„Proszę księdza, od pewnego czasu dręczy mnie straszna myśl. Obawiam się, że to nie jest moje dziecko. Proszę mnie zrozumieć, nie wiem co mam dalej z tym zrobić” – wyznaje zrozpaczony ojciec. Podczas spowiedzi ludzie wyjawiają swoje największe sekrety i najgłębsze podejrzenia. Poszukują duchowego wsparcia i porady. Tajemnica spowiedzi jest dla kapłana bezwzględnie wiążąca, lecz warto by głęboko skrywany problem ujrzał wreszcie światło dzienne. Warto również napisać o strasznych, duchowych konsekwencjach zdrady oraz złamania przysięgi małżeńskiej.
Okropna myśl, która nie daje spokoju
Ludzie wierzący podczas spowiedzi nierzadko zdradzają kapłanowi swoje największe tajemnice. Takie o których nie wie nikt, nawet matka, ojciec czy rodzeństwo. Nieraz są to wręcz mrożące krew w żyłach wyznania. Sam ksiądz bywa postawiony w sytuacji straszliwej presji moralnej, z czego mało kto zdaje sobie sprawę.
Osobiście poznałem kapłana, który spowiadał mordercę. „Proszę księdza, zabiłem. Nikt o tym nie wie. Nikt nie wie, gdzie znajduje się ciało. Ale to spowiedź. Wiem, że ksiądz nie może z tym iść na Policję”.
Takie spowiedzi zapewniają kapłanowi wiele bezsennych nocy, a nawet pewnego rodzaju balast, który dźwiga się do końca życia. Tak poważne wyznania zdarzają się jednak na szczęście względnie rzadko. Znacznie częściej natomiast rozterki dotyczą spraw rodzinnych, na przykład związanych z rodzicielstwem. Są to niezwykle poruszające dramaty, które na co dzień są skrzętnie skrywane przed otoczeniem. Nawet bliscy znajomi czy sąsiedzi, nie podejrzewają rozgrywającej się w ludzkich sercach tragedii, ponieważ wszystko jest skrzętnie skrywane. Na zewnątrz – kochająca się rodzina, w rzeczywistości dramat cichych podejrzeń i niewykrzyczanych oskarżeń.
„To było siedem lat temu. Wyjechałem na kilka dni do Zakopanego, na szkolenie z public relations organizowane przez mojego pracodawcę. Co może mieć pewne znaczenie, przed wyjazdem pokłóciłem się z żoną. Poszło o jakąś drobnostkę, ale jak to często bywa, poważne małżeńskie kłótnie zaczynają się właśnie od takich błahych spraw. Przez te kilka dni właściwie nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Tylko raz, wieczorem, spróbowałem do niej zadzwonić. Złość już ze mnie spłynęła i chciałem się pogodzić. Długo nie odbierała, a gdy połączenie zostało wreszcie nawiązane nie odezwała się. Nie jestem tego pewien, ale odniosłem wrażenie, że gdzieś w tle usłyszałem stłumiony, męski śmiech. Mógł to być jednak tylko grający telewizor. Połączenie zostało przerwane. Nie udało mi się dodzwonić ponownie.
Po powrocie żona nie odniosła się w żaden sposób do tego zdarzenia, pomimo iż próbowałem wybadać sytuację. Sprawy wróciły na dawne tory, choć nie mogłem oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że żona zachowuje się jakoś nieswojo. W kilka dni później porządkując rzeczy w mieszkaniu spostrzegłem niewielki śrubokręt, taki jakiego używają elektrycy. Poczułem się dosłownie tak, jakby ktoś wylał mi za kołnierz wiadro lodowatej wody. Byłem pewien, że nie miałem takiego narzędzia, i że musiało ono znaleźć się w naszym mieszkaniu stosunkowo niedawno.
Kiedy zapytałem o to żonę, zbladła. Wyraźnie usiłowała jednak bagatelizować całą sprawę. W końcu, przyparta do muru stwierdziła, że podczas mojej nieobecności doszło do awarii prądu, a ona nie mając zbytniego wyboru poprosiła o pomoc naszego wspólnego znajomego, Pawła. Posłyszawszy to po prostu zdębiałem.
