Studenckie imprezowanie i skakanie z kwiatka na kwiatek

Po Alice długo nie mogłem zapomnieć. Właściwie nie mogłem się otrząsnąć z tego, co się wydarzyło. Dla mnie czas się całkowicie zatrzymał. Miałem wrażenie, że nadal jest ten sam dzień. Piękną Księżniczkę z wysokiej wieży zabierają jak najdalej ode mnie. Już nigdy nie dowie się tego, jak bardzo ją kochałem.

Właściwie teraz, gdy sobie myślę o całej tej sytuacji, dostrzegam jak bardzo brakowało mi wyobraźni. Pomijając już fakt, że zawsze podkochiwałem się platonicznie i kompletnie nic nie umiałem z tym zrobić, ale gdy nawet tak sobie po cichutku cierpiałem, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje wybranki serca, tak naprawdę toczą swoje, normalne życie. Życie beze mnie. Jak mogę teraz się domyślać, Alice pewnie wpadła w ręce genialnych specjalistów, którzy nie tylko wyciągnęli ją ze swoistej depresji, ale nawet dali jej coś więcej – niesamowite poczucie własnej wartości. Podejrzewam, że gdybym miał się z nią teraz spotkać, pewnie zmiażdżyłaby mnie swoją pewnością siebie, uśmiechem pełnym odwagi, oraz otwartością na cały świat. Moja męska intuicja podpowiadała mi, że z takich kobiet jak ona, które lądowały na samym dnie przez nasz bydlęcy, znieczulony, męski świat, później odradzają się jak majestatyczne feniksy. Zdecydowanie silniejsze, nie do zniszczenia, pozbawione całkowicie jakiejkolwiek skazy.

Z rozmarzeniem jednak wróciłem do okresu studiów. To był dla mnie dobry czas. Wyprowadzka do zupełnie innego miasta, poznanie nowych ludzi, wszystko to przeplatało się z nocnym zakuwaniem, od którego zależało moje być albo nie być na kierunku. Byłem na wydziale prawa, dlatego nie brakowało dziewczyn. Nagle zauważyłem, że nie ma już wśród nich licealnych podlotków, tylko kobiety z wyśmienicie wykształconą budową ciała. Oczywiście wśród nich znalazłoby się kilka dziewczyn, które wyglądały jakby przeskoczyły etap liceum i od razu przyszły z gimnazjum, ale na większości, można było spokojnie zawiesić oko. I teraz wspominam jedynie dziewczyny z mojego kierunku, natomiast gdy tylko wyszło się po zajęciach na korytarz naszego uniwersytetu, aż buchało od seksapilu. Umalowane, uczesane, nierzadko w krótkich spódniczkach lub eksponujących dekolty. Po kilku tygodniach „nauki”, a właściwie studiowania, a także paru integracyjnych imprezach w okolicznych klubach oraz wyjściach na piwo, poznałem już pewne grono osób, z którym się całkiem nieźle zacząłem trzymać.

Póki co nie znajdowałem tej jedynej. W chwilach osamotnienia, kiedy zamiast wracać do rodzinnego domu i zakuwać w weekend na kolejne kolokwium, zerkałem na klasowe zdjęcia, na których widniała moja piękna Alice. Rozpływałem się na widok jej piegów, skrupulatnie zebranego kucyka, a także niemodnych już okularów. Wzdychałem ciężko, czasami wyobrażając sobie, że spotykam ją na wydziale. Dostaję druga szansę i mogę zacząć wszystko od nowa. Z każdym kolejnym wieczorem, po wspólne zdjęcia sięgałem coraz rzadziej. Natomiast coraz częściej dawałem się wyciągnąć na piwo z kumplami. Nie byli to żadni wielcy przyjaciele, ale przynajmniej przestałem się zadręczać sytuacją sprzed prawie roku.

Nie wiem kiedy, zacząłem smakować imprezowania w każdy weekend, połączony z podrywaniem zawsze nowej dziewczyny. No prawie zawsze, bo czasami jak mi się wydawała bardziej interesująca, wtedy spotykałem się z nią jeden lub dwa razy. Najdłuższa taka znajomość trwała 2 tygodnie.

