Minęły dwa lata od pogrzebu mojego chłopaka. Bałam się jej już od dawna. Miał taki styl życia. Lubił lawirować na granicy życia i śmierci. Należał do grupy motocyklowej, lubił duże prędkości, kochał ryzyko. Ile razy ja mu mówiłam, żeby przystopował, nie jeździł już tak szybko. Był jednak nieugięty.
Zginął oczywiście przez swoją pasję. Było za ślisko. Nie zdążył wyhamować przed zakrętem. Akcja potoczyła się błyskawicznie. W ciągu kilkunastu godzin. Nie tylko straciłam swojego chłopaka, ale szybko padła decyzja o wykorzystaniu jego organów. To był dla mnie podwójny szok. Jedna operacja ratująca jego życie, przeobraziła się w pobranie narządów.
Przez kilka pierwszych miesięcy funkcjonowałam niczym w jakiejś szklanej kuli. Nic do mnie nie docierało. Nie słyszałam słów pociechy, nie mogłam zająć się bieżącymi sprawami. Moi rodzice załatwili za mnie urlop dziekański na studiach. Zajęłam się prostą egzystencją. Każdy dzień mijał mi na przeglądaniu naszych wspólnych zdjęć.
Późniejsze miesiące były już lepsze. Byłam nawet parę razy u psychologa. Teraz wiem, że przechodziłam naturalny proces żałoby. Obwiniałam się za to, że nie byłam bardziej stanowcza. A potem ogarniała mnie potworna złość za to, że nie szanował swojego życia. Po chwili znowu było obwinianie się i totalna bezsilność. Teraz z wieloma rzeczami się pogodziłam. Zaczęłam postrzegać rzeczywistość nieco inaczej. Zrzuciłam z siebie ten ciężar. Odcięłam się grubą linią od tego, co mnie spotkało, a przede wszystkim od straty ukochanego. Postanowiłam żyć normalnie.
– Przepraszam, to Pani portfel? – zielonooki wysoki blondyn podszedł z moją zgubą.
– Tak, dziękuję Panu – byłam zaskoczona uczciwością mężczyzny – Musiałam zgubić go przy wyciąganiu telefonu z torebki – dodałam, chyba już bardziej do siebie.
– Zdarza się każdemu – odpowiedział – No chyba tylko mężczyznom w inny sposób, bo nie szukają swoich komórek w torebkach – zażartował.
– Faktycznie, ma Pan rację. Jestem winna Panu jakieś znaleźne – zaczęłam nieśmiało.
– Wystarczy dobra kawa w miłym towarzystwie – zagaił
– Dobrze, tylko wie Pan co. Przykro mi stwierdzić, nie mam teraz za bardzo czasu, spieszę się na rozmowę o pracę. Więc może podam Panu swój numer telefonu i się umówimy – zaproponowałam.
– W porządku – blondyn wyglądał na zadowolonego.
I tak się zaczęło toczyć. Pierwsze spotkanie nie było ostatnim. Wręcz przeciwnie, zapoczątkowało całkiem miłą znajomość. Niestety resztki przeżytej tragedii zaczęły dawać o sobie znać. Patrzyłam na Przemka przez pryzmat poprzedniego chłopaka. Był zupełnie inny. Spokojny, rozsądny, opanowany, szarmancki, a jego zainteresowania krążyły wokół muzyki, filmów i literatury. Dwa lata temu kompletnie by mnie nie zainteresował. Wolałam żywiołowych chłopaków, którzy są trochę nieokiełznani i lubią chodzić własnymi ścieżkami. Ale mnie coś do niego ciągnęło. Ujmował mnie uśmiechem, mądrością i tym błyskiem w oku. Poza tym, czułam się przy nim dziwnie bezpieczne, jakbym go znała od bardzo dawna. Po kilku tygodniach od naszego pierwszego spotkania, gdy coś między nami zaczęło się dziać, postanowiłam wstrzymać naszą relację opowiadając mu o Robercie.
