chorobowych – ale zawsze to coś. Zapytasz co będziesz robił? Proste: protokołował na sali ewentualnie tworzył tony listów, które potem w koperty będziesz wkładał i w akta. A to wszystko w ramach 8-mio godzinnego czasu pracy, znosząc co najwyżej chimery sędziego, który prostackim językiem opierdoli Ciebie, że za wolno piszesz przez co wokanda się przeciąga i że nie obchodzi go że chce Ci się srać, lać lub jesteś głodny i najnormalniej burczy Ci w brzuchu, bo rano śniadania nie zjadłeś.
Ten system pada. I pada nie dlatego że sędziowie są na cenzurowanym…. Zaraz, zaraz. Chuja na cenzurowanym! Dopiero teraz mają dobrze! Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że co nowy sędzia, to zaraz jak nie dom stawia, to apartament posiada lub inne nieruchomości czy udziały. Te domy to sposób na lokowanie pieniędzy, kiedy to okazało się że trzeba oświadczenia majątkowe składać. Co by ludzi nie wkurwiać stanem konta, to „współwłasność domu”, działka budowlana, działka rekreacyjna, itp. Naiwnym jest ten co myśli że pieniądze trzyma się na koncie – na koncie trzyma biedny ciułacz co myśli ze uskrobane 20 tysięcy złotych w 4 lata to majątek. Człowiek mający łeb na karku obraca pieniędzmi albo inwestuje. Sami zobaczcie, gdy ktoś powie „mam milion na koncie” – zaraz komentarze się znajdą że oszust, chachmęciarz i złodziej, ale wystarczy powiedzieć „wynajmuje lokal w Sopocie którego jestem właścicielem” i już nikt nie pyta ile ten lokal kosztował, ile za wynajem ma co miesiąc, jaki koszt remontu i co w tym lokalu jest. Bo dla szarego człowieka szokująca jest kwota „milion”, ale słowo „lokal, wynajmuje” nie wzbudza już zainteresowania choć często stoją za tym o wiele większe pieniądze niż milion.
Żeby nie było że zazdroszczę czy sugeruje że sędziowie zarabiają za dużo lub kradną czy oszukują. Nie. Powinni bez obaw powiedzieć że zarabiają 8-10 tys. złotych co miesiąc – w końcu to dość poważny urząd a i uważam, że się im należy. Mając 10 tys. miesięcznie bez trudu możemy odłożyć połowę wynagrodzenia, co z nagrodami, trzynastkami i dodatkami pozwala zaoszczędzić 50 tys. rocznie żywej gotówki. Kilka lat pracy i domek bez kredytu stoi.
A teraz zagadka. Czemu lekarz, adwokat, radca prawny nie mają kasy fiskalnej? Nie mają i nie będą mieli. Wprowadza się bezpłatne porady prawne i inne ułatwienia – a wystarczyłaby możliwość odpisywania od podatku usługi prawnika czy lekarza. No cóż, ktoś ma inny pomysł na to….
Ale wróćmy do stwierdzenia ze system pada. W tym przypadku nie psuje się od głowy jak przysłowiowa ryba, ale gnije od ogona, zaczynając od tej najmarniej opłacanej rzeszy rąk, która musi gdzieś te papierki w te akta wpinać, protokołować, nosić do archiwum, wspierać maszynę urzędniczo-biurokratyczną. Bo sędzia bez sekretariatu, bez protokolantów, bez asystentów jest nikim, tak jak nikim będzie chirurg na sali operacyjnej bez tej całej rzeczy ludzi wspierających go w pracy. Aktualnie trwają łapanki do pracy – dyrektorzy sądów wprost się pytają czy nie ma ktoś znajomego kto nie szuka pracy. Ogłoszenia z ofertami pracy wiszą na stronach sądów miesiącami. Do tego dochodzą ludzie – którzy źle opłacani w sądzie po prostu odchodzą na kasę w markecie bo tam zarobią na dzień dobry prawie tysiąc złotych więcej. Kierownicy wydziałów i pracownicy z dłuższym stażem są podbierani przez kancelarie prawnicze które zatrudniają wykształconych i zorientowanych w niuansach prawnych sekretarzy. Na ich miejsce przychodzą młodzi, niedoświadczeni, którzy niezmiernie szybko zniechęcają się kiepskim wynagrodzeniem i odchodzą z pracy. Powstają dziury kadrowe, które łatane są przesunięciami z innych wydziałów czy po prostu dokładaniem obowiązków pracownikom, którzy z kolei zaczynają być przemęczeni i coraz częściej chodzić na zwolnienia lekarskie. Im więcej zwolnień, tym mniej ludzi do pracy, tym większe braki i idąca za tym przewlekłość postępowań.
