Życie towarzyskie w pracy

Urzędy są polityczne, i nikogo to nie dziwi. Praca w sektorze prywatnym jest albo jej nie ma, a na pewno jest niepewna. Budżetówka daje największe gwarancje, że pieniądze i ubezpieczenie trafią na czas. Do tego 13-stki i podwyżki.

Wydawałaby się raj na ziemi, czy faktycznie? Jak w każdym zakładzie pracy, w którym pracuje więcej niż 3 osoby, zaczyna się rywalizacja. Kto jest ważniejszy, kto ile zarabia, kto jak wykonuje swoją pracę, kto bierze łapówki a kto daje, kto z kim kręci i dla kogo. Takie zachowania zawsze stwarzają konflikty oraz niezdrowe relacje. I bynajmniej tego typu zachowania nie są domeną wyłącznie samorządów, taki jest człowiek i ma to wrodzone.

Idąc dalej dochodzimy do ciekawych wniosków: człowiek to dzika zwierzyna, która żeruje na innych osobnikach swej populacji, kierująca się  najniższymi instynktami, dążąca po trupach do zaspokojenia swych żądzy. Czy tak faktycznie jest ? Spójrzmy: Art. 47 Konstytucji daje nam prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym. Przeskakując kilka artykułów czytamy, że przejawem prawa do prywatności jest ochrona danych osobowych (Art. 51). Do tego Konstytucja gwarantuje obywatelom tajemnicę korespondencji i komunikowania się. Wszelki ograniczenia tych praw mogą być stosowane wyłącznie na podstawie przepisów rangi ustawy i tylko gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.

Konstytucja, daje więc człowiekowi prawa do prywatności, czci i poszanowania swych poglądów. Jak pogodzić gwarancje prawne jednostki z cechami określającymi gatunek ludzki? To, trudne. Kilka uwag z obserwacji życia towarzyskiego w zakładzie pracy.

Struktura statystycznego zakładu pracy wyglądania następująco:

Na samym dole jest kancelaria, czyli punkt styczny, gdzie krzyżują się wszystkie drogi. Przychodzą pracownicy, przynoszą korespondencję do wysyłki lub ją odbierają, sprawdzają czy pismo zostało wysłane, etc. Pracownik kancelarii to źródło wszelkiej wiedzy, która jest następnie redystrybuowana dalej. Niestety, w 90% są to informacje nieprawdziwe, aczkolwiek interesujące i społecznie chwytliwe: kto z kim, kto od kogo, śluby, rozwody, zdrady, FB, Instagram, ALL. W jednym z urzędów, dziewczyna z kancelarii dzień zaczyna od raportu z dnia poprzedniego dla swojej przełożonej. Gdy dostała awans na głównego specjalistę od prowadzenia rejestru korespondencji, wszystkim tłumaczyła, że kompletnie nie ma pojęcia jak ? dlaczego ? Wszyscy wokół jednak  wiedzą, że to nagroda za donoszenie na innych. Do dzisiaj ma miejsce spór historyczny kto na kogo donosił w PRL i czy było to moralnie aprobowalne. Przełóżmy tamte okoliczności na współczesne realia, i co zobaczymy? Taką dziewczynę na kancelarii, której podstawowym zadaniem jest kablowanie na kolegów, koleżanki i przyjaciół. W zamian może nie dostaje kartek na mięso, ale awans i co się z tym wiąże dodatkowe pieniądze! Zazwyczaj są to stare panny, wredne i zarozumiałe z przerośniętym ego kurwy, które próbują same siebie docenić, mieszając z błotem innych.

Jeśli chcemy puścić w obieg jakąś informację np. o kontroli, najlepiej powiedzieć o tym dla takiej osoby przy zastrzeżeniu, by pod żadnym, ale to żadnym pozorem  nikomu tego nie mówiła.  Powie wszystkim, możemy być tego pewni. Takie osoby, zazwyczaj stylizują się na godne zaufania. Bardzo często co roku chodzą na pielgrzymki, opowiadają jakie są pobożne. Religią przysłaniają swoje prawdziwe oblicze. Niestety, pielgrzymki to dla nich, nie czas pogłębiania wiary, ale potężne źródło wiedzy o innych. Ładowanie akumulatorów informacjami na całe miesiące. Podobno dwóch księży po kilku dniach wspólnego pielgrzymowania z dziewczynę pracującą u nas na kancelarii, postanowiło odejść ze stanu kapłańskiego. Jeden przeszedł na buddyzm, szukając autentycznej i czystej wiary, drugi zaś wstąpił do Legii Cudzoziemskiej i stał się ateistą.

Dalej jest grupa ludzi, która lubi odwiedzać kancelarię. Są to zazwyczaj pracownicy niższego szczebla, których czas mija na obchodzeniu zakładu pracy i zbieraniu wszelkich plotek, newsów, historii… Możemy się od nich dowiedzieć, kto dwa razy był w tej samej koszuli, kto się nie myje, kto się nie ogolił wczoraj i dlaczego, kto nie wyprasował kiecki, kto nie był u fryzjera już ze 3 tygodnie, kto śmierdzi kotem, kto znowu pali a kto pije. I jeśli brak odpowiedzi na jakąś okoliczność, standardowo zakłada się że gej. Nie ma chwytliwszego i bardziej uniwersalnego wyjaśnienia tłumaczącego dosłownie wszystko.

