Imigranci na granicy z Polską: „idziemy po wasze kobiety”!

Chociaż informacje te są konsekwentnie zatajane przez środki masowego przekazu, fala imigracyjna dotarła również do Polski. Imigranci właściwie bez przeszkód przedostają się na teren naszego kraju, między innymi poprzez przejście graniczne w miejscowości Słubice. Mieszkańcy miasta obawiają się wychodzić po zmroku z domów. Twierdzą, że służby porządkowe niechętnie zajmują się imigrantami, a patrol straży miejskiej złożony z dwóch atrakcyjnych pań musiał ratować się ucieczką.

Co tak naprawdę dzieje się na granicy?

Jesteśmy studentami dziennikarstwa otwartymi na ważne społecznie tematy.

Z dużym niepokojem przeczytaliśmy alarmującą wiadomość, którą otrzymaliśmy od jednej z mieszkanek Słubic. Zwłaszcza, że jak do tej pory sądziliśmy problem emigrantów – znany głównie z Niemiec – jeszcze nas nie dotyczy. Postanowiliśmy więc dokładniej przyjrzeć się tej sprawie i osobiście porozmawiać z ludźmi. Prawda niestety mrozi krew w żyłach.

Pani Teresa mieszka od urodzenia w Słubicach. Kiedyś pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej, obecnie przebywa na emeryturze. Wynajmuje również mieszkanie młodym kobietom. Między innymi to jedna z nich opowiedziała o napaściach i zaczepkach, których sama padła ofiarą. Całe miasto mówi o zagrożeniu, a jednak z jakiegoś powodu władze zachowują wszystko w tajemnicy.

„Dziewczyny które u mnie mieszkają boją się wychodzić z domu” – Relacjonuje pani Teresa – „To co się dzieje przechodzi wszelkie pojęcie. Nie wiem dlaczego nie mówią o tym głośno w telewizji! Mam nadzieję, że chociaż wy o tym napiszecie w Internecie. Jedną z moich lokatorek osaczyła banda kilkunastu młodych mężczyzn o ciemnej karnacji, mówiących w obcym języku. Nie ma wątpliwości – to byli imigranci. Próbowali złapać ją i przewrócić na ziemię. Wszystko rozgrywało się w pobliżu wielkiego sklepu, w biały dzień. Znajdujący się w pobliżu ludzie nie reagowali, najwyraźniej bali się również o własne bezpieczeństwo. Młodzi mężczyźni bardzo głośno krzyczeli, sprawiali wrażenie jakby byli w jakimś amoku, zachowywali się bardzo agresywnie. Pokazywali charakterystyczny gest, oznaczający podcięcie gardła. Przerażonej dziewczynie cudem udało się wyrwać i uciec. Nie patrzyła dokąd biegnie, znalazła się na tyłach sklepu. Zadzwoniła pod numer alarmowy. Przyjęcie zgłoszenia przebiegało bardzo sprawnie do momentu… gdy dziewczyna nie wspomniała, że została zaczepiona przez imigrantów! Operator zapytał się jej wtedy natychmiast, czy jest pod wpływem alkoholu i czy jest pewna, że zdarzenie rzeczywiście miało miejsce.”

Wygląda więc na to, że służby zostały już poinstruowane, by podobne zdarzenia wyciszać bądź bagatelizować. Dziewczyna upierała się jednak aby na miejsce przysłano patrol policji, oświadczyła, że boi się sama wracać do domu oraz że nagrywa przebieg całej rozmowy. Następnie tylnym wejściem przez magazyn dostała się do wnętrza sklepu, ponieważ tam czuła się najbezpieczniej.

Policja jednak nie przybyła na miejsce.

