Co ma zielona herbata, do tego parzona dwa razy do małżeństwa, lub związku? Jeśli ktoś przepada za tym aromatycznym napojem, pewnie od razu znajdzie tak zwaną korelację. Co jeśli jednak, ktoś nie lubi zielonej herbaty?
Czasami bywa tak, że dwie kochające się osoby potrafią sobie nieźle podnieść ciśnienie. I to uwaga – całkiem nieświadomie! Na temat emocji pewnie można opowiadać i opowiadać. Ale czy to ma jakiś sens, skoro właśnie one wybuchają nie wiadomo kiedy, i nie można ich przez kilka najbliższych minut stonować?
Przykład z mojego życia:
Mój mąż bardzo lubi, jak wszystko jest poukładane na swoim miejscu. Ja też lubię, tylko nie zawsze mi się do tego stanu spieszy. Jak to typowa kobieta, robię wiele rzeczy naraz. Z jakim efektem? No właśnie takim, że zaczynam na przykład segregować pranie, a potem przypomni mi się, że już czas obrać ziemniaki na obiad. Wstawiam ziemniaki i wracam do segregowania. Proste, prawda. Segreguję na jasne, ciemne i wymagające ręcznego prania. Najprostszy podział, który zdaje jak na razie egzamin, przynajmniej na moim skromnym gospodarstwie domowym.
Wracając jednak do sedna sprawy – jak widać piszę nawet wielu sprawach naraz. Odkładam rzeczy do ręcznego prania na później. Bo przecież teraz nie mam czasu tego zrobić. Wracam do obiadu, wstawiam jedno pranie, potem zajmuje się jeszcze innymi rzeczami.
Krzątając się tak od rana, popołudniu już zapominam o swoim drobnym, ale jakże się później okazuje ważnym obowiązku. Przypomina mi o tym skutecznie krzyk męża, który po powrocie z pracy również zaczyna swoją krzątaninę.
– O Boże!! – słyszę jego donośny krzyk.
Biegnę do niego, widząc przed oczami wyobraźni, że leży połamany, porażony prądem lub nie wiem co jeszcze.
– Czemu to leży na środku pokoju!? – małżonek stoi blady jak ściana, i palcem wskazującym wskazuje na swoją śnieżnobiałą koszulkę, która rzeczywiście teraz wygląda jak ścierka, ponieważ nie wiem jakim cudem została otulona wszystkimi pajęczynami i kotami z domu.
– No wiesz, szykowałam pranie i właściwie zapomniałam to przełożyć do miski, żeby od razu namoczyć – obwieszczam swoją winę, przy okazji się tłumacząc.
Wyjście bez słowa mojego męża, daje mi do zrozumienia, że popełniłam największe przestępstwo. Jego najlepsza i ulubiona koszulka została całkowicie sponiewierana. Poczułam się lekko nieswojo, ale wzięła dwa głębokie wdechy i poszłam dalej robić swoje.
Po kilkunastu minutach milczenia zaczynamy wzajemne przepraszanie:
– Przepraszam, jestem straszny. Cały dom masz na głowie, a ja się przyczepiłem jednej koszulki – zaczyna mój mąż.
– Przepraszam, to ja powinnam była tego dopilnować. Przecież wiem, że to jest Twoja ulubiona koszulka – odpowiadam na przeprosiny, przeprosinami.
Siadamy, przytulamy się, uśmiechamy nieśmiało, potem śmiejemy się z całej sytuacji. Już po burzy. Nie wiadomo kiedy przyszła i całkiem szybko odeszła.
Gdzie tu miejsce na zieloną herbatę?
Parzona pierwszy raz pobudza, dopiero za drugim razem uspokaja i wycisza. Dokładnie jak z małżeńskimi emocjami. Wybuchamy bez zastanowienia. Ale po chwili potrafimy znaleźć wspólne rozwiązanie i odnaleźć spokój. Oczywiście, tylko pod warunkiem, że damy szansę sobie na drugie parzenie.
Dodaj komentarz