W całej tej machinie sprawiedliwości problem to nie sędziowie. Problem to rozrośnięta biurokracja i asekuracyjność sędziego, który nawet w sprawie 17-latka zatrzymanego z piwem w ręku wszczyna postępowanie o demoralizację wysyłając na wywiad kuratora, angażując sekretariat, wyznaczając wokandę, zamiast umorzyć postępowanie i co najwyżej wystosować notę do rodziców i do szkoły z adnotacją, że kolejne picie piwa skończy się poważniejszymi konsekwencjami prawnymi. W sądzie rodzinnym co najmniej 20% spraw można by było zakończyć w ten sposób, gdyby była tylko wola rządzących do uproszczenia prawa…
A tak to system trzeszczy w posadach. Kolejna grupa zawodowa jaką są pracownicy sądu szykuje się do protestu. Przeciążeni pracą, brakiem podwyżek, brakiem możliwości awansu odchodzą do pracy dającej większe poczucie stabilności życiowej. Do tego wielu sędziów, traktujących tych najniżej zaszeregowanych z pogardą i wyżywających na nich swój stres i frustrację powoduje, że korytarzami snują się młode dziewczyny, studentki zaoczne, które po 2 dniach pracy po prostu się nie stawiają, kompletnie się nie przejmując tym, że miała być na wokandzie i protokołować tego dnia 10 spraw sądowych.
A teraz kuratorzy. Przeciążeni wywiadami i głupim prawem. I wykonywaniem głupich zarządzeń sędziego czy jego postanowień. Wyobraźcie sobie pracę, która polega na podążaniu za tatusiem i jego dwójka dzieci przez osiem godzin w każdą sobotę. KAŻDĄ! Za 150 złotych. Praca polegająca na patrzeniu i sporządzeniu notatki z tych 8 godzin. Tatuś z dzieckiem idzie, wy także. Tatuś stoi, wy także. Tatuś wchodzi do sklepu, wy także. Tatuś idzie po parku, wy także. Bez oficjalnej przerwy na siku czy kupkę. Takie coś nazywa się „udziałem kuratora przy kontaktach”. Kurwicy idzie dostać, wierzcie mi.
System sądowy trzeszczy i w końcu się wysypie. Co trzeci kurator dorabia w wolnym czasie lub prowadzi działalność gospodarczą. Oficjalnie nie może bez zgody prezesa sądu okręgowego – nieoficjalnie zakłada działalność na żonę lub męża i „pomaga” w wolnym czasie. Kuratorzy zajmują się szkoleniami, wykładami na uczelniach, chałupnictwem, pracują w usługach kompletnie nie związanych z zawodem, mają firmy przeprowadzki, transporty osobowe…. Zadaniowy czas pracy pozwala naginać dobę do swoich potrzeb. Najlepsze jest to że wszyscy o tym wiedzą, a sama sędzia zamawia usługi u kuratora który na jej oczach wystawia fakturę i podpisuje się za żonę…
W końcu, kurator też człowiek i chce trochę więcej zarabiać niż 2500 złotych netto bez dodatku terenowego.
To co opisujesz mrozi krew w żyłach, powoduje że człowiek się zastanawia, używa swoich zwojów mózgowych czasami już zastanych… Jedna tylko uwaga, używając połowy wulgaryzmów a nawet jeszcze mniej, uważny czytelnik naprawdę zrozumie o co chodzi. A tak zastanawia się czasami ile z tego co piszesz to rzeczywistość a ile sfrustrowany swoją pracą i życiem zagubiony człowiek?
Życzę Ci powodzenia, przede wszystkim przypomnienia sobie dlaczego wybrałeś taki zawód i powrotu do zaangażowania jakie niewątpliwie miałeś zaczynając swoją karierę.