Początkowo kończyło się na wspólnych tańcach, a także lekkim, wręcz subtelnym obściskiwaniu. Zdarzyło mi się jakąś pannę dotknąć za pośladki. Później było już tylko z górki. Pierwsze randki rzeczywiście kończyły się jeszcze jedynie na głębokich pocałunkach. Przyznam, że głupio mi było naruszać ich sfery intymnej. Gdy jednak zorientowałem się, że niektóre panny są bardziej napalone i przy każdej nadarzającej się okazji wsadzały mi dłoń za rozporek, nie powiem, ale zacząłem po prostu korzystać. Przez chyba dwa lata studiów miałem istny raj na ziemi. To cudowne uczucie smakowania tylu kobiecych kwiatków całkowicie mnie otumaniła. Zatraciłem się w przyjemności, zapominając o swoich wcześniejszych pragnieniach o wielkiej, czystej miłości. Na brak powodzenia nie musiałem narzekać, więc nie widziałem żadnych przeciwwskazań, dlaczego w ogóle miałbym z tej racji nie korzystać? Aż natrafiłem na dziewczynę, która mogła robić ze mną co chciała….

Jak zwykle wyszedłem z kumplami do klubu tego co zawsze. Zamówiliśmy po browarze, by po kilku łykach złocistego napoju, móc się spokojnie rozejrzeć po przyciemnionym pomieszczeniu. Praktycznie każdy z nas co sobotę wychodził z inną dziewczyną. Nie byliśmy za bardzo rzucający się w oczy, dlatego nie mieliśmy przypiętej łatki podrywaczy lub co gorsza, łamaczy serc.

Siedziała z koleżanką przy środkowym stoliku. Miała rozpuszczone, proste, ciemne włosy. Widać, że o czymś zawzięcie rozmawiały, bo próbowały w jakiś sposób przekrzyczeć muzykę. Co chwilę popijały delikatne drinki z sokiem. Obserwowałem ją. Nie chciałem jej nachodzić tym bardziej, że była w towarzystwie.

Kolejne kawałki muzyczne były puszczane tak, że co jakiś czas widziałem jak nieznajoma z koleżanką podrywa się do tańca. A tańczyła wyśmienicie, miała doskonałe wyczucie rytmu, ruchy ciała takie gibkie, z zachowaniem zmysłowości i erotyzmu. Na dodatek wydawało się, że dziewczyna nie jest kompletnie świadoma tego, jaką energię z siebie wyzwala.

Gdy ludzie powoli zaczęli się rozchodzić, a na Dj przerzucił się na same smęty, zebrałem się w sobie, by do niej podejść. Próbowałem się przedstawić i spytać, czy możemy chwilę porozmawiać. Ale dziewczyna tylko popatrzyła na mnie, chwyciła za rękę swoją koleżankę i przesiadły się w inne miejsce. Kompletnie nie wiedziałem o co jej chodziło. Oddaliłem się na chwilę, po czym postanowiłem spróbować ponownie.

– Cześć…

– Sorki, czy Ty miałeś tu rezerwację, czy co? – nieznajoma zbiła mnie z tropu tym pytaniem.

– Coś Ty, chciałem po prostu Cię poznać – uśmiechnąłem się szczerze.

– No, ale ja nie szukam chłopaka – odpowiedziała zbywająco.

– No, a ja nie szukam dziewczyny – odparowałem zgodnie z prawdą.

– Aha – dziewczyna patrzyła na mnie z rozbrajającym uśmiechem.

– To może zatańczymy? – spojrzałem jej głęboko w oczy, byłem przekonany, że będzie moja dzisiejszej nocy, a właściwie prawie poranka.

Nieznajoma skinęła głową.

Objąłem ją delikatnie w pasie i spytałem czym się zajmuje. Nie wiedziałem, że ją tym uruchomię. Zaczęła opowiadać o swoich pasjach. Normalnie taka gaduła byłaby przeze mnie skreślona. Ona jednak nie gadała od rzeczy. Nie tylko była pochłonięta tym o czym mi opowiadała, ale też mówiła o tak fascynujących rzeczach, że nie mogłem wyjść z podziwu. Miała dopiero 21 lat, a już kilkakrotnie była na zagranicznych wolontariatach w czasie wakacji, podróż autostopem nie była dla niej żadną nowością. Uwielbiała aktywny styl życia, kochała ciągle coś robić, gdzieś się udzielać, zwiedzać świat, a przy tym pomagać innym.