Sprawa na tyle nas zbulwersowała, że nie chcieliśmy dawać wiary słowom pani Teresy. Wydawało nam się niemożliwe, aby służby porządkowe zbagatelizowały taką informację. Na szczęście pani Dominika wróciła właśnie do domu z pracy i mogliśmy z nią porozmawiać osobiście. Jej relacja była jeszcze bardziej dramatyczna:

„Strasznie się bałam, że oni są gdzieś w pobliżu i w każdej chwili mogą wejść do marketu w którym się schowałam” – mówiła roztrzęsiona – „cały czas liczyłam na przyjazd policjantów, a szczególnie miałam nadzieję że do mnie oddzwonią. Czekałam przeszło godzinę chodząc między półkami i starając się zobaczyć poprzez przeszklone drzwi co dzieje się na parkingu. Nie widziałam jednak żadnej policji”.

Na naszą sugestię, że patrol jednak się pojawił, lecz policjanci mogli być nieumundurowani dziewczyna tylko kręci głową z niedowierzaniem:

„Gdyby przyjechali, powinni do mnie zadzwonić. Powiedziałam, że chowam się w sklepie. Myślę, że moje zgłoszenie mogło zostać po prostu zignorowane. Zastanawiałam się, czy nie iść zgłosić tej sprawy osobiście, ale jeszcze tej samej nocy coś dziwnego zaczęło dziać się z moim telefonem. Dzwonił kilkanaście razy przez całą noc. To były głuche telefony z zastrzeżonego numeru. Dostałam też bardzo dziwnego mms-a przedstawiającego zdjęcie z kamery przemysłowej. Na tym zdjęciu byłam ja sama w okolicach sklepu w którym pracuję. Następnego dnia telefon sam zrobił mi zdjęcie, kiedy tylko spojrzałam na wyświetlacz. Bardzo mnie to wszystko przeraziło. Jestem pewna, że sprawa ma jakieś drugie dno i że to było ostrzeżenie, groźba, że mam siedzieć cicho.

Jesteśmy zszokowani i prosimy Dominikę by pokazała nam to dziwne zdjęcie. Nie ma wątpliwości, że mówi prawdę.

„To czubek góry lodowej”

Pani Teresa relacjonuje, że to tylko jedna z bardzo wielu podobnych sytuacji. Wszyscy sąsiedzi na osiedlu również są mocno zaniepokojeni. Twierdzą, że w nocy ktoś chodzi pod oknami i próbuje zaglądać do środka. Niedawno sąsiad pani Teresy spłoszył mężczyznę, który wdrapał się na balkon (mieszka na pierwszym piętrze) i usiłował podglądać jego córkę. Ludzie montują dodatkowe zamki w drzwiach, kraty i alarmy. Niektórzy bezskutecznie usiłują uzyskać pozwolenia na broń, ale w naszym kraju jest to właściwie zupełnie niemożliwe.

Dzieci ze szkoły podstawowej opowiadają, że zostały zaczepione przez kilku mężczyzn o ciemnym kolorze skóry, którzy mówili w obcym języku. Jeden z nich złapał za włosy dziewięcioletnią dziewczynkę i nie chciał puścić, wykrzykując coś głośno. Drugi rozpiął jej tornister i wysypał całą zawartość na chodnik. Od tej pory dzieci zawsze odprowadza ktoś dorosły.

Gdy usiłowano zgłaszać te incydenty organom ścigania za każdym razem kończyło się na informacji, że „nie popełniono żadnego przestępstwa i nic się nie da w tej sprawie zrobić”.

„Ludzie chcą organizować Straż Obywatelską” – Mówi Pani Teresa – „Młodzi mężczyźni umawiają się, że będą patrolować ulice. Jednak najczęściej to właśnie oni są zatrzymywani i legitymowani przez policję, która każe im rozejść się i wracać do domu. Imigrantów za to widać niemal na każdym kroku i są właściwie nietykalni. Nie mają dokumentów i nic nie można im zrobić. Kilka dni temu postawiono przy moście patrol straży miejskiej, chyba tylko po to, by uspokoić nastroje. Były to dwie młode, atrakcyjne dziewczyny. Jednak nie minęło pół godziny, jak one same stały się obiektem niewybrednych żartów ze strony imigrantów, którzy pokazywali w ich stronę niedwuznaczne gesty. Duże grupa otoczyła te dwie kobiety ze wszystkich stron, a one były zupełnie bezradne. Zaczęły się wycofywać, a potem po prostu uciekły, widząc, że nie są w stanie nic zdziałać”.