– Nie chcę Cię oszukiwać. Nie wiem czy jestem gotowa na coś poważniejszego. Jeszcze zdarza mi się o nim myśleć… – podsumowałam całą opowieść.
– Rozumiem – odparł nieco zdystansowany Przemek – C hcesz się przestać spotykać? – wydusił.
– Niee! – prawie krzyknęłam – Nie, to znaczy. Chcę się z Tobą dalej widywać, potrzebuję tylko trochę więcej czasu – wyznałam szczerze.
– Wiesz, kończąc tą historię, Robert po podpisaniu jakichś dokumentów, jeszcze za życia, stał się dawcą narządów. Nie mieliśmy z jego rodzicami nic do gadania. Musieliśmy spełnić wolę zmarłego. To jest straszne. Nie dość, że los zabiera Ci najbliższą osobę, to jeszcze dzielą ja na kawałki. Nie mogłam się z tym pogodzić. Gdyby nie chcieli go rozkroić, to na pewno znaleźliby sposób by go uratować – gdy to mówiłam, Przemek nagle zbladł.
– Coś się stało? – zapytałam zdezorientowana.
– Nic, muszę już iść. Obiecałem siostrze, że jej w czymś pomogę. Zadzwonię.
Przemek wstał i wyszedł. Czułam, że chyba przesadziłam z tą opowieścią o swoim byłym. Przecież gdyby on mnie uraczył taką historią, to też bym zwątpiła w sens związku z nim.
Czekałam, aż Przemek zadzwoni. Minął już 3 dzień od chwili, gdy ostatni raz się widzieliśmy, a on nadal milczał. Zrozumiałam, że nie chce kontynuować ze mną znajomości. Ale źle czułam się z tym, że zrzuciłam swój ból na jego barki. Chciałam go przeprosić, więc postanowiłam się z nim umówić na rozmowę. Na szczęście zgodził się ze mną spotkać.
– Przepraszam Cię. To co się wydarzyło, to już przeszłość. Nie wiem co dalej będzie, ale chciałam Cię bardzo przeprosić za swoje żale do losu. Niepotrzebnie Cię tym obarczyłam – wyrecytowałam jednym tchem.
– Nie masz za co przepraszać – Przemek był jednak bardzo smutny – Chcę Ci jednak coś powiedzieć.
– Co takiego? – otworzyłam szeroko oczy.
– Widzisz, wtedy kiedy Twój chłopak zginął w wypadku, kiedy go rozkroili na części… – Przemek zaczął niepewnie.
– No mów! – chciałam go ponaglić.
– W tym samym czasie, ja dostałem nowe życie – Przemek spojrzał przed siebie i zacisnął mocno pięści.
– Jak to nowe życie, co to znaczy? – oddychałam coraz głębiej.
– Miałem przeszczep serca. Ostatnie tygodnie przed transplantacją leżałem już w szpitalu. Byłem coraz słabszy. Później dostałem wiadomość, że jest dawca. To był maj, prawda? To było dokładnie 4 maja prawda? – wyszeptał.
Miałam wrażenie, że to mi się śni. Myślałam, że to mówi do mnie zupełnie obcy głos.
– Tak. Robert wracał z długiego weekendu majowego. Wypadek zdarzył się późnym wieczorem 3 maja…. – potwierdziłam ze łzami w oczach.
– Jego serce uratowało mi życie – Przemek dłonią przetarł oczy.
Siedziałam jak zaklęta. Wszystko wróciło. Nie potrafiłam spojrzeć Przemkowi prosto w oczy. Przecież go za to obwiniałam. Miał serce mojego Roberta. Nie potrafiłam tego ogarnąć swoimi myślami.
– Dobrze, że wypadek Roberta miał jakiś sens. Nie muszę się już pytać Boga: „Dlaczego?” – powiedziałam po chwili i uścisnęłam mocno dłoń Przemka.
/foto: www.freeimages.com//
Dodaj komentarz