– Skąd Ty bierzesz na to wszystko pieniądze? – to było jedyne pytanie, jakie mi przyszło do głowy. Poza tym bardzo szybko oceniłem ją, że na pewno ma bogatych rodziców.

Dziewczyna lekko się skwasiła.

– No wiesz… – przymrużyła oczy, jakby się miała rozpłakać, z ust zrobiła mały dziubek, by po chwili wycedzić z ogromnym wysiłkiem, że jak się czegoś bardzo pragnie, to się to po prostu robi. Tym bardziej, jeśli w głowie chodzą myśli, że nie wszystko jest tylko dla Ciebie.

To było dla mnie niesamowicie tajemnicze i jeszcze bardziej magnetyzujące. Nie zaproponowałem jej pójścia do mojego pokoju, nie wprosiłem się również do niej. Postanowiłem cierpliwie poczekać, na lepszą okazję. Ale już wtedy wiedziałem, że oszukuję sam siebie – dziewczyna kompletnie mnie zauroczyła.

Z tego wszystkiego zapomniałem jej numeru telefonu, czy innych danych, po których mógłbym ją spokojnie namierzyć. Postanowiłem, że za tydzień znowu wybiorę się do klubu, specjalnie by ponownie ją zobaczyć. Niestety nie było jej. W klubie bawiła się tylko jej koleżanka. Szybko postanowiłem ją wyhaczyć i wypytać o dziewczynę, której nawet nie poznałem imienia.

– Cześć, szukam Twojej pięknej koleżanki – wyjaśniłem z grubej rury, by nie było żadnych domysłów z jej strony, iż zainteresowałem się właśnie nią.

– Cześć, nie ma jej teraz w mieście, a coś jej przekazać?

– Hmm, bo widzisz, ostatnio miałem z nią przyjemność rozmawiać, z tego wszystkiego nie wziąłem od niej numeru telefonu – przy okazji zrobiłem minę, jakby od tego miało zależeć całe moje życie.

– No wiesz, Agata raczej nie będzie zadowolona, że rozdaje jej numer telefonu obcym chłopakom. Poza tym, chyba powinieneś sobie odpuścić. Ona nikogo nie szuka, miała poważne perypetie sercowe, poza tym przygotowuje się do wyjazdu na dłuższy czas. Właśnie jest w Krakowie – wyjaśniła pokrótce, ale podając mi całkiem sporo informacji.

– Nie jestem już takim nieznajomym, sama widziałaś, że rozmawialiśmy prawie przez pół nocy. To jak, dasz mi ten numer?

– Dobra spisz sobie, Agata chyba mnie zabije – jej koleżanka chyba nie żartowała, bo wyglądała na nieco zdenerwowaną.

Na pierwszego SMS-a, ze strony Agaty musiałem czekać bardzo długo. Przedstawiłem się kim jestem, starałem się ubrać w słowa to, że chciałem się z nią chociaż jeszcze raz spotkać. Czekałem niecierpliwie na odzew z jej strony.

Dopiero po kilku dniach zobaczyłem na swoim telefonie małą kopertkę. Chciałem odruchowo skasować wiadomość myśląc, że jej nadawcą jest mój operator. Kliknąłem w celu weryfikacji…. Agata…

„Hej, nie odpisywałam, bo nie miałam czasu, poza tym zastanawiało mnie to skąd masz mój numer. Wybieram się w piątek na lodowisko. Jak umiesz jeździć na łyżwach, możesz dołączyć.”

Osz kurde, co to jakieś spotkania na zimnej tafli? Nie ma mowy, bym ją zbałamucił. Zaraz, czy w ogóle mi tym razem chodziło o seks. Chyba jednak bałem się kompromitacji, bo nigdy nie lubiłem jazdy na łyżwach, w ogóle byłem w tej dziedzinie kiepski. Ale cóż, trzeba się jakoś poświęcić.

– No to co, ja stawiam łyżwy, a Ty gorącą czekoladę w kafejce, która znajduje się w pobliżu – Agata na mój widok była całkiem rozpromieniona.

Zrobiło mi się ciepło na sercu, bo spodziewałem się naburmuszonej dziewczyny, która będzie w jakiś sposób próbowała mi zagrać na nosie, za wyciągnięcie numeru od jej koleżanki.

– Umowa stoi. Chyba, że zaraz po łyżwach wyląduję na pogotowiu – spojrzałem na nią niepewnie.

