
– Dzień dobry, proszę zrobić coś z moimi włosami, jakiś ład – do mojego salonu weszła klientka w średnim wieku.
Miała całe siwe włosy. Widać było, że dawno nie gościła u fryzjera.
– Proszę usiąść. Co Pani chce zrobić z włosami? – zapytałam dość standardowo.
– Cokolwiek, droga pani. Bylebym wyglądała jak człowiek – Pani wydawała się być bardzo smutna, wręcz bezsilna.
– Czy to ma być fryzura na jakąś okazję? – próbowałam ustalić szczegóły dotyczące fryzury.
– Tak. Fryzura na pogrzeb. Pogrzeb mojego męża – zapatrzona w lustro klientka, odpowiedziała zgorzkniałym głosem.
– Przykro mi bardzo – chciałam się ugryźć w język. Ale skąd mogłam wiedzieć?
– Proponuje podcięcie włosów, nałożenie farby i ułożenie fryzury – starałam się podejść do zadania profesjonalnie.
Chwyciłam za grzebień, powoli zaczęłam rozczesywać włosy.
– Wie Pani co? Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Tak naprawdę, to powinnam się cieszyć, że mam już ten koszmar za sobą – klientka zagaiła.
Spojrzałam na nią z lekkim szokiem. W końcu jak można cieszyć się, z pogrzebu bliskiej osoby?
– Byliśmy małżeństwem przez ponad trzydzieści lat. Wychowałam trójkę dzieci. Tak, dokładnie – ja wychowałam. Mąż nie interesował się nimi za bardzo. Interesował się za to tym, czy w lodówce oprócz światła jest coś do żarcia, czy ma czyste ubrania, i czy w barku zawsze stoi wódka.
Zajęłam się czesaniem klientki. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Właściwie co miałabym powiedzieć?
– Był naprawdę wyrafinowany. Na zewnątrz, wśród ludzi, przykładny mąż i oddany ojciec. A w domu. W domu, było piekło. Wszystko musiało być tak, jak on chciał. Inaczej groził, że się zabije. Albo inaczej – groził, że zabije na moich oczach dzieci, potem mnie, a na samym końcu siebie.
Spojrzałam na klientkę z lekkim przerażeniem.
– Były wyzwiska, od szmat, kurew, dziwek i jeszcze gorsze. Było podduszanie, zamykanie w spiżarni, grożenie nożem przyłożonym do szyi.
– Boże drogi, dlaczego Pani nie uciekła? – nie wytrzymałam w końcu.
– Myśli Pani, że byłam taka głupia, zakochana. Myśli Pani, że wierzyłam w to, że się zmieni? Tak na początku tak było! Za każdym razem obiecywał. Ale gdy wyczuł, że ja się zaczynam go bać. Po każdym incydencie, już nawet nie przepraszał. Tylko tresował jak psa. Groził, że jak nie będę posłuszna, to wyciągnę o wiele gorsze konsekwencje. Próbowałam uciekać. Na tamte czasy, jedynie mogłam liczyć na rodzinę. Swoją rodzinę. Ale gdy zjawiłam się z małymi dziećmi w domu swoich rodziców. Usłyszałam, że mam wracać do męża. Tam gdzie jest moje miejsce. Mam nie przynosić wstydu rodzinie. Bo nikt nie jest idealny, a skoro przysięgałam przed ołtarzem, to mam się z nim męczyć do śmierci. Tak, dokładnie powiedziała moja matka. Mam się męczyć aż do śmierci. Bo małżeństwo to nie bajka.
– A nie mógł Pani pomóc ktoś inny? – dla mnie to pytanie wydawało się logiczne.
– Miałam jeszcze siostrę. Nigdy nie widziała mojego męża zataczającego się od alkoholu, albo rozgniewanego. Twierdziła, że naczytałam się za dużo kolorowych pisemek. Teraz wiem, że mi zazdrościła. Tego, że mam większe mieszkanie, że nie musiałam pracować. Co ona wiedziała o moim życiu? Chciałam iść do pracy, ale miałam zakaz. Usłyszałam kiedyś, że jak tylko wyjdę do pracy, to wrócę do domu śmierci. Dzieci będą leżały z odrąbanymi głowami.
– Boże drogi – zrobiło mi się słabo – A policja? Czemu Pani nie wezwała policji? Przecież jest niebieska karta. Nie wiem jak było kiedyś – zwątpiłam.
– Mój mąż jak już powiedziałam, roztaczał na zewnątrz otoczkę idealnego małżonka. Był wysoko postawionym urzędnikiem. Miał za dużo układów. Może, nie wiem. Nie próbowałam. Czułam się przegrana – kobieta spojrzała smutno we własne odbicie.
Nawet nie wiem kiedy, nałożyłam już farbę na włosy swojej klientce. Wystraszyłam się, czy wszystko dobrze zrobiłam. Działałam z automatu.
– Proszę przejść na tamte krzesełko. Poczekamy, aż farba się przyjmie – te słowa wydawały mi się teraz kompletnie abstrakcyjne.
Kolejne pół godziny minęło bardzo szybko. W między czasie przyszła rozgadana klientka, która nie wiedziała jaką kupić sobie sukienkę na wesele. Normalnie, bym się zaangażowała w jej problem, próbując go rozwiązać. Teraz jednak czułam się zniesmaczona, że ludzie potrafią przejmować się takimi drobiazgami.
– Pani Moniko, czy wszystko w porządku? Jakaś Pani dziś małomówna? – stała klientka spytała bez ogródek.
– Wszystko dobrze. Tylko wie Pani, z tą sukienką. Niech Pani kupi taką, która najbardziej się podoba Pani. A nie taką, którą mają wszyscy zazdrościć.
– Właściwie prawda. Czy to ważne, co ludzie powiedzą? Dziękuję bardzo. Ile płacę?
– 20 złotych. Miłego dnia – z ulgą zakończyłam tą usługę.
– Przepraszam. Niepotrzebnie Pani zawracałam głowę swoimi problemami. Proszę się nimi nie przejmować. Po prostu chciałam się trochę wygadać – odezwała się wdowa.
– Nie, to nie tak. Zapraszam na ten fotel – wzięłam się za mycie głowy.
Po wszystkim zabrałam się za układanie włosów. Tym razem w ciepłym, czekoladowym odcieniu. Spod grzywki, spoglądały zatroskane, ale duże i ładne oczy.
– Jest Pani naprawdę piękną kobietą – przyznałam ze szczerością.
– Ach dziękuję – klientka rozpromieniła się, po chwili jednak znowu posmutniała. Spojrzała w swoje odbicie – Ale czy ja będę umiała żyć inaczej? Czy będę umiała być naprawdę wolna? – zapytała chyba bardziej siebie, niż mnie.
– Nie wiem. Pewnie to będzie trudne. Ale chyba warto spróbować? – Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Klientka patrzyła na mnie z nadzieją, po czym przeczesała palcami po nowej fryzurze.
– Pewnie warto… – odpowiedziała.
/foto: www.freeimages.com/
Dodaj komentarz