Gasnący płomyk nadziei

– Cześć Ludwiku. Przyniosłam dziś Twoją ulubioną książkę. Wiem, że sam byś ją chętnie jeszcze raz przeczytał. Ale… Dobra Kochanie, zaraz wezmę okulary i pomogę Cię. Wiesz, tylko zajrzę do pielęgniarki, spytać się czy mogę jeszcze coś dla Ciebie zrobić.

Przymknęłam powieki. Na chwilę wróciłam wspomnieniami do tamtych dni. Mój mąż uległ wypadkowi samochodowemu. Pijany kierowca wyjechał mu z naprzeciwka. Jemu nic się nie stało. A mój mąż dokładnie od 253 dni leżał w śpiączce.

– Witaj Ludwiku, dzisiaj nie będę Cię męczyła książkami. Poszukamy innej metody. Chociaż, może mnie słyszysz, nawet teraz, gdy do Ciebie mówię zwykłe, nic nieznaczące słowa. Wiesz, jestem wyjątkowo rozgoryczona. Lekarz dziś stracił wiarę. A może on stracił ją wcześniej, tylko dopiero dzisiaj mi o tym miał odwagę powiedzieć. I wiesz co mi zaproponował? Żebym oddała Cię innym potrzebującym ludziom. Mam Cię po kawałku porozdawać innym chorym.

Nie wiem dlaczego powiedziałam to mojemu mężowi. To była chyba jedyna chwila, w której łudziłam się, że jednak mnie nie słyszy. Ból jaki zadał mi tamtego dnia lekarz prowadzący mojego męża, był niewyobrażalny. Oddać mojego męża na przeszczepy?

– I co, zastanowiła się Pani? Nie chcę naciskać, ale w tym czasie umiera wielu innych potrzebujących – na samym wejściu na oddział, lekarz przywitał mnie w konkretnym stylu.

– Mój mąż też umiera, a mu jakoś nie chcecie pomóc – skwitowałam i ruszyłam do sali, w której leżał Ludwik.

Czułam się oszukana. Nie tylko przez lekarzy, ale przede wszystkim przez służbę zdrowia. Nie wiedziałam, czy w ogóle mogę im zaufać. A jeśli nie? Jeśli to była prawda, że wymyślono pobieranie narządów, tylko dla pobudek finansowych? Byłam skołowana.

– Ludwiku, a może Ty już jesteś po tej drugiej stronie? Może tutaj leży tylko Twoje ciało? Może rozmawiał wyłącznie z Twoją zewnętrzną skorupką, a w środku Ciebie już dawno nie ma? Boję się. Czyżbym bała się samotności, dlatego żądam od lekarzy, by Cię trzymali przy życiu, którego już dawno w Tobie nie ma? Daj jakiś znak co mam zrobić… Proszę… Boże pomóż mi, bo nie wiem co mam począć…

Mijały kolejne dni. Odwlekałam decyzję w nieskończoność. Chociaż gdzieś z tyłu głowy pojawiło się przekonanie, że lekarze mają rację. Zajmujemy tylko niepotrzebnie łóżko, serce, nerki, ktoś mógłby na tym lepiej skorzystać. Takie i podobne myśl towarzyszyły mi już niemal każdego dnia. Podjęłam decyzję, że dzień po urodzinach mojego męża Ludwik odejdzie. Nie mówiłam jeszcze nic lekarzowi. Nie chciałam by mnie złamał i przekonywał do przyspieszenia terminu. Do jego oficjalnej śmierci zostały dwa tygodnie.

Ten cza spędzałam całkowicie samotnie. Chyba zaczęłam już przeżywać wewnętrzną żałobę. Przeglądałam nasze wspólne zdjęcia, pakowałam jego rzeczy do szarych kartonów. Nie chciałam się ich całkowicie pozbywać. Postanowiłam, że na razie przeniosę je na strych. Gdy pakowałam kolejny karton jego idealnie wyprasowanych koszul, zadzwonił telefon.

– Proszę szybko przyjechać do szpitala, Pani mąż… – rozłączyłam się. Jutro miały być jego urodziny. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Dlaczego nie dał mi wystarczająco czasu, żeby się z nim pożegnać?

Pojechałam do szpitala taksówką. Nie miałam siły prowadzić auta. Szłam przez jasne korytarze, twarze pielęgniarek, lekarzy, innych pacjentów rozmazywały mi się od napływających do oczu łez. Nie wierzyłam, że to już dziś. Nie byłam na to gotowa. Chciałam się oszukać, że pojutrze przyszłabym tutaj przygotowana na śmierć człowieka, którego kochałam ponad wszystko. Jego odejście było dla mnie zaskoczeniem.

– Dobrze, że Pani już przyszła – pielęgniarka doskoczyła do mnie. Mimo to, szłam w kierunku sali mojego męża.

– Proszę poczekać – siostra próbowała mnie skutecznie stopować – Zanim tam Pani wejdzie, musi Pani o czymś wiedzieć…

Weszłam do sali. Ludwik miał otwarte oczy. Rozglądał się niepewnie. Nie mogłam uwierzyć w ten widok. Nie wiedziałam co się dzieje. Spojrzałam zdezorientowana na pielęgniarkę.

– Pani mąż przed chwilą się wybudził. Niestety nic nie pamięta. Chciałam to powiedzieć, żeby Pani się nie wystraszyła – pielęgniarka rzuciła to jednym tchem i wyszła z pokoju.

– Ludwik, Kochany Ty mój. Żyjesz – Rozpłakałam się na dobre.

Mój mąż leżał nie wiedząc co się dzieje. Nie wiedział kim jestem i po co przyszłam. Stracił pamięć. Ale liczyło się to, że się obudził, że wrócił z dalekiej podróży.

– Panie doktorze – zawołałam lekarza prowadzącego mojego męża – dobrze, że Pana nie posłuchałam – dodałam cierpko.

Człowiek w białym kitlu spojrzał na mnie znad dokumentów, które właśnie podpisywał – Cieszę się – odpowiedział i pomknął w kierunku pokoju lekarskiego.

Podeszłam do pielęgniarki.

– Co powinnam zrobić, żeby zmienić lekarza prowadzącego dla mojego męża?

/foto: www.freeimages.com/

Prawa autorskie

Wszelkie materiały (w szczególności: artykuły, opowiadania, eseje, wywiady, zdjęcia) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.