– Spokojnie, to nie jest takie trudne, jak Ci się wydaje – była niesamowicie zmotywowana i tą pozytywną energią dzieliła się dalej.

Czas na lodowisku spędziliśmy praktycznie w taki sposób, że ja ledwo poruszałem się od bandy do bandy, a ona ogromną lekkością zataczała kolejne okrążenia. Na szczęście po czterdziestominutowej mordęce mogliśmy w końcu zejść z tafli, by przenieść się na przyjaźniejszy grunt. Po chwili siedzieliśmy w rzeczywiście przytulnej knajpce, w której mogliśmy swobodnie porozmawiać. Dwa wielkie ceramiczne kubki z gorącą czekoladą, bitą śmietaną, oraz rurką z kremem stały na naszym stoliku.

Agata była ubrana w wełniany golfik, który świetnie podkreślał jej rumieńce, których nabawiła się podczas jazdy na łyżwach.

– Twój numer telefonu mam od Twojej koleżanki, mam nadzieję, że przeze mnie nie będzie miała kłopotów – próbowałem zacząć rozmowę.

– To nie jest już moja koleżanka – Agata odparła całkowicie poważnie.

– No weź, przecież nic wielkiego nie zrobiła.

– Coś Ty żartuję. Ale rzeczywiście dałam jej małą reprymendę, że nie życzę sobie rozdawania mojego numeru telefonu. Przecież mógłbyś się okazać jakimś zboczeńcem, notorycznym podrywaczem albo co tam jeszcze – na te słowa lekko się zawstydziłem.

– Twoja koleżanka mówiła jeszcze, że przygotowujesz się do dłuższego wyjazdu – zagaiłem niepewnie.

– Co za papla – dziewczyna mruknęła pod nosem – Tak, to prawda – spojrzała mi prosto w oczy.

– A możesz coś więcej na ten temat opowiedzieć? – przyznam, że zżerała mnie ciekawość, co za podróż życia jej się szykuje.

– Otóż raz w miesiącu jeżdżę na razie do Krakowa, na spotkania formacyjne. Tam przechodzę serię szkoleń, by ostatecznie uzyskać odpowiedź, czy nadaję się do wyjazdu…

– Do wyjazdu dokąd?

– Do Ugandy – Agata spojrzała w okno.

– Do Ugandy… – powtórzyłem, jakby przed chwilą powiedziałaby mi najnormalniejszą rzecz pod słońcem, typu „jadłam na śniadanie pyszną jajecznicę”.

– Jeśli tylko otrzymam pozytywną odpowiedź, natychmiast składam wniosek o urlop dziekański, a potem lecę do Ugandy na rok.

Popatrzyłem na nią. Miała rozmarzone oczy, trochę zmartwione ale starała się bardziej myśleć o przyszłości, która niesie ze sobą wiele niewiadomych, wśród których na pewne znajdzie odpowiedzi na swoje pytania. Podobała mi się coraz bardziej. Po raz trzeci w moim życiu miałem to samo uczucie, to jest kobieta moich marzeń. Po kilku spotkaniach, byłem w niej zakochany po uszy. Jednak cały czas pozostawałem zdystansowany. Nie miałem problemów w kontaktach z Agatą, ale każda myśl o ewentualnym zbliżeniu, całkowicie mnie onieśmielała.

Kompletnie dostosowałem się do jej marzeń. Zamiast co chwilę biegać na kolejne spotkania z kumplami, wolałem przesiadywać wieczorami w pokoju i czytać kolejne książki podróżnicze, które mi polecała Agata. Co jakiś czas siadałem przed komputer, włączałem Google Maps i liczyłem, jak daleko jest do Ugandy. Tysiące kilometrów, czy to dalej, niż teraz, skoro i tak nie miałem odwagi na zbliżenie?

Wyjazd Agaty zbliżał się coraz większymi krokami. Na każdym kolejnym spotkaniu opowiadała mi coraz więcej szczegółów o przymusowych badaniach, szczepieniach, a nawet spotkaniach z psychologiem, który miałby wykluczyć, że na pewno sobie poradzi przez najbliższy rok, że jest świadoma tego, iż może stamtąd nie wrócić…. żywa.

