To chyba jedna z najbardziej wstrząsających spraw na jakie natknęliśmy się przeglądając teczkę ze starymi aktami. Być może jest ona jakoś związana z wydarzeniami opisywanymi w dwóch dokumentach, których treść opublikowaliśmy wcześniej. Na razie nie potrafimy jednak domyślić się na czym ten „wspólny mianownik” mógłby polegać. Nie mamy też pewności, czy nasz informator przekaże nam jeszcze jakieś materiały i czy sprawa akt zostanie ostatecznie (i dostatecznie) wyjaśniona.
Wzmiankowany dokument to dość obszerna relacja ze śledztwa sporządzona przez nadzorującego sprawę wysokiego oficera Służby Bezpieczeństwa – śledztwa bardzo zagadkowego, którego ustalenia natychmiastowo utajniono.
Zwróciliśmy uwagę, że opisywane zdarzenia również rozgrywają się w okolicach Poznania i że chronologicznie zostały zapoczątkowane notatką mówiącą o tajemniczym obiekcie odnalezionym w Lesie Morasko. Niedługo po tym wydarzeniu znajdujący się w okolicy opuszczony kościół miał stać się – zgodnie z pogłoskami – areną manifestacji „nadprzyrodzonych sił”. Jedna rzecz natomiast w sposób szczególny przykuła naszą uwagę. Zarówno w notatce mówiącej o nawiedzonym kościele, jak i protokole którego treść poniżej przytaczamy mowa jest o „tajnej organizacji nazistowskiej, której nazwy nikt nie ma odwagi wypowiadać”. Przeczytajcie uważnie i przyjrzyjcie się tej sprawie razem z nami. Być może są wśród Was osoby wiedzące na ten temat coś więcej.
PROTOKÓŁ 00TSZ/34/83
Poznań, dn. 5.01.83r.
Niniejszy protokół opisuje dotychczasowy przebieg śledztwa zapoczątkowany zgłoszeniem, które miało miejsce w dniu 6.12.82r. W tym dniu jak wynika z oddzielnej notatki służbowej na posterunek Milicji Obywatelskiej w miejscowości Owińska o godzinie 9.42 rano zgłosił się wychowawca Placówki Wychowawczej dla Młodzieży obywatel Piotr Żubrzycki będący w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego. Twierdził on, że dwóch wychowanków zakładu zbiegło nocą, chociaż jak twierdził „wszystkie drzwi były pozamykane okna są okratowane, a terenu pilnował dozorca z psami”.
Należy na wstępie wyjaśnić, że Zakład Wychowawczy dla Chłopców mieści się w kompleksie budynków należących przed wojną do Szpitala Psychiatrycznego. Aby zrozumieć kontekst śledztwa należy wpierw napisać kilka zdań na temat historii tego budynku.
Został on oddany do użytku w roku 1838 i jak na owe czasy był to jeden z najnowocześniejszych kompleksów leczniczych w tej części Europy. Jest to okazały zespół dwunastu dużych, trzypiętrowych budynków z czerwonej cegły. Każdy z nich spełniał w założeniu inną funkcję. Jeden z nich był w całości przeznaczony na pomieszczenia biurowe oraz gabinety lekarskie. Inny znów w całości stanowił zaplecze sanitarne. Był też budynek stanowiący obiekt służący rozrywce pacjentów, mieszczący jadłodajnię, świetlicę, a nawet salę kinową. Trzeba więc podkreślić, że kompleks wzniesiono z niezwykłym jak na tamte czasy rozmachem.
Jak jednak udało mi się ustalić, w latach trzydziestych budynkiem tym z nieznanych powodów zaczęła interesować się tajemnicza niemiecka organizacja. Zachodzą pewne przesłanki umożliwiające powzięcie podejrzenia, że organizacją tą mogło być okultystyczne Stowarzyszenie Thule, lub nawet Stowarzyszenie Vril. Głównym celem tych stowarzyszeń miało być poszukiwanie jakiejś szczególnego rodzaju energii psychicznej nazywanej „Vril”, którą po raz pierwszy odkryła i opisała w swoich pracach rosyjska okultystka Helena Bławatska.
Oczywiście w dobie nowoczesnej, współczesnej nauki oraz osiągnięć aktualnej myśli leninowskiego materializmu dialektycznego – wszelkie tego typu pogłoski są oczywistymi bredniami. Należy jednak o nich napisać by należycie zrozumieć kontekst całej sprawy oraz zachowanie zamieszanych w nią osób.
