Wyjazd do Grecji – pobyt w hotelu w Sidari

Tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić inaczej niż kiedyś. Polskie klimaty zdecydowaliśmy zamienić na zagraniczne. W naszym przypadku oznaczało to Grecję, a dokładnie wyspę Korfu. Termin został wybrany dużo wcześniej – padło na drugą połowę czerwca. Powody były proste: niższa cena i mniejszy tłok. Wakacje przed sezonem to znakomity pomysł dla każdego, kto nie lubi przebywać w tłumie głośnych turystów i stać w długich kolejkach do sklepu lub lokalnych atrakcji.

Sam lot na wyspę trwa około 2 godzin. Bezpośrednie połączenia pozwalają zaoszczędzić mnóstwo czasu na podróży. Niestety, zostaje to nadrobione w późniejszym czasie, kiedy autokar biura podróży rozwozi turystów po różnych hotelach. Mieliśmy to nieszczęście, że nasz hotel znajdował się na końcu listy i z autokaru wysiedliśmy ostatni. Oznaczało to 2 godziny podróżowania autokarem. Trudno jednak uznać ten czas za stracony. Pomimo zmęczenia, mogliśmy jednak w ten sposób podziwiać piękne krajobrazy północnej części Korfu.

Około 18 dotarliśmy do swojej miejscowości – Sidari. Tu czekał na nas położony przy plaży niewielki hotel Maria’s. Z zewnątrz sprawiał dobre wrażenie, jednak brak wyraźnego oznakowania początkowo wprowadził trochę zamieszania. Czy to rzeczywiście nasz hotel? Chwila niepewności, kilka zdań zamienionych z kelnerem z hotelowej restauracji i już wiemy – to nasze miejsce pobytu na kolejne dni.

Szybkie zakwaterowanie, przekazanie pokoju i już po 30 minutach możemy udać się na obiadokolację. W naszej opcji pobytu zdecydowaliśmy się na wariant HB, czyli śniadania i obiadokolacje. Początkowo nieufnie podchodziliśmy do tej formy, zrażeni niskiej jakości jedzeniem z poprzednich wakacyjnych wyjazdów, m.in. do Chorwacji. W Grecji spotkało nas miłe zaskoczenie.

Obiadokolacje

W naszym hotelu obiadokolacje rozpoczynały się dosyć późno – dopiero o 19:30. Dodajmy, że w Grecji przestawiamy godzinę o 1 do przodu. Tak więc kiedy tam była 19:30, w Polsce mieliśmy dopiero 18:30. Obiadokolacje składały się tak naprawdę z trzech posiłków: przystawki,dania głównego i deseru. Ten fakt mocno nas zaskoczył, oczywiście na plus.

Przystawka

Przystawki na Korfu zawsze były mocno urozmaicone. Do wyboru zawsze były dwa zestawy. Ser feta z oliwkami, klasyczna sałatka z pomidorów i ogórka oraz cebuli, a także kilka innych specjałów, takich jak meze (smaczna podpieczona kiełbaska z sosem), tzatziki z pieczywem, grillowana papryka i buraczki.

Danie główne

W tym miejscu rozpoczynała się prawdziwa poezja smaków. Danie główne zawsze miało obowiązkowe frytki. Nie gotowe, z torebki, ale krojone z ziemniaków i smażone. Delikatne w smaku, chrupiące z zewnątrz i miękkie w środku. Podobnie jak w przypadku przystawki, tak i danie główne zawsze występowało w dwóch wersjach do wyboru. Zawsze składało się z mięsa – wołowiny, baraniny lub wieprzowiny. Mimo tego że byliśmy w Grecji, to ryba przez całe 10 dni została zaserwowana tylko raz. Podobnie jak owoce morza – kalmary. Każde danie było doskonale przyprawione i znakomicie przyrządzone.

Deser

Desery do wyboru: albo owoce – w tym przypadku arbuz pokrojony w kostkę, albo mleczny deser w postaci puddingu, budyniu lub innej gładko-trzęsącej się konsystencji. Początkowo nieufanie podchodziliśmy do tych specjałów, ale po spróbowaniu, okazały się wyborne w smaku.

Z uwagi na 3 różne posiłki, a także dosyć ospałą, typowo grecką obsługę, pobyt w hotelowej restauracji, celem zjedzenia obiadokolacji wynosił około 1,5 godziny. Łatwo policzyć, że z pełnymi brzuchami wychodziliśmy około godziny 21. Dla osób jedzących w normalnych godzinach, może to być spore zaskoczenie, a dla ich żołądków duże wyzwanie. Konieczność rozchodzenia zjedzonego posiłku sprawiała, że po obiadkoloacjach obowiązkowy był spacer plażą lub wyjście do centrum miasta celem zabawy.

Śniadania

Nowy dzień rozpoczynał się obowiązkowym śniadaniem. Tu również czekało nas spore zaskoczenie. Przywykliśmy do śniadań serwowanych już od około 8 rano. W Grecji wydawanie tego posiłku rozpoczynało się dopiero o 9:30. Iście greckie podejście do życia. Późno chodzić spać, późno wstawać. Po kilku dniach przywykliśmy do tego trybu odżywiania i trzeba przyznać – trochę nam się to spodobało. Beztroska wakacji nabrała nowego wymiaru. Czym byliśmy raczeni na śniadania? Tu niestety wybór nie był tak duży, jak w przypadku obiadokolacji. Każdego dnia do wyboru był jeden z trzech zestawów:

1 – Yoghurt – nie trudno się domyślić, że zestaw był skromny i składał się wyłącznie z jogurtu greckiego z porcją miodu. Coś w sam raz dla osób, dbających o linię.

2 – Light – osoby, które zdecydowały się na ten zestaw również nie należały do szczęśliwych. Trzy kromki pieczywa tostowego oraz 2 plasterki sera żółtego i 2 plasterki konserwowej szynki, a także jedna porcja masełka i dżemu.

3 – Full – zestaw wybierany przez większość osób. Inna nazwa to English Breakfast. W skład śniadania wchodziły 2 jajka sadzone, 2 plasterki smażonego bekonu, jedna grillowana kiełbaska, pieczywko, masełko i dżem.

Do każdego zestawu obowiązkowo była podawana kawa lub herbata oraz soczek pomarańczowy, który właściwie był kiepskiej jakości napojem o nijakim smaku.

Reasumując, ze standardu hotelu i wyżywienia byliśmy bardzo zadowoleni.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.