Nie miałem codziennego kontaktu. Czasami bywały dni, kiedy kompletnie nie miała czasu odpisywać. Wtedy czułem się samotny. Uwielbiałem jej towarzystwo, lub chociaż świadomość, że o mnie pamięta. Nie wnikałem nigdy, co wtedy robi, kiedy nie jest ze mną. Wiedziałem o jej co miesięcznych wyjazdach do Krakowa. Wiedziałem też, że studiuje na turystyce. Ale to była zupełnie inna uczelnia znajdująca się na drugim końcu miasta, więc nie było sposobności dostania się do niej. Sam nie chciałem opuszczać swoich zajęć.

Kiedyś wybrałem się do parku pobiegać. Była to już prawdziwa wiosna, zatem spokojnie mogłem planować sobie czas po uczelni, niekoniecznie spędzając go w pokoju przed komputerem. Wtedy ją zauważyłem… wyciągała ciężkie krzesła z lokalu w kierunku ogródka. Cała skupiona na swoim zadaniu. Przystanąłem i popatrzyłem z niedowierzaniem. Pracowała w kawiarni! Kiedy ona znajdowała na to wszystko czas.

– Agata? – zagadnąłem, cały czas nie dowierzając, że to jest ona.

– Oooo… cześć – spojrzała na mnie lekko zażenowana, jakbym przyłapał ją na najbardziej wstydliwej pracy świata.

– No hej, nie wiedziałem, że Ty jeszcze masz siłę pracować w kawiarni – zarysowałem oczami cały budynek.

– No jak widać mam – odpowiedziała zdawkowo.

Była jakaś taka nieobecna, chłodna.

– Słuchaj… hmmm, nie mogę teraz za bardzo rozmawiać, jestem strasznie zajęta, zadzwonię do Ciebie.

– Ok.

Właśnie Agata mnie spławiła. Szybko weszła do środka, a ja jak ten kretyn stałem przed drzwiami kawiarni i nie mogłem wyjść ze zdumienia, jak mnie potraktowała.

Oczywiście nie mogłem się doczekać obiecanego telefonu przez kilka najbliższych dni. W końcu nie wytrzymałem, schowałem dumę do kieszeni i wysłałem wiadomość, że chcę się z nią spotkać. O dziwo odpisała. Jeszcze tego samego wieczoru wybraliśmy się na spacer. Agata była niezwykle milcząca, jakby smutna.

– Wiesz, chciałam Cię przeprosić za ostatnią sytuację – zaczęła niepewnie.

– No uff, w końcu. Myślałem, że mnie nie poznałaś, albo coś Ci się pokręciło – zażartowałem.

– Nie, ale wiesz… Myślę, że powinniśmy się przestać widywać. To znaczy, właściwie nie możemy się już więcej widywać – Agata spuściła głowę. Nie potrafiła mi spojrzeć prosto w oczy.

– Może mi chociaż powiesz, jaki jest powód Twojej decyzji? – przełknąłem ślinę w suchym gardle.

– Ja pracuję u byłego chłopaka. Już od długiego czasu nie jesteśmy razem, ale on jest bardzo zaborczy. Jak tylko widzi, że ktoś się wokół mnie kręci, to nie daje mi żyć. Mam już poważne zobowiązania finansowe, odliczam dni do wyjazdu, więc muszę jakoś to wytrzymać – wydusiła z siebie jednym tchem.

– On Ci nie daje żyć? Nie spotykasz się z nikim, bo on jest o Ciebie zazdrosny mimo, że już nie jesteście razem? – powtórzyłem swoimi słowami to, co przed chwilą usłyszałem.

Nie mieściło mi się to w głowie. Spojrzałem na Agatę. Miała łzy w oczach. Nigdy nie widziałem jej smutnej. Zawsze wesoła, optymistycznie nastawiona do świata i ludzi. W ogóle nie dała po sobie poznać, że coś ją gnębi.

– Agata, Ty jedziesz do tej Afryki, żeby od niego uciec? – w końcu połączyłem wszystkie puzzle w całość.

Skinęła głową.

Nie wierzyłem. To nie może być prawda. Co ona opowiada! Jest w stanie dla głupiego typa przenieść się na drugi koniec świata, na drugi kontynent, tylko po to, by mieć święty spokój.

– Nie rób tego, proszę Cię! – wyparowałem.

– Dlaczego miałabym tego nie robić? Przecież nic kompletnie mnie tutaj nie trzyma! – spojrzała mi głęboko w oczy tak, że miałem wrażenie jak nogi mi miękną.