Dokonano wówczas w budynkach jakichś sekretnych przeróbek, otaczając całość prac statusem najwyższej tajemnicy. Miano rzekomo przystosować budynek do „nowego celu”. Co najbardziej zastanawiające, w tym czasie do Zakładu Psychiatrycznego miał przybyć wysoko postawiony przedstawiciel Watykanu. Nie jest jednak możliwe by dowiedzieć się, jaki konkretnie mógł być cel tej dyskretnej wizytacji. Wiemy jednak, że jest ona całkiem prawdopodobna, znając całokształt relacji pomiędzy Watykanem oraz pewnymi szykującymi się wówczas do przejęcia władzy w Niemczech organizacjami zajmującymi się tzw. „wiedzą tajemną”.
W czasie II wojny światowej pacjentów Zakładu Psychiatrycznego wywieziono i wymordowano. Tak przynajmniej zakłada oficjalna wersja wydarzeń. W roku 1952 w kompleksie funkcjonować zaczął Zakład Wychowawczy dla Chłopców i działa tam po dzień dzisiejszy.
Po zgłoszeniu zaginięcia na miejsce zdarzenia został skierowany patrol milicji obywatelskiej w liczbie czterech funkcjonariuszy wraz z psem tropiącym. Zdenerwowany wychowawca tłumaczył, że chłopcy „nie mieli prawa uciec, a jednak uciekli”. Skądinąd wiemy, że w Zakładzie przebywają również dzieci rodziców odbywających karę za działalność antypaństwową, więc siłą rzeczy milicja podjęła energiczne kroki celem wyjaśnienia ich zniknięcia i natychmiastowego schwytania zbiegów.
Należy tutaj przede wszystkim skupić się na zeznaniach samych milicjantów, którzy rozmawiali z chłopcami. Podkreślmy, że chłopcy zniknęli w dniu gdy były planowane „Odwiedziny Dziadka Mroza”. Atmosfera pośród chłopców była więc dobra. Dzieci cieszyły się, że otrzymają słodycze.
Jak wynika jednak z relacji milicjantów w nocy wydarzyło się coś, co dzieci bardzo przestraszyło. Na noc wszystkie budynki są zamykanie, a na teren posesji wypuszczane są agresywne psy. Cały teren ogrodzony jest wysokim płotem i pilnowany całą noc przez dozorcę, który przy bramie ma swoją stróżówkę. Budynek w którym mieszczą się sypialnie chłopców ma wszystkie okna okratowane.
Przed udaniem się na spoczynek odbyło się rutynowe liczenie dzieci i stan ich wynosił 52. Po incydencie, który zostanie niżej opisany liczba ich wyniosła 50. Zaginięci to: Ignacy Jeloś, lat 11 oraz Józef Czarnolas lat 13.
Milicjanci po przybyciu na miejsce wraz z wychowawcą oraz przy użyciu psa tropiącego jeszcze raz przeszukali budynek od strychu aż po piwnice. Bez rezultatu. Dzieci jakby zapadły się pod ziemię.
Rzekomo, jak wynika z zeznań niektórych chłopców – w nocy na korytarzu światło nagle zgasło. Jest to światło, które ze względów bezpieczeństwa pali się zawsze całą noc. W samej sypialni światło gaszono i nie wolno było go po żadnym pozorem zapalać, mógł zrobić to jedynie wychowawca. Samodzielne zapalenie światła groziło surowymi karami. Drzwi prowadzące z sypialni chłopców na korytarz były jak zawsze otwarte, aby dzieci mogły skorzystać w nocy z toalety. Nie ma możliwości by dzieci wyszły dalej, ponieważ wymagałoby to przejścia obok dyżurki wychowawcy jak i otwarcia zamykanych na klucz drzwi.
Kiedy światło na korytarzu zgasło, nie wszyscy chłopcy jeszcze spali. Zgodnie z relacją nagła ciemność zaniepokoiła ich. Leżeli w łóżkach porozumiewając się szeptami. Snuli rozmaite przypuszczenia, m. im. że to zapowiadane nadejście Dziadka Mroza ze słodyczami.
Jeden z chłopców powiedział że „Ignac i Józek dawno poszli za potrzebą i długo już nie wrócili”.
Wówczas na korytarzu rozległo się „trzeszczenie podłogi, jakby ktoś się zbliżał”. Światło jednak się nie zapalało, nie było również widać blasku latarki, którą zwykle nosił ze sobą dyżurny wychowawca.
Dzieci posłyszały skrzypienie drzwi prowadzących do sypialni, więc ktoś musiał nimi poruszyć. Trzeba zaznaczyć, że posiadanie wszelkich latarek a także innych źródeł światła jak świeczki czy zapałki jest w ośrodku surowo zakazane. Po pierwsze ze względu na dyscyplinę, po wtóre ze względu na bezpieczeństwo pożarowe.