„Wchodzą do sklepów, biorą co chcą i wychodzą” – Opowiadają przerażone kobiety – „Sąsiadowi wynieśli prawie cały sklep. Najgorsze jest to, że niczego się nie obawiają. Zachowują się jakby przyszli po swoje! Tego nie da się po prostu opisać. Jeżdżą komunikacją miejską bez żadnych biletów i nikt ich nie sprawdza. Poruszają się wielkimi chmarami, w dużych grupach. Są po prostu ponad prawem!”.

„Idziemy po wasze kobiety!”

Nie do końca chcemy dowierzać, chociaż relacje kobiet robią na nas ogromne wrażenie. Postanawiamy przejść się po mieście. Jest jeszcze całkiem widno, chociaż zbliża się już godzina osiemnasta. W końcu rzeczywiście napotykamy sporą grupę dziesięciu dobrze zbudowanych mężczyzn o śniadej karnacji. Niektórzy z nich mają twarze przysłonięte kapturami. Siedzą dosłownie na ulicy, tarasując chodnik. Przestraszeni przechodnie omijają ich szerokim łukiem. Nie mamy wątpliwości, że są to przybysze z krajów arabskich. Widzimy że piją piwo i wykrzykują coś głośno. Na początku żartujemy z tego, że wyznawcy Islamu nie powinni sięgać po trunki wyskokowe. Szybko jednak przestaje nam być do śmiechu. Jedna z kobiet, młoda dziewczyna z słuchawkami na uszach jest pogrążona w myślach i przechodzi zbyt blisko grupy mężczyzn. Jeden z nich łapie ją za nogę w kostce i nie chce puścić. Pozostali śmieją się głośno. Być może uważają, że to świetny dowcip. Dziewczyna usiłuje się wyrwać ale nie jest w stanie.

Coś sprawia, że podbiegamy w ich stronę. Chyba nie mamy zbyt dużych szans, ale nie możemy też przyglądać się całkiem obojętnie. Głośne śmiechy zamierają, a na twarzach ciemnoskórych mężczyzn widzimy zimną nienawiść. Ten który złapał dziewczynę za nogę puszcza ją i cała jego uwaga skupia się na nas. Kobieta ucieka panicznie z płaczem. Potężnie zbudowany Arab wstaje i idzie w naszą stronę. Nagle w jego ręce pojawia się duży nóż.

Na szczęście jego kompani powstrzymują go, wykrzykują coś w nieznanym nam języku, ale z gestów domyślamy się, co mogą oznaczać wypowiadane przez nich słowa – zostaw, jeszcze nie teraz!

Mężczyzna wprost zieje nienawiścią. Wyczuwamy, że gdyby nie został powstrzymany, rzuciłby się na nas w szaleńczym amoku. Wreszcie wykrzykuje kilka razy w naszą stronę łamaną angielszczyzną:

We are going to take your women!

“Idziemy zabrać wasze kobiety!”. Chcąc uniknąć dalszej eskalacji konfliktu oddalamy się w swoją stronę. Po drodze napotykamy patrol straży miejskiej. Postanawiamy opowiedzieć im o zdarzeniu. „Nikt nie może zabronić ludziom żartować, ani śmiać się głośno. Prywatnie się z wami zgadzamy, ale służbowo nie możemy wiele zrobić. To cudzoziemcy, mają inny wzorzec kulturowy. Wyciągnięcie noża to u nich gest służący podkreśleniu własnej męskości. Nie oznacza chęci ataku.”

Publiczna egzekucja kobiety – odcięcie głowy.

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.