Od zawsze pociągało ich to co tajemnicze i nieznane. Tak było również ze starym, opuszczonym domem, który stał na wzgórzu. Do 20 lat nikt w nim nie mieszkał i nikt go nie odwiedzał. Wśród mieszkańców krążyła opowieść, że dom jest nawiedzony i straszą w nim duchy poprzednich właścicieli. Nikt nie wiedział co się z nimi stało. Pewnego dnia po prostu zniknęli, pozostawiając dom samemu sobie. Nie mieli żadnej innej rodziny, więc dom jak stał, tak stoi aż do dziś. Liczni śmiałkowie podejmowali różne próby jego penetracji. Żadna z nich nie była udana. Wracali do domu i nie chcieli opowiadać o tym, co ich tam spotkało.
Paczka znajomych składała się z trzech chłopców i jednej dziewczyny. Mieli po 18 i 19 lat i kochali takie eskapady. Do tej wyprawy dobrze się przygotowali. Zabrali mocne latarki, łom, noże i gaz pieprzowy na wszelki wypadek. Nie zapomnieli również o apteczce, na wypadek gdyby ktoś z nich potrzebował pierwszej pomocy.
Punktualnie o zmroku ruszyli przed siebie, wspinając się na wzgórze drogą, wijącą się pośród drzew. Okolica była mroczna, delikatnie rozświetlona księżycem przebijającym się zza gęstych chmur. Kiedy doszli do metalowego ogrodzenia, nie mieli problemów z jego pokonaniem. Liczne dziury w płocie pozwalały wejść na teren nieruchomości każdemu, kto tylko chciał. Jednak pomimo tego, przez te wszystkie lata nie zdarzyła się tu ani jedna interwencja policji. Miejsce pilnowało samo siebie, nie pozwalając na żadne akty agresji, dewastacji lub rabunku.
Weszli na patio. Deski skrzypiały pod ich stopami, wprowadzając nastrój grozy, rodem z najlepszego horroru. Włączyli mocną latarkę i zaświecili nią przez jedno z okien. Snop ostrego światła wydobył kształty mebli. Stare sofy, krzesła i stoły, stały tak jak dawniej. Rozłożone na nich filiżanki porosły już pleśnią i pajęczynami, dodatkowo budząc w nich niepokój. Przełamali strach i jeden z nich położył rękę na klamce. Była zimna i chropowata. Zniszczona wiatrem i wilgocią, pozbawiona od lat należytej konserwacji. Nacisnął ją mocno i otworzył drzwi. Były ciężkie i wykonane z drewna.
Świecąc latarkami przed siebie, weszli do wnętrza domu. W nozdrza uderzył ich mocny zapach kurzu, pleśni i wilgoci. Zamknęli za sobą drzwi i zaczęli rozglądać się po wnętrzu. Nie było tu żadnych szczególnie cennych przedmiotów, mogących przedstawiać większą wartość i nadających się do szybkiego spieniężenia. Czuli się nieswojo w tym miejscu, ale nie zrezygnowali z chęci jego penetrowania. Pomieszczenie po pomieszczeniu, sprawdzali cały parter. Zaglądali do wszystkich miejsc, ciekawi co w nich zastaną. Niestety nie było tam nic takiego, co mogłoby wzbudzić ich zaciekawienie. Dom jak dom, porzucony przez wiele lat. Stara porcelana, gazety i konserwy, których termin przydatności minął już wiele lat temu. Do sprawdzenia zostało im jeszcze piętro i piwnica.
Zaczęli od piętra. Podejrzewali że znajdują się tam sypialnie rodziny. Zaczęli wchodzić po drewnianych schodach, trzymając się blisko ściany. Wiedzieli że schody mogą być w złym stanie. Jeśli miałyby pęknąć pod ich ciężarem, najszybciej byłoby to na środku. Stąpali ostrożnie, nasłuchując odgłosów. Z każdym kolejnym stopniem czuli się coraz bardziej niepewnie.
– Może zawrócimy? Odezwała się po raz pierwszy od dłuższego czasu dziewczyna.
– Boisz się? Zapytał ją jeden z chłopaków?
– Nie. Tylko nie wiem czy to dobry pomysł, aby sprawdzać to miejsce. Nie wiemy co tam jest.
– Dlatego właśnie tam idziemy. Aby się o tym przekonać.
Tym zdaniem cała dyskusja została zamknięta.
Weszli na korytarz. Na podłodze był ułożony czerwony, gruby chodnik dywanowy. Z każdym ich krokiem, w powietrze wzbijały się tumany kurzu. Wzdłuż korytarza, po każdej ze stron było po czworo drzwi. Zdecydowali że będą otwierać je po kolei, dokładnie sprawdzając każde z pomieszczeń.
Kiedy trzymali już rękę na klamce pierwszych z drzwi, usłyszeli donośny dźwięk. Hałas, przypominający nawoływanie. Dobiegał z dołu domu. Przestraszeni, zgasili latarki i zamarli w bezruchu. Hałas nie ustawał. Raz był głośniejszy, a raz cichszy. Przemieszczał się po budynku, jakby ktoś sprawdzał pomieszczenia. Po co? Czego szukał? Może ktoś lub coś wykrył ich obecność i teraz po nich zmierzał?
Nie wiedzieli co robić, a jedyna droga ucieczki przebiegała przez parter. Nie mogli tamtędy wyjść, ryzykując spotkania z tą zjawą.
– Musimy się schować – zadecydował najwyższy.
– OK, ale gdzie?