Muszę koniecznie dodać, że określenie „wspólny znajomy” jest w tym przypadku wyjątkowo na wyrost. Nienawidziłem tego człowieka, ponieważ obydwaj staraliśmy się o rękę mojej żony. Nie był to więc żaden „znajomy” lecz zwykły rywal. Nie muszę chyba wyjaśniać, że wpadłem w złość, ale żona zaklinała się, że między nimi do niczego nie doszło”.
W tym momencie na chwilę przerwę relację ze spowiedzi, do której za moment powrócę. Nierzadko początkiem całej tragedii jest jakieś zdarzenie, straszny w skutkach błąd. Nawet jeśli wtedy nie doszło do zdrady, to żona nie powinna zapraszać do mieszkania Pawła, który w przeszłości się do niej zalecał, zwłaszcza podczas nieobecności męża. Podejrzewam, że mogła to być pewnego rodzaju chęć „odegrania się” na mężu, z którym była pokłócona. Są to jednak jedynie moje domysły i po dziś dzień nie do końca wiemy co tak naprawdę wydarzyło się w tym mieszkaniu. Jest jednak faktem, że mąż nabrał podejrzeń, które umacniały się z czasem coraz bardziej. Stało się to początkiem prawdziwej wewnętrznej gehenny dla ojca rodziny.
Obsesja, której nie sposób się pozbyć
„Proszę księdza, od tamtej pory już nic nie było takie samo. Ona spała, ja leżałem na naszym łóżku z otwartymi oczami, zlany potem. Wiedziałem już, że jest w ciąży, ale straszna myśl nie dawała mi spokoju – a jeśli to nie jest moje dziecko!? Jeśli to dziecko Pawła, mojego najgorszego rywala? Przysięgam, zdawało mi się że dosłownie słyszę w myślach jego śmiech.
Nie mogłem się żadną miarą uspokoić. Obserwowałem żonę. Po kryjomu przeglądałem jej rzeczy, obawiając się, że znajdę jakieś dowody zdrady. Posunąłem się nawet do tego, że sprawdzałem jej pocztę elektroniczną, ponieważ hasło było zapisane w przeglądarce. Nie muszę chyba mówić, że analizowałem też jej konto na Facebooku. Usunęła Pawła ze swoich znajomych, co zamiast mnie uspokoić, napełniło jeszcze większymi podejrzeniami, że chce całą sprawę ukryć.
Poprosiłem nawet znajomego taksówkarza, aby w miarę możliwości ją śledził. Problem w tym, że nie znalazłem żadnych ewidentnych dowodów zdrady. Niemniej moje podejrzenia coraz bardziej narastały. Każde, nawet z pozoru niewinne zdarzenie budziło we mnie niepokój. Dla przykładu – zdarzyło się parę razy, że odebrała telefon z zastrzeżonego numeru i nie mówiąc nic po prostu się rozłączyła. Byłem właściwie pewien, że coś przede mną ukrywa”.
Podczas spowiedzi mężczyzna był niezwykle roztrzęsiony. Nie panował nad sobą i cieszyłem się, że w kościele jest tak mało osób. Niemalże krzyczał, wyznając mi to wszystko. Widziałem, że sprawa naprawdę go przerasta. Myślałem o tym, nad czym chyba każdy zastanawiałby się na moim miejscu. Starałem się jednak nie przerywać, z doświadczenia wiedząc, że dobry spowiednik powinien przede wszystkim słuchać.
„Nie to jest jednak najgorsze. Mijały lata, a moje podejrzenia nie słabły ani na trochę. Tak, oczywiście, zachowywaliśmy pozory. Jestem pewien, że cała rodzina, znajomi i sąsiedzi brali nas za szczęśliwe, kochające się małżeństwo. Ale to, proszę księdza, była gra aktorska, taka jak w teatrze. Nigdy bym nie pomyślał, że taki dobry ze mnie aktor. Tymczasem wręcz maniakalnie obserwowałem mojego syna. Otoczenie – podkreślam – zupełnie niczego się nie domyślało, wręcz przeciwnie, zupełnie inaczej interpretowało moje zachowanie. Rozmowy typu: „oczka ma po mamusi”, „nosek po babci” budziły we mnie najwyższą czujność. Szybko jednak straszna prawda zaczynała przenikać do moich myśli, ponieważ zacząłem dostrzegać w „swoim” dziecku pewne cechy, których nie było w naszej rodzinie.