Takie osoby dowartościowują się przez to, że inni ich słuchają – niestety efektywność pracy jest żadna, są aprobowani albowiem przełożeni boją się ich tknąć. W myśl zasady, że gówna się nie rusza, czasem lepiej przemilczeć pewne kwestie niż stać się tematem opowieści tychże osób. Łatwo poznać takie osoby nie tylko przez fakt częstych wizyt w kancelarii, ale także przez narzekanie, że mają mnóstwo pracy, że muszą zostawać po pracy, że są schorowane, przy tym korzystają ze wszystkich możliwych zwolnień jakie im się trafią, itd… Znam przypadek, że ktoś taki, w pracy od 7:30 do 15:30 oglądał tureckie seriale. Zwrócenie uwagi skutkowało nieoglądaniem seriali tureckich przez tydzień, ten tydzień poświęcony był na obejście 200 pracowników w kilku lokalizacjach i „obrobieniem dupy” dla osoby, która ośmieliła się powiedzieć kilka słów więcej. Sytuacja patowa. Większość ludzi z tej grupy spotyka się w palarni na papierosa. Nałóg papierosowy łączy ich, jednoczy pomimo różnych stanowisk, wydziałów, działów etc.

Kolejna grupa, to kierownicy, dyrektorzy i samodzielne stanowiska. Zbierają informacje od niższej grupy, ale nie puszczają tego dalej tylko trzymają na odpowiednią chwilę, by móc wykorzystać w rozgrywkach między personalnych. To oni zazwyczaj inicjują intrygi, które następnie puszczają do niższej grupy by się błyskawicznie rozniosły. Nawet najbardziej kłamliwa plotka wychodząca od przełożonego szybko znajduje żyzny grunt i trafia na usta  wszystkich tych co chcą i nie chcą o tym wiedzieć.

Najwyżej jest informatyk. To on zajmuje się powszechną inwigilacją. Przykład: w jednym z urzędów, komputer kolegi nie był podpięty do domeny. Nie dało się więc  inwigilować przez sieć, dlatego 4 lata temu po długim 2 – tygodniowym urlopie zastał odpięty dysk twardy. Twardziel siedział w komputerze, ale kabelki nie były podpięte. Wniosek, ktoś go podłączał do innego komputera. Dwa lata temu, w podobnych okolicznościach, nowe hasło do komputera wisiało na żółtej karteczce przyczepione do monitora. W tym roku hasło zostało zmienione, ale nikt nie chciał się przyznać kto i dlaczego się włamał. Nie było karteczki z hasłem. Przez 5 godzin kolega próbował złamać hasło i dostać się do swoich plików.

Włamania do komputerów mają różne podłoże nadzoru pracodawcy nad pracownikiem. W wyżej opisanym przypadku to nie szef, kazał się włamywać i zbierać informacje co pracownicy robią na służbowych komputerach, więc kto? Wszystko wskazuje na dwie opcje: albo bezpośrednia przełożona informatyka, albo sam informatyk.

Co dzieje się później z tymi informacjami? Jedni twierdzą, że może to mieć związek z inwigilacją dla policji,  ABW innych służb, albo zbierania danych na zapas, wykonywania kopii bezpieczeństwa danych z komputerów itd.

To informatyk ma dostęp do wszystkich danych nie tylko z komputerów, ale także ogólnodostępnej kserokopiarki i sieci. Posiadając tak ogromne spektrum dostępu do informacji o każdym pracowniku, łatwo można zostać zwerbowanym  przez Urząd Skarbowy lub Agencję Bezpieczeństwa Narodowego… ale także lokalnego polityka, a nawet cały klub. Czegóż się nie robi by wygrać wybory czy osiągnąć określone stanowisko!

I co z tego, że informatyk postępuje nieetycznie, bez wyraźnej zgody na takie praktyki zapisanej w regulaminie organizacyjnym, bez zgody szefa, poza prawem i wszelkimi normami moralnymi. Bezkarność, zuchwałość i obłuda. I co mu zrobisz? Ma wsparcie swojej przełożonej, która tuszuje jego wpadki i chroni przed szefem oraz innymi pracownikami. Wszystko to jest zastanawiające i budzi poważne obawy, co może się dziać w takim zakładzie pracy… Skoro inwigilowani są zwykli pracownicy, którzy nie dysponują strategicznymi tajemnicami, które kogoś specjalnie mogą interesować, to jest grupa ludzi decyzyjnych: sekretarz, skarbnik, biuro rady, no i starosta, wicestarosta… Lekceważenie, takiego zagrożenia może przynieść niewyobrażalne skutki i to nie tylko polityczne. A jak jest u Was? Ta sama sytuacja jest w większości zakładów pracy. Niestety.

Konstytucja i polski system prawny nie daje wystarczających gwarancji do ochrony praw obywateli. Należy wierzyć, że Polska zbudowana na fundamencie PIS-owskiej ideologii  sprawi, że ludzie będą czuć się bezpieczniej tak w pracy, jak w domu czy sferze publicznej.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

3 Komentarze

  1. To prawda, czasy się zmieniły ale te same skłonności do kablowania, pozostały. Ci sami ludzie co teraz donoszą na kolegów czy przyjaciół w PRL sami by się zgłosiły do SB by za srebrniki wydawać nie tylko znajomych ale i roszeństwo czy rodziców! Ta pani z waszej kancelarii jest tego przykładem.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.