Muzyka potrafi poruszyć serca słuchaczy i pozostawić w nich trwały ślad. Każdy z Nas posiada jakieś ciekawe wspomnienia związane z konkretną piosenką, albumem muzycznym lub z zespołem. Z pewnością jedną z oryginalnych kapel, która przychodzi mi na myśl jest Myslovitz.
Moje wspomnienia sięgają 2005 roku. Jako młody programista, dostałem zlecenie napisanie skryptu sklepu internetowego. Zleceniodawcą był ekscentryczny (jak sam się określał) „Magnat szkła artystycznego”. Człowiek prowadził pracownię artystyczną, w której wykonywano zdobione karafki, patery, dzbanki itd. … a że jechał na wystawę swoich produktów do Paryża, musiałem w ciągu 72 godzin napisać mu skrypt sklepu, i podpiąć go pod adres internetowy, który już widniał na materiałach reklamowych. Wziąłem więc wolne na piątek i do poniedziałku przyszło mi dłubać w kodzie PHP. Oczywiście był to czas zarezerwowany tylko dla mnie i nikt nie mógł mi przeszkadzać. Wynajmowałem wtedy niewielkie mieszkanie w starej gierkowskiej kamienicy, w której wszystko pamiętało lata 70-te. Stara zardzewiała żeliwna wanna i kibel który potrafił niespodzianie przybrać formę wulkanu po pociągnięciu za spłuczkę. Rankami stawałem zazwyczaj w kuchni z korkiem w ręku. Z drżeniem serca, pilnowałem czy gdzieś nie przytkały się rury. Zdarzało się to dość często i wszystko co ktoś wylał u siebie do zlewu miałem na podłodze. To były niezwykłe czasy…
Mieszkanie dzieliłem z piękną czarną kotką o wymownym imieniu „Mrówka”. Przed rozpoczęciem 72 godzinnego maratonu zrobiłem zakupy dla naszej dwójki. Ogromny zapas chińskiej zupy oraz karton saszetek z Whiskasem – po kilku piwach jedno i drugie smakowało podobnie. Taki studencki prowiant miał być dla nas szybkim i uniwersalnym rozwiązaniem na najbliższe, żmudne dni oraz … noce. Pisanie skryptu szło zadziwiająco dobrze. Czasem, gdy jakąś część kodu musiałem konsultować gdzieś na forum, robiłem sobie tzw. „brejki”. Nie zmrużyłem ani na chwilę oka… takie są prawa młodości. To był czas bardzo intensywnej pracy połączonej z małymi przerwami. W przerwach szybko zjadałem chińczyka i zapijałem białoruską wódką kupioną na bazarze przy ul. Jurowieckiej (dzisiaj stoi tam Galeria Biała). Mrówka czuwała przy mnie zajadając karmę i śpiąc na przemian. Przez te „72 godziny” towarzyszyła nam psychodeliczna muzyka Myslovitza. Muzyka, która pobudzała zmysły i mobilizowała do nieprzerwanej aktywności. W towarzystwie ponadczasowych hitów tworzyłem sklep, popijałem białoruską wódę, a czasem wyśpiewywałem szlagiery Artura Rojka.
Do dziś pamiętam strach w oczach mojej towarzyszki, gdy u drzwi usłyszeliśmy dzwonek. Była to „kolęda„. Ksiądz chodził z tzw. „wizytą duszpasterską”. Kto jak kto, ale myśmy się go zupełnie nie spodziewali. Słyszeliśmy jak ludzie pod drzwiami mówili mu, że tu mieszka jakiś student, że pewnie go nie ma itd… Pomimo starań sąsiadów ksiądz był bardzo natarczywy, dzwonił do drzwi i tłumaczył, że w wizjerze widzi światło… Pewnie to nie o światło mu chodziło tylko o zapach białoruskiej wódki. Woń wdzięcznie unosiła się po całym mieszkaniu i skutecznie tłumiła zapach z kuwety mojego kota… Księdza oczywiście nie wpuściliśmy, skrypt sklepu napisałem na czas, a nieprzespane noce odespałem podczas mojej pracy w serwerowni. Z 72 godzinnego maratonu pozostały mi piękne, całkowicie nietypowe wspomnienia. Na myśl o tych wydarzeniach do dziś uderzają mi do głowy słowa zakodowane głęboko w pamięci „Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz. Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz …”. Jest to fragment utworu Szklany Człowiek. Znamienna piosenka i najpiękniejsze słowa z jednego z najbardziej szalonych etapów mojego życia.