Dziecko miało bardzo ciemne włosy, a zarówno ja jak i moja żona mamy raczej jasne. Kiedy Dominik zaczął już mówić, z niepokojem dostrzegałem jego dziwne zainteresowanie majsterkowaniem i z przerażeniem kojarzyłem to z zawodem Pawła –który jest mechanikiem oraz elektromonterem. Na próżno usiłowałem sam sobie tłumaczyć, że zainteresowanie rozkręcaniem i skręcaniem różnych zabawek jest u dziecka w tym wieku normalne. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie jest moje dziecko”.
Wiedzieć czy nie wiedzieć, oto jest pytanie!
Trudno opisać dramat, z jakim mierzył się ów mężczyzna. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem jak mu pomóc. Próbowałem wczuć się w jego emocje, ale przychodziło mi to z trudem. Z pozoru historia wydawała się błaha, wręcz prozaiczna, lecz przecież właśnie w prozie życia rodzą się prawdziwe ludzkie tragedie…
Nie dawało mi jednak spokoju jedno pytanie, które wahałem się zadać. Przecież ustalenie ojcostwa jest względnie proste… Z tego co wiem, koszt takiego badania to wydatek rzędu tysiąca, lub może nieco więcej złotych. Zaryzykowałem i zapytałem o to.
„Byłoby dziwne, proszę księdza, gdybym o tym nie pomyślał. Lecz… załóżmy że poznam prawdę. Co dalej? Czy będę potrafił kochać nadal swojego syna? Czy będę potrafił nadal go wychowywać? Czy straszna prawda, jeśliby się tak okazało, że jego ojcem jest Paweł, którego szczerze nienawidzę, pozwoliłaby mi na to by nadal kochać syna? A przecież dziecko nie jest niczemu winne.
Męczę się strasznie, ale nie wiem co lepsze. Czy lepiej jest poznać nawet najgorszą prawdę, czy może dalej grać swoją rolę? Jeśliby badania potwierdziły moje ojcostwo, byłbym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jeśli jednak prawda będzie inna, to co stanie się z tym światem, którego teraz jestem częścią, z tym wszystkim co tak misternie konstruowaliśmy razem z żoną – mieszkaniem, kredytem, przyjaciółmi, rodziną? Co będzie z naszą opinią? Co ludzie powiedzą?”
Milczałem długo, starając się rozważać w myślach tę niezwykłą, lecz z życia wziętą spowiedź. Przyszło mi do głowy, że zwykłe ludzkie problemy nieraz przerastają scenariusze filmów. W końcu zdecydowałem się doradzić. Uznałem, że dla mężczyzny lepiej będzie, jeśli porozmawia otwarcie z żoną i powie jej o swoich wątpliwościach, bez względu na jej reakcję. Doradziłem, iż powinien starać się poznać prawdę, ponieważ tylko ona może być podstawią do budowania ludzkiego szczęścia. Zaleciłem przeprowadzenie testu na ojcostwo. Modliłem się gorąco za tego człowieka, mając nadzieję, że uda mu się odzyskać wreszcie wewnętrzny spokój.
Jakieś dwa miesiące później zjawił się u mnie w konfesjonale. Okazało się, że jego podejrzenia okazały się słuszne. Nie był biologicznym ojcem swojego dziecka. Oto co powiedział:
„Cieszę się, że poznałem prawdę. Przez te wszystkie lata strasznie się zadręczałem. Lepiej jest wiedzieć. Obecnie przebywam z żoną w separacji. Czuję się jednak spokojniejszy, mimo, że bardzo przeżyłem tą wiadomość. To nie jest tak, że kocham teraz syna mniej. Kocham go nadal, ale teraz czuję się lepiej wiedząc jaka jest prawda. Nadal będę traktował go jak swojego syna. Kiedy podrośnie szczerze z nim porozmawiam i wyjawię prawdę. Lepiej jest ją znać i mierzyć się z rzeczywistością, niż ze swoimi podejrzeniami. Prawda jest lepsza, niż życie pełne obłudnych pozorów i aktorskiej gry przeznaczonej dla rodziny, sąsiadów i przyjaciół!”.
Nie sądźcie Państwo, że to zamknęło sprawę. Przez długi czas sam się zadręczałem, czy dobrze doradziłem. Przecież wpłynąłem bardzo mocno na los nie tylko ojca, lecz i syna oraz całej rodziny. Może jako kapłan Kościoła powinienem doradzić temu mężczyźnie pokorę, modlitwę oraz pogodzenie się ze swoim losem w imię dobra rodziny i dziecka?