Wówczas zgodnie z relacją jednego z chłopców o imieniu Stanisław, lat dziewięć: „ktoś dotknął jego twarzy i włosów bardzo zimną dłonią” a następnie „złapało go za nogę i zaczęło ciągnąć po podłodze”. Stanisław zaczął bardzo głośno krzyczeć. Okazało się, że jeden z starszych chłopców posiada jednak skradzione z kuchni zapałki. Zapalił jedną z nich i wtedy dzieci miały rzekomo ujrzeć kogoś, kogo określały mianem „dziecka bez oczu”, „umarłego dziecka” lub „kogoś kto wygląda jak dziecko i przyszedł by je zabrać”. Wówczas ta rzekoma „istota” porzuciła chłopca i zniknęła w ciemności. W chwilę potem nadbiegł zaalarmowany histerycznymi wrzaskami wychowawca, obywatel Żubrzycki, któremu po chwili udało się zapalić światło w całym budynku i zaprowadzić względny spokój.
Oczywiście milicjanci nie dali wiary żadnej z tych wypowiedzi, a są one przytaczane tutaj jedynie po to by zobrazować skalę zbiorowej histerii, która mogła zostać wywołana celowo w zamiarze zatarcia śladów.
Chłopcy najprawdopodobniej wymknęli się w czasie tego zamieszania lub zostało ono wywołane celowo w oparciu o niedorzeczną legendę, mając na celu ukryć prawdziwe okoliczności zniknięcia dzieci, czyli zorganizowaną ucieczkę. Hipotezę tę może potwierdzać fakt, że rodzice obydwu zaginionych przebywają w więzieniach z wieloletnimi wyrokami za działalność wywrotową.
Śledztwo jest nadal prowadzone. Wychowawca Żubrzycki został zatrzymany na okres dwóch tygodni, ponieważ zachodziło podejrzenie, że mógł zostać przekupiony przez krewnych dzieci i ułatwić im ucieczkę. Śledczy rozpatrywali również okoliczność morderstwa i próby zatarcia śladów, jednak żadne z ustalonych okoliczności nie dowodzą by mogło dojść do tego zdarzenia. Teren wokoło Zakładu Wychowawczego został przeszukany przez milicjantów z psami tropiącymi. Zachowywały się one szczególnie niespokojnie w okolicy starego cmentarza, na którym pochowano część pacjentów dawnego szpitala psychiatrycznego, lecz pomimo dokładnego zbadania terenu nie ujawniono tam zwłok poszukiwanych chłopców.
Należy zauważyć, że mamy ostrą zimę, więc dzieci nie mogłyby ukrywać się długo w jakimś opuszczonym budynku czy też w lesie, a ślady na śniegu byłyby łatwym tropem. Ktoś albo więc udzielił im schronienia, albo zostały zamordowane. Ciał jednak do tej pory nie udało się odnaleźć.
Po tym incydencie dyrektor Ośrodka zdecydował się na odsunięcie wychowawcy od sprawowania opieki nad wychowankami. Obywatel Żubrzycki znajduje się aktualnie pod obserwacją funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, podobnie, jak cały kompleks.
Do dokumentu załączam spisane przez milicjantów zeznania wybranych chłopców.
Płk Janusz Milewski
Pod notatką znajdujemy dodany wpis:
INSTRUKCJA
RAPORT NATYCHMIAST UTAJNIĆ. ŚLEDZTWO UMORZYĆ Z BRAKU WYKRYCIA SPRAWCÓW. WSTRZYMAĆ POSZUKIWANIA. WSZELKIE WYDARZENIA ROZGRYWAJACE SIĘ W OŚRODKU OBJĘTE SĄ TAJEMNICĄ PAŃSTWOWĄ. PODOBNE PRZYSZŁE ZGŁOSZENIA, GDYBY MIAŁY MIEJSCE, NATYCHMIAST ODRZUCAĆ. ZAPRZESTAĆ JAKIEJKOLWIEK OBSERWACJI OŚRODKA I JEGO OKOLIC.
Główny zarząd wywiadowczy GRU
W kolejnej odsłonie Archiwum Tajemnic opublikujemy fragmenty spisanych przez milicjantów zeznań chłopców, które zostały jak wynika z całości opisu śledztwa – zupełnie zignorowane, a wręcz ośmieszone. Być może te dokumenty rzucą nieco więcej światła na sprawę i wyjaśnią, co tak naprawdę działo się w ponurych murach Zakładu Wychowawczego.
wstrząsające