– W jednej z sypialni. Musimy się spieszyć
Przerażeni, ale bez możliwości wyboru zdecydowali o wejściu do jednego z pomieszczeń. Nacisnęli klamkę, wstrzymując przy tym oddech…
Drzwi okazały się zamknięte na klucz. Szarpanie klamki nic nie dało. Zamiast tego tracili kolejne cenne sekundy, narażając się na zdemaskowanie. Czym prędzej rzucili się do kolejnych drzwi. One również były zamknięte. Adrenalina coraz mocniej uderzała im do głowy. Nie widzieli dla siebie innej szansy ucieczki, jak wejście do sypialni, przeczekanie w ukryciu, a być może ucieczka przez okno. Na korytarzu go nie było, tym bardziej musieli poradzić sobie ze sforsowaniem zamkniętych drzwi. Sprawdzali pokój po pokoju, nie mogąc dostać się do środka żadnego z nich. Dopiero w ostatnich drzwiach udało im się wcisnąć klamkę do końca.
Drzwi otworzyły się cicho i to było najbardziej zaskakujące. Nie zwrócili jednak na to uwagi. Weszli czym prędzej do środka, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie. W zamku nie było klucza, więc nie mieli możliwości zamknięcia się od środka.
Włączyli latarkę i oświecili nim pomieszczenie. Był to niewielkich rozmiarów pokój, z jednym małym łóżkiem pośrodku. W ścianie znajdowało się również tylko jedno okno, za którym dostrzegli stalową kratę. Poświecili na podłogę i to co ujrzeli, wzbudziło w nich najgorsze skojarzenia. Podłoga była wyłożona kamieniem, a na ścianach znajdowały się surowe, nieotynkowane cegły. Nie mieli już złudzeń, że znaleźli się w celi. Jeden z nich spróbował nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi. Zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy się to nie udało. Drzwi można było otworzyć wyłącznie od zewnątrz, ze strony korytarza. Byli uwięzieni w niewielkim pomieszczeniu. Odcięci od świata i bez żadnej szansy na ratunek.
Nie mówiąc ani słowa, zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu. Poza starą, metalową pryczą nie było tu nic więcej. Ze ścian wystawały metalowej haki. Przypuszczali, że dawniej mocowano do nich łańcuchy
– Spójrzmy pod łóżko – zaproponował jeden z chłopaków.
Okazał się to strzał w dziesiątkę. Wspólnie przesunęli łóżko pod ścianę, odsłaniając znajdującą się pod nim kratę. Przysłaniała szeroki otwór w podłodze, z którego dobiegało chłodne powietrze. Poświecili do środka latarkami, ale poza ciemnością i kamiennymi ścianami, nie zauważyli nic więcej. Wspólnie przymierzyli się do podniesienia kraty. Była ciężka, ale na szczęście niczym nie przytwierdzona. Sam jej ciężar stanowił wystarczające zabezpieczenie przed usunięciem przez jedną osobę.
– Wiecie że nie ma innej drogi ucieczki, jak przez ten tunel? Jeśli tu zostaniemy, nie wiadomo co nas spotka.
Jakby na potwierdzenie tych słów, ponownie odezwał się wcześniejszy hałas. Tym razem dobiegał już z tego samego piętra i z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy.
– OK, nie ma czasu do stracenia. Ja lecę pierwszy – odezwał się dobrze zbudowany blondyn.
Włączył latarkę, opuścił się do tunelu na rękach i spuścił się do czeluści. Po chwili zniknął im z oczu. Następna w kolejce była dziewczyna, a za nią dwóch chłopaków. Podróż tunelem trwała zaledwie kilka sekund. Ściany były mokre od wilgoci, a przez to bardzo śliskie. Świecenie latarką nic nie dało. Po chwili stracili orientację. Odzyskali ją dopiero wtedy, kiedy zostali wyrzuceni na środek pomieszczenia. Podłoga w nim również była kamienna. W rogu stała metalowa kadź, a obok duży stalowy stół, z poukładanymi narzędziami. Cała czwórka wstała i zaczęła się niespokojnie rozglądać dookoła.
W pomieszczeniu były tylko jedne drzwi. Stalowe, masywne, bez klamki. W momencie kiedy wszyscy na nie spojrzeli, te się zaczęły otwierać. Nie mając możliwości ucieczki, pobiegli do kąta i zamarli w bezruchu.
W drzwiach stanęła postać ubrana w skórzany, sięgający kolan fartuch. Był to postawny mężczyzna, łysy, z grubymi okularami na nosie. Nie był zaskoczony ich widokiem. Wyglądał na kogoś, kto nie zdradza emocji. W ręku trzymał nóż. Ostrze ociekało krwią, pozostawiając niewielkie kropki na podłodze. Mężczyzna podniósł go wysoko i oblizał. Uśmiechał się przy tym tak, jakby delektował się najwspanialszym smakołykiem.
– Kto pierwszy? Zapytał ochrypniętym głosem.
Kiedy nikt mu nie odpowiedział, ponownie zapytał
– Kto pierwszy?
Przy czym wymownie wskazał głową stalowy stół. Był to stary, chirurgiczny stół, zaplamiony krwią i resztkami tkanek. Skóra, włosy, paznokcie i resztki ubrań. Na ten widok zrobiło im się niedobrze i zaczęli krzyczeć.
Mężczyzna tylko się zaśmiał i ruszył w ich stronę. Wyciągnął dłoń wielką jak bochen chleba i szarpnął dziewczynę za włosy. Ciągnąc ją za sobą, rzucił do pozostałej trójki.
– Dołączycie do swoich zagubionych znajomych. Mieliście szansę żeby stąd uciec, ale postanowiliście wejść do środka. Tego już się nie da naprawić.
Po tych słowach popchnął dziewczynę na stół, uderzając ją mocno w twarz i odbierając przytomność. Stalowe ostrze zaczęło ciąć jej skórę.
/foto: freeimages.com / Marek Cieslinski/
Dodaj komentarz