John Wick to moja propozycja na udany wieczór. Historia Joha Wicka to pełna akcji, strzelanin i pokazówek sztuk walki barwna opowieść o człowieku, który od pięciu lat prowadzi spokojne życie emeryta, do czasu…, w pewnym momencie to wszystko obraca się w perzynę.
Po śmierci żony główny bohater próbuje poskładać swoje życie do kupy. Pogrążony w bólu jako pocieszenie otrzymuje pieska – prezent pożegnalny od swej ukochanej. Niestety nie dane mu się nim nacieszyć zbyt długo … zostaje napadnięty przez syna rosyjskiego gangstera Viggo Tarasova. Młody niczego nie świadomy kradnie mu ulubiony samochód Mustang rocznik 69 i … zabija pieska.
Rozpętuje się wojna. O ile pierwsze kadry filmu sprawiają wrażenie, braku akcji to z czasem jest jej aż za wiele. Jeden człowiek postrach mafiosów i gangsterów dąży do krwawej zemsty eliminując armię wyszkolonych i uzbrojonych po zęby ludzi nowojorskiej rosyjskiej mafii.
Jak przystało na dobry film musi być również dobre zakończenie i jest. Nie zdradzajmy jednak zbyt wiele. W sumie fabuła jest przewidywalna i poszczególne sceny nie zaskakują kreatywnością scenarzystów, ale trudno w tego typu produkcjach gdzie budżet to bagatela 80 mln dolarów, oczekiwać na jakieś głębsze przesłanie. Typowa „mordoklepa” w eleganckim wydaniu.
Daję 10 pkt na 10 możliwych. Jeden z lepszych filmów jakie obejrzałam ostatnio.
Dodaj komentarz