Pocałowałem ją. Złapałem w talii, przyciągnąłem do siebie i ustami objąłem jej wargi. Trwaliśmy w takim uścisku przez kilka chwil. Dla mnie to była wieczność.

Oboje nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Agata błądziła wzrokiem po chodniku, nie wiedząc gdzie go ostatecznie może podziać.

– Muszę już iść – wyszeptała, lekko zaczerwieniona. Odwróciła się na pięcie i odmaszerowała w swoją stronę.

Stałem jak kołek. Nie zareagowałem. Nie wiedziałem co robić. Była mi tak bliska. Czułem mętlik w głowie.

Przed pójściem spać dostałem od niej SMS-a „nie mogę zasnąć… myślę o tym co było…. To było takie.. takie cudowne”.

Odłożyłem telefon. Poczułem ściśnięcie w żołądku. Agata mogła być moja. Czuła to co ja. Być może już od dawna czekała na to, co się dzisiaj wydarzyło. A ja? Moje szczęście mieszało się z paniką.

Przez dwa dni nie mogłem w ogóle się skupić, ale też nie wiedziałem co mam dalej zrobić z Agatą. Jedno nieodebrane połączenie od niej, potraktowałem jako motywację by się z nią spotkać.

Przyszła, wyjątkowo piękna, wręcz zjawiskowa. Ubrana w cieniutką sukienkę wiązaną na szyi, która miała motywy afrykańskie. Wyobraziłem sobie, jak będzie wspaniale wyglądać wśród mirażu afrykańskiego powietrza. Jest taka krucha, a zarazem niebywale delikatna.

Oboje zachowywaliśmy dystans. Jednak było wyczuwalne, że gdybym tylko zrobił jeden gest, Agata otworzyłaby się i przylgnęłaby do moich ramion. Nie potrafiła przerwać spotkania, by odpuścić, ale też nie przekraczała bezpiecznej granicy.

Włóczyliśmy się przez wiele godzin po mieście. Gdy zrobiło się ciemno, przysiedliśmy na jednej z ławeczek. Widać było, że zaczyna się jej robić chłodno. Wywołała u mnie czułość i opiekuńczość. Coś czego dawno z siebie nie mogłem wydobyć. Przygarnąłem ją do siebie. Otuliłem ramionami. Nie wiem kiedy, nasze usta znowu się spotkały. Tym razem pocałunki były odważniejsze.

– Odprowadzę Cię – wyszeptałem jej do ucha.

Pierwszy raz pozwoliła się odprowadzić pod mieszkanie, w którym wynajmowała pokój. Na pożegnanie jeszcze raz mocno się pocałowaliśmy i uściskaliśmy. Weszła na klatkę. Była taka spokojna, zakochana…

Po drodze dostałem wiadomość na telefon „Jestem szczęśliwa…”

Przystanąłem. W mojej głowie nagle zaczęło pojawiać się sto myśli na minutę. Czy my jesteśmy już parą? Czy to jest kobieta, na którą czekałem całe życie? Czy to z nią muszę wziąć ślub i zostać ojcem jej dzieci? Im więcej pytań pojawiało się w mojej głowie, tym wpadałem w większą panikę.

Jaki ślub, jakie dzieci? A co jeśli, się w niej odkocham? Co jeśli nie będziemy jednak razem szczęśliwi? Boże, przecież ona za kilka miesięcy ma wyjechać do Ugandy. Co jeśli ją zatrzymam, a nie będziemy szczęśliwi? To nie może się udać!

Włączyłem skrzynkę mailową. Jeden mail od Agaty, który był przeze mnie spychany już od kilku tygodni. Bałem się go otworzyć. Jednocześnie serce biło mnie jak szalone. Czy jest na mnie wściekła za to, że przestałem się odzywać? Może napisała mi list miłosny i prosi w nim o szansę dla nas? Jedyne co czułem to skołowanie. Chciałem być blisko niej, ale tak się tego cholernie bałem. Bałem się tego, że będę musiał już przy niej być do końca życia. Do jasnej cholery, czy właśnie nie chodziło o to w tych wszystkich dniach, kiedy się spotkaliśmy, by zdobyć jej serce, by w końcu zdobyć miłość mojego życia?