W pewnym sensie moja rada doprowadziła do… rozpadu małżeństwa. Pozostaje mi wierzyć, że… w jakiś sposób było to jednak zgodne z wolą Pana Boga. Obawiałem się też, że straszna, narastająca podejrzliwość męża może w rezultacie doprowadzić do jeszcze gorszych skutków.
Chciałbym podkreślić, iż moim celem nie jest zdradzanie jakichkolwiek tajemnic spowiedzi, co jest niedopuszczalne, lecz opisanie pewnego problemu o którym niewiele się mówi, a z którym wielu mężczyzn przychodzi do kapłana podczas sakramentu spowiedzi. Chciałbym pokazać też wielkie rozterki, przed jakimi staje ksiądz starający się udzielić wiernemu mądrej i dobrej rady.
Porażająca skala problemu i zgubne konsekwencje duchowe
Poruszając kwestię zdrady małżeńskiej trzeba w pierwszej kolejności wspomnieć o ogromnej skali tego bulwersującego problemu. Jako spowiednik mogę wiele na ten temat powiedzieć… nawet co dziesiąty ojciec może wychowywać nieswoje dziecko.
Jest to konsekwencją zdrady małżeńskiej, braku poszanowania wzajemnego małżonków, a także lekkomyślnego złamania przysięgi złożonej w obliczu samego Pana Boga.
Przede wszystkim w obecnych czasach mamy do czynienia z powszechnym lekceważeniem przysięgi małżeńskiej. Wielu celebrytów żyje w potępienia godnej rozwiązłości. Przysięga małżeńska stanowi dla nich jedynie pewnego rodzaju zwyczajową formułkę i zabawę w małżeństwo. Nic bardziej błędnego! Każda przysięga, a zwłaszcza ta składana przed ludźmi i Panem Bogiem ma wiążącą moc, a jej złamanie jest grzechem śmiertelnym. Nieprzestrzeganie przysięgi małżeńskiej niesie ze sobą straszne konsekwencje w sferze duchowej.
Przysięga składana publicznie była od niepamiętnych czasów uważana za świętość, a wiarołomców spotykały niezwykle surowe kary.
Złamanie przysięgi małżeńskiej, będące grzechem śmiertelnym, ściąga na głowę człowieka szczególne zainteresowanie złych duchów. Otwierają się kolejne wrota piekieł, z których wychodzą na wolność uśpione demony – teraz w roli powierników zerwanych ślubów. Od tego momentu to one przejmują losy grzesznika. I to, co będzie się działo z człowiekiem dalej, zależy od skruchy i szczerej Świętej Spowiedzi. W wielu znanych mi przypadkach to właśnie akt złamania przysięgi małżeńskiej był wstępem do opętania.
Ktoś powie – wystarczy się wyspowiadać. Już samo takie stwierdzenie jest bluźniercze. Mało kto wie, że spowiedź z grzechu śmiertelnego jest prawdziwym wyzwaniem. Spowiedź, w której nie odczuwamy autentycznego żalu za grzechy i nie postanawiamy autentycznej poprawy, jak również nie pragniemy z całego serca naprawić wyrządzonej krzywdy – jest kolejnym krokiem na drodze ku śmierci wiecznej. Fałszywa spowiedź ściąga na głowę człowieka Boży gniew i może skutkować wiecznym potępieniem jego duszy. Szczera spowiedź nie jest łatwa. A raz przywołany demon nie odejdzie dopóki się go nie odeśle do piekła, gdzie jego miejsce. Pamiętajmy, to samo tyczy się nie tylko niewiernego małżonka, ale i księdza który zbagatelizuje wagę grzechu ! Warto przypomnieć postać Ojca Pio, dla którego spowiedź sprowadzała się do uświęcenia grzesznika, pokazania mu drogi wyjścia z ciemnego lasu dotychczasowego życia.
„Póki śmierć nas nie rozłączy” – dobrze gdy to właśnie nasza śmierć rozwiązuje samoistnie moc ślubów, bo zerwany ślub wypala na duszy piętno na to życie, i te, które czeka nas potem! I nikomu nie życzę być tego udziałem.
Ksiądz Antoni
/Foto: Przykuta – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1024684/
ksiądz molestował harcerzy na obozie. Cała prawda o kapłaństwie!
https://www.o2.pl/artykul/molestowal-harcerzy-na-obozie-ksiadz-z-zarzutami-6224499711534721a