Otworzyłem maila „Cześć, chciałabym się z Tobą spotkać przed moim wyjazdem. Mam przyspieszony termin wylotu na 20 lipca. Agata.”

Spojrzałem na kalendarz… To za dwa tygodnie! Znowu wpadłem w popłoch tym razem, że ją stracę na dobre. Zadzwoniłem. Ku mojemu zaskoczeniu bez problemu mogła spotkać się za godzinę w tym samym parku, w którym ostatnio się tak namiętnie całowaliśmy.

Przyszła. Opalona, ze zmienioną fryzurą. Ubrana była w jasnobeżowe krótkie spodenki i białą koszulkę. Cudownie podkreślały jej ciemną karnację. Natomiast ubrane koturny, jeszcze bardziej wysmuklały jej zgrabne nogi. Wyglądała cudownie. Wyjęła z uszu słuchawki, z których rozbrzmiewały się prawdopodobnie lekcje angielskiego.

– Cześć – wyciągnąłem w jej kierunku rękę.

Spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Ale odwzajemniła uścisk. Dopiero po chwili zorientowałem się, że właśnie przez ten gest wywołałem między nami zupełnie inną sferę. Zamiast bliskości, jakbyśmy odbywali oficjalną rozmowę.

– To mówisz, że wyjeżdżasz za dwa tygodnie? – już wiedziałem, że kompromituję się na pełnej linii.

– Tak – odpowiedziała zdawkowo. Chyba już żałowała, że w ogóle przyszła.
– Boisz się?

– Nie.

– A jak tam Twój angielski? – zerknąłem na słuchawki, które zwisały z jej torby.

– Całkiem nieźle.

Oczy Agaty były skierowane na odległą fontannę i bawiące się przy niej dzieci. Zapadła niezręczna cisza.

– Agata… – wyszeptałem.

– Tak? – dziewczyna spojrzała na mnie z nadzieją? Wpatrywała się tak długo, aż wydusiłem z siebie słowa, które miałem wrażenie, że wypowiada ktoś inny niż ja.

– Agata, jesteś wspaniałą dziewczyną, ale ja chyba na Ciebie nie zasługuję. Zobaczysz, wyjedziesz, będziesz szczęśliwa – odgarnąłem z jej czoła kosmyk włosów.

Jej oczy mocno się zaszkliły. Odwróciła wzrok, pokiwała kilka razy głową, pociągnęła nosem i wstała.

– Wiesz, myślałam… Myślałam, że Ty… Ale byłam głupia.

Agata odwróciła ode mnie, wytarła oczy chusteczką i poszła przed siebie.

Siedziałem na ławce i patrzyłem jak odchodzi. Nie czułem nic. Nie czułem ulgi, ale i też nie byłem załamany. Tak, ja nie mogłem mieć serca. Koncertowo schrzaniłem sprawę, była mi bardzo bliska. Ale gdy tylko pomyślałem o tym, że to już ma być na zawsze miałem wrażenie, że dopadają mnie objawy klaustrofobii. To było straszne. A najgorsze w tym wszystkim było to, że przez cały czas myślałem o sobie, a nie o Agacie.

Kilka miesięcy później zobaczyłem stronę fundacji, z której wyjechała Agata. Dosłownie dwa dni wcześniej wstawiono jej zdjęcie na tle malutkiego domku. Otoczona była grupką czarnoskórych dzieci. Pod spodem znajdował się jej list, w którym relacjonowała jak czasami jest ciężko, ale formacja daje jej wiarę w lepsze jutro. Miała ogromną wiarę. Znajdowała się na końcu świata, z dala od cywilizacji, narażona na wojny domowe, malarie i inne choroby tropikalne. Mimo to, pisała przepełniona nadzieją, że każdy z nas kiedyś odnajdzie swoje miejsce na Ziemi, swoje powołanie, i na pewno zapomni o wszystkim co było złe w naszym życiu.

Wiedziałem, że pisze między innymi o mnie, o swoim byłym chłopaku i innych koszmarach swojego życia.

Pod relacjami znajdowało się jeszcze kilka zdjęć. Na jednym z nich pomagała opatrywać małe dziecko. Przy niej był młody lekarz, który podczas pozowania, nie patrzył wcale w kierunku obiektywu, ale na Agatę. Ukłucie zazdrości przemieszało się z uczuciem pustki. Taka wspaniała dziewczyna, a ja ją po prostu spławiłem…

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.